Radio Białystok | Gość | mjr Katarzyna Zdanowicz [wideo] - rzeczniczka podlaskiego oddziału Straży Granicznej
- Widać, że służbom białoruskim cały czas zależy na tym, żeby podtrzymywać wojnę hybrydową. Widzimy, że migrantów po tamtej stronie cały czas przybywa.
Wciąż co najmniej kilkadziesiąt osób dziennie próbuje nielegalnie przekraczać granicę polsko-białoruską. Straż Graniczna zmaga się też w ostatnich dniach z coraz bardziej agresywnym zachowaniem tak zwanych kurierów, którzy przyjeżdżają na pogranicze, by odebrać migrantów.
O sytuacji na granicy z rzeczniczką podlaskiego oddziału Straży Granicznej major Katarzyną Zdanowicz rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Wczoraj była informacja o niemal 70 migrantach próbujących przekroczyć granicę polsko-białoruską, przedwczoraj o 159, a jeszcze dzień wcześniej o 90 osobach. Jak widać, fala migracyjna z Białorusi nie ustaje, a wręcz przeciwnie - przybiera na sile.
mjr Katarzyna Zdanowicz: A ostatniej doby mamy 84 próby nielegalnego przekroczenia granicy. Marzec i kwiecień pokazują nam, że tych prób jest więcej.
Przyszła wiosna?
Zdecydowanie tak. To zdecydowanie ułatwia nielegalne przekraczanie granicy. Mamy też takie sytuacje, kiedy osoby próbują nielegalnie przekroczyć granicę, podchodzą do zapory i nie pokonują jej, natomiast jest to już liczone jako próba nielegalnego przekroczenia granicy. I tak jak mieliśmy te 159 przypadków piątek, to ponad 40 to były próby, kiedy zauważono polskie patrole i wycofano się w głąb Białorusi.
Kilkunastu, kilkudziesięciu osobom dziennie jednak udaje się przekroczyć granicę. Najczęściej są to odcinki rzeczne. Czy nie da się tych rzek jakoś lepiej chronić?
Rzeki są zabezpieczone. W niektórych miejscach mają barierę elektroniczną, czyli nadzór z kamerami. Funkcjonariusze przez 24 godziny na dobę obserwują te odcinki. Natomiast cały czas wspierają nas żołnierze. Także patrole są poustawiane.
Niestety bardzo często Białorusini, bo pamiętajmy o tym, że to służby białoruskie organizują to wszystko, kierują cudzoziemców właśnie w miejsca bardzo niebezpieczne, bo są to np. rezerwat ścisły Parku Białowieskiego czy tereny podmokłe jak Zalew Siemianówka. Bardzo często w tych miejscach dochodzi do nielegalnego przekroczenia granicy, ale też na rzece granicznej Świsłocz.
Czy są to skoordynowane działania, w tym sensie, że w kilku miejscach naraz podejmowane są próby po to, by któraś być może się udała?
Bardzo często się tak zdarza, że próba podejmowana jest w jednym miejscu po to, by odwrócić uwagę od innego miejsca, a tam na drabinie, którą dostarczają służby białoruskie, cudzoziemcy próbują pokonać zaporę górą.
Natomiast mamy też barierę elektroniczną i ten całodobowy dozór pozwala nam bezpośrednio reagować. Funkcjonariusze widzą, że jest próba nielegalnego przekroczenia granicy, powiadamiają patrol, który jedzie na miejsce i reaguje.
Co do tej stalowej zapory, to mówiło się o podkopach, rozpieraniu przęseł, drabinach, nawet o kątówkach na baterie, którymi migranci próbowali przecinać przęsła. Czy te przypadki wciąż się zdarzają? Jak to wygląda?
Różne metody są stosowane. Wiadomo, że każda zapora przy odpowiedniej ilości narzędzi jest do przejścia. Natomiast zaangażowanie służb białoruskich jest cały czas bardzo widoczne. Migranci są wyposażani w narzędzia. Często również służby białoruskie pomagają migrantom, wykonując podkopy czy innego rodzaju ułatwienia przy przekraczaniu zapory fizycznej.
Natomiast tak jak mówiłam - każde podejście do bariery powoduje, że my mamy już informacje, jesteśmy w stanie od razu reagować.
