Radio Białystok | Gość | Wojciech Pertkiewicz - prezes Jagiellonii Białystok
Przed Jagiellonią budowa drużyny na kolejny sezon. Finansowo w klubie się nie przelewa, dlatego wiele będzie zależeć od rozmów z radą nadzorczą - mówi prezes Wojciech Pertkiewicz.
Znowu była gra poniżej oczekiwań, walka o utrzymanie i rozczarowujące 14. miejsce w tabeli. W ostatniej kolejce piłkarskiej ekstraklasy Jagiellonia Białystok przegrała na wyjeździe z Lechem Poznań 0:2. Postawa drużyny w tym meczu była jak cały sezon - mizerna.
Koniec zmagań w piłkarskiej ekstraklasie nie oznacza początku urlopów dla władz Jagiellonii Białystok. Wręcz przeciwnie, przed prezesem i dyrektorem sportowym budowa drużyny na kolejny sezon.
Z prezesem klubu Wojciechem Pertkiewiczem rozmawia Jerzy Kułakowski.
Jerzy Kułakowski: Emocje związane z meczem z Lechem i po całym sezonie już opadły czy jeszcze w głowie się kotłuje?
Wojciech Pertkiewicz: I opadły, i kotłuje. Zależy, z której strony patrzymy. Mamy za sobą cały sezon, poszczególne mecze gdzieś w sercu i w głowie pozostają, ale jeszcze w niedzielę podsumowaliśmy sobie sezon z dyrektorem sportowym i szykujemy się do zaprezentowania tego radzie nadzorczej, która będzie w środę.
To będzie i podsumowanie sezonu, i też wstępne plany na sezon przyszły. Łukasz Masłowski jest przygotowany na tip top - wie, jakich zawodników szukamy, na jakie miejsca, mniej więcej, w jakim budżecie się poruszamy. Ale sprawa budżetowa jest tak naprawdę kluczowa, żeby móc podjąć kolejne kroki. A wiemy, że tak długo, jak walczyliśmy o utrzymanie w ekstraklasie, to tych ruchów nie mogliśmy dokonywać, bo zawodnicy chcieli wiedzieć, czy rozmawiają z klubem pierwszoligowym, czy ekstraklasowym. Już od kilku tygodni jest oczywiście dużo, dużo łatwiej, ale jeszcze jest sprawa finansowa.
Całe szczęście, że do Poznania Jagiellonia jechała już pewna swego utrzymania. Czy bał się pan tego, że drużyna może spaść do I ligi?
Bardzo długo odsuwałem to od siebie i uważałem, że potencjał i siła drużyny jest na tyle wysoka, że jakością obronimy ekstraklasę bez dwóch zdań i bardziej powinniśmy patrzeć w górę tabeli. Myślę, że mecz wyjazdowy z Miedzią lekko tę pewność zachwiał, mimo że wtedy jeszcze nie było tak źle, ale popatrzyliśmy, że niekoniecznie jest tak różowo, jak nam się wydaje, i mimo że ten potencjał rzeczywiście w drużynie był i nadal uważam, że on rzeczywiście był i jest, to nie do końca został wykorzystany.
Kluczowa okazała się zmiana trenera. Niektórzy mówili, że trzeba było to już zrobić po rundzie jesiennej. Wytrzymaliście tę presję dłużej, ale przyszedł moment, że postawiliście na człowieka nieoczywistego. Na ile było to ryzyko, a na ile zdecydowało o tym to, że nie było lepszego wariantu, mówiąc i o pieniądzach, i o człowieku?
Jeżeli chodzi o Adriana, to po pierwsze była to osoba, która była w klubie. Znamy Adriana, wiemy, jak funkcjonuje, znamy jego zalety, znamy też jego wady. Pewnie nie wszystkie, bo poznajemy się każdego dnia. Trener Siemieniec, pracując na poziomie ekstraklasowym i prowadząc pierwszą drużynę, też wszedł w trochę nowe środowisko i nie wszystkie jego metody dadzą pożądany przez niego efekt. On też będzie musiał uczyć się prowadzenia.
