Radio Białystok | Gość | prof. Adam Bartnicki [wideo] - ekspert ds. bezpieczeństwa z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku
Takie sytuacje jak przelot rosyjskiej rakiety, czy balonu z Białorusi mogą się wciąż zdarzać - mówił ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku prof. Adam Bartnicki.
Trwają poszukiwania nieznanego obiektu, przypominającego balon, który wleciał nad Polskę z terytorium Białorusi i zniknął z radarów. Wciąż nie jest wyjaśniona sprawa rosyjskiej rakiety, która przeleciała nad naszym krajem i spadła koło Bydgoszczy. Czy nasze niebo jest bezpieczne? O tym z ekspertem ds. bezpieczeństwa z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku prof. Adamem Bartnickim rozmawia Adam Janczewski.
Czy nasze niebo jest bezpieczne?
Żadne niebo nie jest bezpieczne. Myślę, że nawet państwa, które mają najlepszą obronę antyrakietową czy przeciwlotniczą, nie będą całkowicie bezpieczne, ponieważ specyfiką obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej jest to, że ono nie broni całego kraju, nie ma takiej możliwości.
Polska jest zbyt dużym krajem, żeby obłożyć bateriami przeciwlotniczymi i przeciwrakietowymi całe terytorium kraju, więc z założenia bronimy głównych centrów bezpieczeństwa miast, większych ośrodków, ewentualnie infrastruktury krytycznej. Pamiętajmy o tym, że my budujemy swój system bezpieczeństwa w zasadzie od podstaw. Opieramy się jeszcze na czasach komunistycznych. Dopiero w najbliższych latach będziemy mieli całkowicie nową i trójwarstwową obronę przeciwrakietową i przeciwlotniczą.
Mówimy prawdopodobnie balon z Białorusi, prawdopodobnie rosyjska rakieta. Już samo to, że musimy się domyślać i coś przypuszczać czy to nie jest niepokojące?
My wiemy, że to jest rakieta, my wiemy, jaki to jest typ rakiety, to Ch-55. Wiemy, kiedy ona wleciała. Z tych informacji, co mamy w tym momencie, wiemy, że strona ukraińska poinformowała nas, że ta rakieta nadlatuje. Ona była obserwowana, zostały poderwane myśliwce polskie i amerykańskie F-35, które to obserwowały. To jest rakieta, która leci na niskim pułapie. To powoduje, że horyzont radiolokacyjny jest dosyć niewielki. Dlatego trzeba było przekazywać obserwację tej rakiety na kolejne jednostki radarowe, a w stanie pokoju one po prostu nie wszystkie działają, nie wszystkie są rozwinięte.
Takie rzeczy się zdarzają i one się będą zdarzały. Szczególnie że jest wojna, a także Rosja może w ten sposób prowokować i w tym momencie chyba będzie prowokować, obserwując, co się dzieje na naszej scenie publicznej, widząc, że tego typu rzeczy oddziałują bezpośrednio na naszą debatę, będzie w ten sposób dalej prowadziła działania przeciwko państwu polskiemu.
O tę debatę jeszcze chciałbym zapytać, ale zanim to, czy to jest zabłąkany pocisk, czy on celowo wleciał na terytorium Polski?
Nie wiemy. Musimy zdawać sobie z tego sprawę, że wlatuje w naszą przestrzeń obcy obiekt. Oczywiście my jesteśmy w stanie dosyć szybko stwierdzić, czy to jest samolot, czy to jest rakieta, ale samo to jest naruszeniem naszej przestrzeni powietrznej i teoretycznie mogłoby skutkować podjęciem reakcji nawet w charakterze artykułu 5. NATO. Tutaj musi być też intencja. My nie wiemy, czy to jest intencja typu - obiekt leci z ładunkiem na naszą infrastrukturę, czy jest to przypadkowa rakieta. Oczywiście technicy w jakiś sposób są w stanie określić trajektorię i kurs tej rakiety i widzą po prostu czy ona leci na Warszawę, czy ona leci po prostu przypadkowym kursem. Wtedy trzeba w ciągu kilkunastu sekund podejmować konkretną decyzję co robić.
W przestrzeni publicznej było takie pytanie, czemu ta rakieta nie jest zestrzelona? Pamiętamy, że tragedia w Przewodowie była wynikiem tego, że właśnie obrona przeciwlotnicza Ukrainy zestrzeliła pocisk rosyjski i resztki rakiety przechwytującej spadły na polską miejscowość, zabijając dwie osoby. Nie wiemy, czy taka rakieta jest uzbrojona w głowicę, nie wiemy, czy jesteśmy w stanie trafić, przecież to też jest dosyć trudna operacja, więc możemy wyrządzić więcej szkód niż ewentualnego pożytku. Taka rakieta też ma jakieś paliwo. Jeśli spadnie, może wywołać pożar, więc teoretycznie lepiej, żeby to paliwo się wypaliło. Jeśli rakieta leci takim kursem, że wiemy, że nie doleci do Naftoportu, do gazoportu, do Warszawy, to lepiej po prostu dać jej spaść samodzielnie.
