Radio Białystok | Gość | dr hab. Adam Gendźwiłł - politolog, socjolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert Fundacji Batorego
"Kampania wyborcza w tym roku jest bardzo spolaryzowana. To jest trochę pochodną tego, jak wygląda polityka w Polsce. Ona jest coraz gorętsza jeśli chodzi o taką temperaturę sporu" - mówił w Polskim Radiu Białystok dr hab. Adam Gendźwiłł.
Za niecałe 33 dni będziemy mogli wybierać posłów i senatorów na kolejną kadencję. 15 października odbędzie się też referendum. Kampania z każdym dniem się rozkręca. Z Adamem Gendźwiłłem rozmawia Edyta Wołosik.
Edyta Wołosik: Kampania z każdym dniem się rozkręca. Pana zdaniem idzie w dobrym kierunku, czy też niekoniecznie? A nawiązuję tu do tego, że bardziej słyszymy atakowanie różnych stron siebie nawzajem niż merytoryczną dyskusję.
Adam Gendźwiłł: Można powiedzieć, że kampania zmierza we właściwym kierunku, bo z dnia na dzień zbliżamy się do terminu wyborów. Celem kampanii jest to, żeby podczas wyborów Polacy mogli podjąć decyzję i zagłosować przede wszystkim w wyborach do Sejmu i Senatu na tych przedstawicieli, których będą uważali za najlepszych. To jest ten moment, w którym rzeczywiście można zdecydować o kształcie polityki na najbliższe lata.
Natomiast rzeczywiście, kampania wyborcza w tym roku jest bardzo spolaryzowana. To jest trochę pochodną tego, jak wygląda polityka w Polsce. Ona jest coraz gorętsza jeśli chodzi o taką temperaturę sporu, przez co te hasła programowe - one odchodzą trochę na dalszy plan. Są tylko takim sygnalizowaniem pozycji, ale przede wszystkim kampania skupia się na walce dwóch głównych bloków, czyli dwóch głównych sił politycznych. I one symetrycznie atakują się.
Natomiast oczywiście wyborcy mają do podjęcia wiele decyzji, bo pamiętajmy że to nie jest decyzja tylko o tym, żeby zagłosować na taką czy inną partię, ale to również decyzja o tym, żeby zagłosować na konkretnych kandydatów. Bo krzyżyk na karcie stawia się nie przy nazwie konkretnej partii tylko przy imieniu i nazwisku konkretnego kandydata.
Mówimy o tym, że ścierają się przede wszystkim te dwie główne partie. Wiadomo że wśród zwolenników każdego ugrupowania jest grupa niezdecydowanych. I jest też grupa niezdecydowanych ogólnie wyborców. Pana zdaniem - obserwując już to, co się dzieje w tej kampanii wyborczej - można stwierdzić że ugrupowania, kandydaci próbują zmobilizować tych swoich zwolenników, a nie sięgają po tych ogólnie niezdecydowanych?
Tych niezdecydowanych rzeczywiście jest coraz mniej. I to jest naturalny bieg rzeczy - im bliżej dnia wyborów, tym bardziej w kolejnych sondażach opinii publicznej ten odsetek osób niezdecydowanych będzie maleć. Osoby, które deklarują niezdecydowanie stopniowo będą musiały wyrobić sobie jakąś opinię albo zdecydować, że nie wezmą udziału w głosowaniu. To też oczywiście się czasem zdarza.
Natomiast wszystkie badania pokazują, że to właśnie niezdecydowani są takim "łowiskiem" na którym partie polityczne chcą najbardziej łowić, więc jakaś część komunikatów właśnie wydawanych przez partie polityczne w trakcie kampanii jest właśnie po to, żeby tych niezdecydowanych przyciągać, przekonywać. Tyle, że są dwa rodzaje przekonywania. Jeden rodzaj przekonywania jest taki, że chodzi o przyciągnięcie do siebie, drugi rodzaj przekonywania jest takim odstraszeniem od przeciwnika. Co w rezultacie powinno się przełożyć na taki głos z rozsądku dla tej partii, która taki komunikat wydaje.
Oczywiście 15 października dowiemy się, kto bardziej przekonał. Poznaliśmy oczywiście programy ugrupowań - przede wszystkim tych, które walczą tutaj o zwycięstwo. Prawo i Sprawiedliwość to np. 500 plus podwyższone do 800 plus, wprowadzenie emerytur stażowych, a do tego przyjazne osiedle, dobry posiłek w szpitalu czy bon wycieczkowy dla młodzieży. Jeśli chodzi o Koalicję Obywatelską - podwyższenie kwoty wolnej od podatku z 30 do 60 tys. zł, postulaty dotyczące kobiet, prawo do bezpłatnego znieczulenia przy porodzie czy bezpłatne badania prenatalne. Oczywiście też mówimy o różnych programach Konfederacji, Trzeciej Drogi, Lewicy - jeszcze nie wszyscy też przedstawili takie konkrety do końca. Ma pan wrażenie, że to jest takie odnoszenie się do takich bardzo społecznych spraw w tej kampanii?