Na rynku jest wielu trenerów, ale jak sobie analizowaliśmy to dużo wcześniej, to po pierwsze dla kilku trenerów, co do których byliśmy bardzo przekonani, bo bronili się klasą samą w sobie, my nie byliśmy ciekawym tematem z powodu tej niepewność Jagiellonii.
Były też kwestie finansowe. Mamy jeszcze na payrollu trenera Stolarczyk, także drugi trener. Ale poszliśmy dosyć mocno, odważnie i postawiliśmy na trenera nieoczywistego i mamy nadzieję, że on też będzie odważny, m.in. we wprowadzaniu młodych zawodników, z którymi miał dużo wspólnego w drużynie rezerw.
Będąc w grupie czysto operacyjne, która spotyka się co tydzień - dyrektor sportowy, trener rezerw, trenerzy poszczególnych CLJ-tek - mamy nadzieję, że z tego będziemy mieli jakiś chleb w przyszłości i że to ich rozeznanie spowoduje, że rozwój tych zawodników będzie jeszcze bardziej dynamiczny i będzie ich więcej dołączało. Ale mają to być zawodnicy jakościowi. Nam nie jest potrzebny przepis o młodzieżowcu, nam jest potrzebna zdrowa ocena umiejętności zawodnika - on ma się bronić umiejętnościami, a nie wiekiem.
Z tego, co pan powiedział, rozumiem, że umowa z trenerem Siemieńcem obowiązuje - utrzymanie drużyny oznacza przedłużenie kontraktu.
Tak, tak się umawialiśmy. Był jeden formalny kłopot, ale został rozwiązany na zarządzie Polskiego Związku Piłki Nożnej, który pozwala w tym momencie współpracować z trenerami dłużej niż do końca rundy, z tymi, którzy jeszcze nie mają licencji UEFA Pro, ale już są na kursie. Są to: Adrian Siemieniec, Kamil Kuzera i trener, który przejmuje Raków, Dawid Szarga. Tych trzech trenerów może legalnie rozpocząć przygotowania z drużynami od 1 lipca.
Trenera Jagiellonia ma, a jaką będzie mieć drużynę? Na co dzisiaj stać klub, jeśli chodzi o finanse, albo może, na co nie stać? O finansach Jagiellonii mówi się dużo i mówi się źle.
Mówi się prawdziwie. Sytuacja nie jest różowa. Na pewno nas stać na kolejną reorganizację finansową. Z czym to się będzie wiązało? Myślę, że będę mądrzejszy po środowym spotkaniu z radą nadzorczą.
Do pewnego poziomu finanse mamy zabezpieczone, niemniej cały czas holujemy dosyć wysokie koszty kontraktów z zawodnikami, którzy odchodzili w poprzednim sezonie. To nie jest tak, jak się potocznie uważa - że podaje się rękę, zawodnik odchodzi i już nie ma kosztów. Jeszcze rok będziemy spłacać Ivana Runje, będziemy spłacać Martina Pospisila, spłacamy Konrada Wrzesińskiego, Bitoka, trenera Stolarczyka. Tu to była świadoma decyzja, ale tamci czterej zawodnicy to takie ogony, które ciągniemy, a one za sobą ciągną sześć zer.
Boleję nad sytuacją Jagiellonii. Nie uważam, że to jest coś normalnego, ale tak jest. Nie krytykuję, muszę z tym się zmierzyć i myślę, że potrzebujemy jeszcze dobrych 10-12 miesięcy, żeby spróbować odciąć przeszłość i powiedzieć, że teraz już jesteśmy tylko i wyłącznie na swoim.
Należałoby pewnie wymienić z pół drużyny tej podstawowej jedenastki. Nie będzie Guala. Nie wiadomo co, chyba że pan prezes wie, z wypożyczonymi Nguiambą i Meną. Wydaje się, że trzeba przebudować blok defensywny, skrzydłowi czy wahadłowi - to wszystko kuleje.
Nie kuleje, bo teraz sezon zakończyliśmy, nie kulejąc. Kuleliśmy w rundzie jesiennej, kiedy rzeczywiście było sporo kontuzji. Na wiosnę było ich dużo mniej. Protokoły wprowadzone przez lekarza Kwiatkowskiego naprawdę zadziałały. Zawodnicy byli zadowoleni.