Po tym incydencie w grudniu i teraz z balonem, choć tutaj do końca jeszcze nie wiemy, co się wydarzyło, co Rosja wie o naszej obronie przeciwlotniczej?
Wie to, co tutaj jest i nie jest to żadną tajemnicą. Powiedziałem wcześniej, że nasza obrona przeciwlotnicza w tym momencie jest dosyć słaba. Ona się też opiera na komponentach sojuszniczych, bo są w naszym kraju instalacje amerykańskie i brytyjskie, są natowskie systemy wczesnego wykrywania, ale tak jak powiedziałem, my dopiero jesteśmy w trakcie budowy swojej tarczy antyrakietowej.
W tej sytuacji, mam tu na myśli rosyjski pocisk, jak pan ocenia działanie procedur wojskowych, komunikację na linii wojsko-rząd, na linii społeczeństwo-państwo?
Tu jest kilka obszarów. Z tego, co wiemy, nie było tej komunikacji na linii wojsko-ministerstwo. I nie wiem, kto zawinił, bo oczywiście obie strony się obwiniają nawzajem, co też oczywiście nie powinno mieć miejsca w przestrzeni publicznej. Inną kwestią jest reakcja społeczeństwa, ale też informowanie społeczeństwa.
Ja może powiem coś niepopularnego. Nie wiem, czy o pewnych rzeczach społeczeństwo należy informować. Mieliśmy tragedię w Przewodowie, niedługo później mieliśmy kontakt 16 grudnia z rosyjską rakietą. Gdybyśmy wzbudzali panikę, to nastroje w Polsce mogłyby być bardzo łatwo podgrzane. Więc być może, jeśli wojsko czy czynniki polityczne założą, że nie stanowi to bezpośredniego zagrożenia, także nasi sojusznicy, bo oczywiście też to monitorują, to być może lepiej niektóre kwestie przemilczeć czy poinformować o nich później. To, że my się dowiedzieliśmy o tym wydarzeniu kilka miesięcy później, to też powoduje, że to wzbudza nasze zaniepokojenie właśnie komunikacją, ale nie wzbudza naszego zaniepokojenia w kwestii, co mogłoby się stać.
Teraz wzbudza nasze zaniepokojenie ten balon, który przeleciał przez niemal całą Polskę. To tylko przypuszczenia, ale dlaczego pojawił się w naszej przestrzeni powietrznej?
To jest najprawdopodobniej dokładnie taka sama sytuacja, jak mieliśmy balony w przestrzeni powietrznej Stanów Zjednoczonych, gdzie strona chińska wypuszczała te balony. To nie jest kwestia testowania jakichś tam systemów bezpieczeństwa amerykańskiego, tylko pewnej ostentacji.
Zestrzelenie takiego balonu jest oczywiście możliwe, ale my nigdy nie wiemy, co jest w tym balonie i czy to nie będzie ryzykowne. Wiemy, że w USA kilka tych balonów przeleciało, ostatecznie za którymś tam razem amerykańcy zdecydowali się na zestrzelenie i potem były problemy z odnalezieniem tego balonu. To są podobne sytuacje. To Rosjanie oczywiście nie Białorusini będą testować nie naszą obronę przeciwlotniczą w tym wypadku tylko naszą obronę psychiczną przed tego typu zagrożeniami.
Wczoraj wicepremier, szef MON Mariusz Błaszczak poinformował, że dziś pierwsze HIMARS-y dotrą do Polski. Będą umieszczone we wschodniej Polsce, w jednostkach 18. Dywizji Zmechanizowanej. Czy to są informacje istotne, biorąc pod uwagę obronę naszego nieba, czy to są tylko informacje, które mają nas w jakiś sposób uspokoić?
Obrona naszego nieba to nie jest tylko nasza rola, to jest rola też naszych sojuszników. Pamiętajmy, że jesteśmy w pakcie północnoatlantyckim i akurat tego typu systemy bezpieczeństwa dosyć łatwo przetransportować i rozmieścić w naszym kraju, jeśli byłoby rzeczywiście realne zagrożenie.
Wzmocnienie 18. dywizji jest w tym momencie kluczowe, bo to jest ta dywizja, która zasłania nas przed tym kierunkiem białoruskim. Biorąc pod uwagę to, co się dzieje w tym momencie na Białorusi, być może śmierć dyktatora Aleksandra Łukaszenki, to kompletnie nie wiemy, co tam będzie dalej. Czy będzie interwencja rosyjska, inkorporacja tego państwa, równie dobrze może być wojna domowa, rewolucja - my tego nie wiemy, więc wzmacnianie naszych sił w tym regionie wydaje się konieczne.