Radio Białystok | Gość | Mariusz Sokołowski [wideo] - dyrektor Szkoły Podstawowej nr 20 w Białymstoku, laureat konkursu Nagroda POLIN 2023.
Wciąż jest dużo do zrobienia w sprawie pamięci o żydowskiej przeszłości i tożsamości Podlasia - mówi Mariusz Sokołowski.
Mariusz Sokołowski - dyrektor Szkoły Podstawowej nr 20 imienia generała Władysława Sikorskiego w Białymstoku - został laureatem konkursu Nagroda POLIN 2023. Dlaczego otrzymał to wyróżnienie i co ono oznacza dla niego i jego działalności społecznej? O tym rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Dyrektor Muzeum POLIN Zygmunt Stępiński podczas uroczystości wręczenia nagród powiedział, że pan i inni wyróżnieni chronią pamięć o tych, którzy zostali zapomniani, przywołują z niebytu niewypowiedziane od dekad imiona i nazwiska. Odkrywają, popularyzują ich historię, przywracają wspomnienia. Kultywują to, co w ludzkiej naturze najszlachetniejsze i najgodniejsze. Oddają szacunek minionym pokoleniom. Bardzo piękne są to słowa. Jak panu udało się to zrobić w Białymstoku?
Mariusz Sokołowski: Dyrektor muzeum powiedział wszystko to, co było moją motywacją od początku zainteresowania się tym tematem. Zaczęło się w 2007 roku. Jeszcze jako student socjologii uczestniczyłem w projekcie Szlak Dziedzictwa Żydowskiego w Białymstoku. Grupa studentów i doktorantów wytyczyła taki szlak, to chyba był pierwszy ze szlaków turystycznych w Białymstoku, składający się z 36 miejsc związanych z białostockim Żydami. Dla mnie jako absolwenta historii było to odkrywcze, że tak naprawdę Białystok był miastem polsko-żydowskim. Nie ma tak naprawdę w centrum miasta miejsca, które by się z tymi białostockimi Żydami nie nie wiązało. Skoro ja, jako absolwent historii, byłem tym zafascynowany i zaskoczony, że o tym nie wiedziałem, to osoby, które się historią nie interesują, tej wiedzy nie miały. To była jedna z moich motywacji.
Czy teraz jest lepiej, jeżeli chodzi o tożsamość żydowską Białegostoku?
Przez kilkanaście lat mojej działalności społecznej, widzę bardzo dużą zmianę. Takim, można powiedzieć, momentem symbolicznym, w tym odkrywaniu polsko-żydowskiej przeszłości, były tegoroczne obchody 80. rocznicy powstania w getcie białostockim. Dużo się wydarzyło. Chociażby upamiętniono miejsca, gdzie były bramy do getta, powstał mural właśnie przy Placu Mordechaja Tenenbauma, przyjechali znamienici goście. Wydaje mi się, że to jest jakaś klamra. W tym temacie jest jeszcze naprawdę dużo do zrobienia.
Mówi pan o Białymstoku czy ogólnie o województwie?
Teraz mówię o Białymstoku, ale w wielu miejscowościach, takich jak Orla, Wasilków, Choroszcz i tak mógłbym wymieniać, są ludzie - aktywiści, dla których ta historia jest ważna, którzy dbają o cmentarze żydowskie, próbują opiekować się synagogami i robią naprawdę wszystko, żeby w taki prawdziwy sposób opowiadać o polsko-żydowskiej historii. Tak naprawdę nie ma polskiej historii bez Żydów.
Mówi pan o jednostkach tak naprawdę, o społecznikach, o osobach zaangażowanych oddolnie. Czy nie ma pan wrażenia, że często na poziomie samorządów ten temat jest specjalnie przemilczany? Jest to niestety wciąż u nas niewygodny temat.
Tak się zdarza. Mam przyjaciół, którzy się tym tematem mocno zajmują i spotykają się często z nieprzychylnością czy to małych społeczności lokalnych, czy nie mają wsparcia w przedstawicielach samorządu. Ja akurat funkcjonuję w dwóch miejscowościach: w Wasilkowie i w Białymstoku i tak się składa, że akurat i prezydenci Białegostoku i burmistrz Wasilkowa są otwarci na ten temat, dbają o tę pamięć, zaczynają nadawać temu taką większą wagę. Za tym też idzie zainteresowanie ze strony społeczności lokalnych. Takim przykładem są spacery śladami białostockich żydów w tym roku. Na te spacery przychodziły liczby około 150-200 białostoczan, żeby tę historię poznać. Za tym też idzie wzrost zainteresowania mieszkańców.