Co do przebudowy drużyny mamy świadomość odejścia Guala, mamy świadomość odejścia Michała Pazdana, Izraela Puerto i Tomasa Prikryla. Chcielibyśmy współpracować z Nguiambą. Po zakończeniu sezonu dostał on nakaz powrotu do Spezii i zobaczymy, co się wydarzy. Spezia też jeszcze walczy o utrzymanie w Serie A.
Sam Aurélien jest zadowolony. Początkowo był bardzo rozczarowany, ale później wszedł do drużyny, on jest mega pozytywną jednostką, scala szatnię i obcokrajowców, i Polaków, a i też broni się sportowo. Jest to więc zawodnik, z którym chcielibyśmy współpracować, ale przejęcie jego kontraktu jest niemożliwe. On we Włoszech zarabia potężne pieniądze. Znam wysokość jego pensj - to byłaby historycznie wysoka pensja w Jagiellonii, mimo że tutaj paru chłopaków też miało potężne kominy płacowe.
90 tysięcy Ivana Runje to byłoby mało przy Nguiambie?
Bardzo mało.
A co z tymi transferami do? Pan prezes wymienił kilku zawodników, którzy odejdą, więc miejsca są.
Na dziś mamy już podpisanego jednego zawodnika, który do nas dołączy.
Mówimy o młodym Marczuku ze Stali Rzeszów.
Tak, na prawą flankę dołączy do nas obiecujący zawodnik. Pozostałe pozycje, tak jak wspominałem, były uzależnione m.in. od tego, na którym miejscu skończymy.
Bardzo intensywnie pracuje dyrektor sportowy. Był w kilku kierunkach. Rozmowy trwają. Byli na wyjeździe we Francji, rozmawiali i oglądali zawodników, tych, których już mieliśmy wcześniej wytypowanych. Dzieje się. Lista jest długa, ale oczywiście też trzeba mieć na uwadze jedną rzecz - okienko transferowe letnie teoretycznie jest łatwiejsze, bo jest duża podaż zawodników. Z drugiej strony musimy mieć świadomość, że nie jesteśmy klubem pierwszego wyboru.
Na dziś mamy listę na te miejsca, o których mówiliśmy. Środek defensywy to jest minimum dwóch zawodników i w zależności od tego, jak pójdą mistrzostwa Europy Matysikowi, Lewickiemu, Abramowiczowi, to musimy się liczyć z tym, że jakaś oferta się pojawi. Jeżeli to nie będzie oferta z gatunku śmiesznych, to będziemy musieli ją rozpatrzyć, chociażby ze względów finansowych.
Potrzebujemy zawodników do środka defensywy dwóch, jak nie trzech. Prawa strona - Tomas odchodzi, przychodzi Marczuk jako taki wahadłowy. Ale też nie uciekamy od tego, żeby tutaj poszukać doświadczonego zawodnika, bo jeszcze jest Paweł Olszewski, Saček,Taras, Nene, więc ten środek - powiedzmy - wstępnie mamy zabezpieczony. Ale będzie jeszcze potrzebny czwarty zawodnik na wypadek kartek czy też kontuzji.
No i szpica. Odchodzi Gual, więc potrzebujemy mocnego strikera. Na razie kwoty są bardzo wysokie. Bramkostrzelnego napastnika wszyscy poszukują. Jeżeli chodzi o takich, którzy już mają liczby, to żądania są ponad nasze możliwości, i wielu klubów polskich. Jeżeli chodzi o tych, którzy już tych liczb nie mają, są nieoczywistymi, to tu się kłania skauting, pewnego rodzaju znajomości, kontakt z zawodnikiem i jego historią, to dlaczego był nieefektywny. To powoduje, że jego wartość delikatnie spada i wtedy możemy wejść, tak jak było z Gualem.
Kibice bardzo często pytają, czy król Jesus zostaje, czy nie? Ja wszystkim odpowiadam, że pewnie zostaje, tylko że jeżeli przyjdzie oferta z Arabii Saudyjskiej albo Chin, to klub takiej nie odrzuci.
Jesus ma jeszcze dwa lata kontraktu. Jeżeli te oferty będą atrakcyjne dla dwóch stron, czyli dla klubu i dla zawodnika, to się nad tym na pewno pochylimy.