Oczywiście te obietnice wyborcze bardzo ogniskują się wokół kwestii społecznych. Powiedziałbym że w programie Koalicji Obywatelskiej jest jeszcze akcentowany powrót do praworządności, przywrócenie pewnych konstytucyjnych zasad. To jest element sporu o to, czy one rzeczywiście są naruszone i jak powinno się je przywrócić...
A z kolei - jeśli mówimy tak bardziej globalnie - to w programie Prawa i Sprawiedliwości ta kwestia bezpieczeństwa - co tutaj na Podlasiu ma ogromne znaczenie - też jest wybijana w tej kampanii.
Tak. No więc jest tak, że partie polityczne akcentują bardzo mocno te kwestie, których czują się właścicielami, czy też - można powiedzieć - te kwestie, które są strategicznie ważne dla wizerunku partii politycznych. W związku z tym starają się nie wpuścić na to swoje pole przeciwników oferując jak najwięcej haseł z jakiejś konkretnej dziedziny.
W przypadku Prawa i Sprawiedliwości dodatkowym elementem to referendum, które odbędzie się równocześnie z wyborami do Sejmu i Senatu. To jest referendum, które podbija pewne konkretne kwestie, które są też bardzo wygodne i ważne z perspektywy programu PiS.
Oczywiście programy polityczne są coraz bardziej konkretne, ale nie zapominajmy że to oczywiście są przede wszystkim hasła, które mają zbudować wizerunek partii politycznych. Prawo i Sprawiedliwość jest też w takiej szczególnej pozycji, że pisząc program na przyszłość musi jednocześnie w jakimś sensie przedstawić swoje sukcesy, osiągnięcia z ostatnich kadencji. Podczas gdy partie opozycyjne traktują też kampanie wyborczą nie tylko jako moment do przedstawienia swoich propozycji, ale również moment rozliczenia. Przypomnienia wszystkich potknięć rządzących.
Kampania wyborcza nie jest tylko a propos przyszłości, ona jest również a propos rozliczenia tego, co było w ostatnich latach.
Jeśli chodzi o takie komitety ogólnopolskie PiS, KO, Konfederacja, Trzecia Droga, Lewica - to mamy. Ale jest też takie zaskoczenie jeśli chodzi o taki region jak województwo podlaskie - Bezpartyjni Samorządowcy. O ile słyszymy o różnych samorządowcach angażujących się w tę dużą politykę, to jednak tu może być zaskoczenie i może się pojawić pytanie - jaki w tym sens, skoro jedynką jest Piotr Koszarek z Wrocławia? I ta lista w większości wypełniona jest kandydatami z Wrocławia.
Bezpartyjni Samorządowcy to jest ugrupowanie, które nie jest zupełnie nowe. To jest coś, co istnieje już od dłuższego czasu - taka inicjatywa, która wywodzi się z Dolnego Śląska. Stąd też ogromna liczba kandydatów rozsianych po całej Polsce - "eksportowanych" z Dolnego Śląska, czy to z Wrocławia czy to z Lubina, gdzie lider tego ugrupowania jest prezydentem miasta.
To jest taki komitet, który zwykle uruchamia się właśnie w okresie przedwyborczym. Może liczyć zwykle na szczątkowe poparcie, zwłaszcza poza swoim matecznikiem. Ale to wystawienie list w całej Polsce jest czymś bardzo strategicznym. To jest ważne dla komitetu wyborczego, żeby zarejestrować listy w całym kraju, bo wtedy może uzyskać prawo do obecności w mediach publicznych, w telewizji ogólnokrajowej, w programach polskiego radia. Więc wtedy komitet może prowadzić kampanię wyborczą na równi z tymi dużymi komitetami.
Politycy samorządowi obecni są też na listach wyborczych wszystkich partii. Oni bardzo często kandydują nie z myślą o tym, żeby zdobyć mandat poselski - zresztą szansa na zdobycie mandatu poselskiego z bardzo długiej listy jest jednak mała. Natomiast oczywiście chodzi o to, żeby też przypomnieć się wyborcom, przypomnieć swój wizerunek, wywiesić trochę plakatów w okolicy. To jest potrzebne samorządowcom po to, żeby ustawić się w blokach startowych przed kampanią wyborczą, która nas czeka przed wyborami samorządowymi w 2024 roku.