Białostoczanie poznają tę historię. Podejrzewam, że w większości to dorośli. Czy nie powinniśmy zaczynać już na etapie szkoły? Jako dyrektor, jako też laureat nagrody POLIN, czy uważa pan, że ta lokalna historia powinna być szerzej omawiana w podstawie programowej?
Oczywiście zgadzam się, ale podstawa programowa daje naprawdę duże pole do popisu dla nauczyciela. Ja jak zacząłem pracować w 2007 roku w Wasilkowie, to takich partnerów w poznawaniu tej historii lokalnej, nie tylko tej żydowskiej, znalazłem w uczniach. Naprawdę uczniowie powinni się zajmować historiami swoich małych ojczyzn. Poznawać historię lokalnych Żydów, ale również jest dużo nieopowiedzianych rodzinnych historii, które czekają na odkrycie i uczniowie mądrze pokierowani potrafią być naprawdę zdeterminowanymi badaczami, potrafią się w to mocno zaangażować.
Jest na to czas w trakcie lekcji?
Tutaj dotykamy problemu związanego z funkcjonowaniem polskiej szkoły. Taki system 45-minutowy, związane z tym ograniczenia, to, że też nauczyciele cały czas gdzieś biegają pomiędzy jedną a drugą szkołą... Nie ukrywajmy, czasami też zarobki, które mogą demotywować, nie pomagają temu, żeby i nauczyciel i uczniowie mogli w pełni rozwinąć skrzydła, podróżować w edukacji, a nie tylko zaliczyć te kolejne lekcje i czekać na ostatni dzwonek.
Nie wchodząc głęboko w politykę, rozumiem, że czeka pan na zmiany.
Myślę, że całe nasze środowisko oświatowe czeka na zmiany. To nie chodzi o personalne zmiany. My oczekujemy głębokiej debaty o polskiej oświacie, o kierunkach, które powinny gdzieś zostać przyjęte, na dialog wielu środowisk, żebyśmy zaplanowali, zaprojektowali naszą polską edukację na miarę XXI wieku.
Wracając do nagrody POLIN. To z pewnością duża nobilitacja, ale też duża motywacja. Jakie możliwości otwiera to wyróżnienie?
Na razie jeszcze ze wszystkiego sobie nie zdaję sprawy. Ta nagroda ma już taką swoją renomę i ten temat do tzw. mainstreamu gdzieś dotarł. Od wczoraj mój telefon grzeje się od wiadomości, od telefonów, co dla mnie jest takim totalnym zaskoczeniem. Dostałem już chyba setki życzeń, wiele ludzi dziękuje mi za moją działalność. Tego na co dzień po prostu człowiek nie czuje. To jest rewelacyjne uczucie. Na pewno takie nagrody legitymizują nasze działania. Zależy mi na tym, żeby traktować mnie jako partnera przy różnych działaniach w temacie edukacji czy przywracania pamięci o podlaskich Żydach.
Co jeszcze chciałby pan zrobić? Co uważa pan, że jeszcze należy zrobić w Białymstoku?
Jest jeszcze dużo do zrobienia, bo jednak kilkadziesiąt lat takiej amnezji, zapomnienia, spowodowało, że naprawdę jest cała masa rodzin, potomków ocalonych, którzy chcieliby upamiętnić imiennych. Powstały też w Białymstoku pierwsze stolpersteiny przy kamienicy Samuela Pisara, już kolejne rodziny się odzywały, że też chciałyby w miejscach, gdzie kiedyś mieszkali ich potomkowie, takie kamienie postawić. Osobiście też chciałbym zadbać o cmentarz w Wasilkowie, bo lapidarium, które powstało ponad 10 lat temu, już trochę zaczyna się sypać, a od czasu do czasu też zdarzają się dewastacje. Chciałbym, żeby po prostu to się nie powtarzało.
Bardzo ciekawą inicjatywą miasta było zaznaczenie ram getta w centrum Białegostoku. Czy uważa pan, że warto byłoby to rozszerzyć, wzorem innych miast, chociażby Lublina?
Myślę, że każde miasto powinno szukać swojego autorskiego pomysłu na upamiętnianie. Nie tylko warto upamiętniać getto i Holokaust, ale warto szukać postaci, które zasłużyły się dla Białegostoku, promować w jakiś sposób, nadawać nazwy ulic. Tak jak pan powiedział, skupić się też na edukacji. Historia lokalna powinna być częścią naszych programów, historyków uczących w białostockich szkołach podstawowych i średnich.