Jakie są przewidywania Straży Granicznej na kolejne tygodnie, miesiące?
Pogoda jest ładna. Widać, że służbom białoruskim cały czas zależy na tym, żeby podtrzymywać wojnę hybrydową. Widzimy, że po tamtej stronie migrantów cały czas przybywa. Pamiętajmy, że ich kierunek jest taki, że oni dostają się do Rosji na legalnych wizach, z Rosji są transportowani już przez zorganizowane grupy do Mińska czy do innych większych miejscowości. Tutaj już czekają na odpowiednie wskazówki i jest im organizowane nielegalne przekraczanie już bezpośrednio przy granicy z Białorusią.
I też pamiętajmy o tym, że służby białoruskie bardzo dobrze strzegą swoich granic. Oni mają tam ścisły pas, do którego mogą wejść tylko określone osoby. Bez ich zgody i wiedzy nie jest to praktycznie możliwe.
Czy obecnie komunikujecie się jakoś w ogóle ze służbami białoruskimi?
Jest wymiana pism, jest informacja do służb dyżurnych, kiedy widzimy, że coś dzieje się po tamtej stronie i służby białoruskie mogłyby zareagować czy udzielić komuś pomocy. Kiedy na przykład jest duża grupa osób, to też staramy się o tym informować. Natomiast można powiedzieć, że ta współpraca jest teraz na poziomie zerowym. Kiedyś były spotkania graniczne, przebiegało to normalnie, w tej chwili tej współpracy nie ma.
Jeżeli miałaby pani podać profil migranta, który próbuje przedostać się do Polski, a tak naprawdę do Unii Europejskiej, to jak on wygląda?
Na przykład w marcu to byli cudzoziemcy z 30 różnych państw. To jest cała Afryka Subsaharyjska, kraje przy Zatoce Perskiej. To młodzi mężczyźni w wieku od 20 do 40 lat. Zdarzają się kobiety, ale naprawdę sporadycznie. Chodzi o to, że te osoby muszą być silne, by pokonać zaporę, by przejść przez ten trudny teren, ale wspierani są też przez organizatorów. Można powiedzieć, że to są takie zorganizowane grupy, które dbają od samego początku o to, by ten cudzoziemiec nielegalnie przedostał się do Europy i potem dalej na zachód, bo większość z tych osób jedzie właśnie w kierunku Niemiec, Holandii czy Francji.
W przygranicznych miejscowościach coraz bardziej zuchwale zachowują się tak zwani kurierzy, którzy przyjeżdżają po migrantów, by odebrać ich spod granicy. W okolicach Narewki uciekający przed kontrolą Straży Granicznej kurier stracił panowanie nad autem i uderzył nim w ogrodzenie posesji. Okazało się, że przewoził sześciu obywateli Afganistanu. Były też ostatnio informacje o pościgach, w których to funkcjonariusze polscy musieli oddać strzały ostrzegawcze. Już nie tylko z perspektywy polskich służb, ale też z perspektywy mieszkańców przygranicznych miejscowości nie wygląda to bezpiecznie.
Niestety dochodzi do takich zdarzeń. Widać zdeterminowanie tych organizatorów, którzy za wszelką cenę próbują te osoby przewieźć dalej. W tym roku już zatrzymaliśmy ponad 200 organizatorów na samym polsko-białoruskim odcinku granicy. A w tamtym roku, o ile dobrze pamiętam, mieliśmy ich ponad 350, także widać, jaka jest skala.
Tutaj widać też większe zaangażowanie przy podjeżdżaniu po nielegalnych migrantów, dlatego że pod jedną grupę podjeżdżają cztery auta. To pilot, jest zabezpieczenie. Tak jak mieliśmy ten przypadek z poprzedniego tygodnia, kiedy w czterech autach było pięciu kurierów organizatorów, którzy przyjechali po grupę nielegalnych migrantów.
Jak mieszkańcy powinni reagować, widząc właśnie taki konwój kilku samochodów z obcymi tablicami rejestracyjnymi - czy to z innych województw, czy często też zagranicznych. Czy taki fakt powinni zgłaszać służbom?
Myślę, że należy zwracać uwagę na sytuacje odmienne. Mieszkańcy często wiedzą o takich zdarzeniach, sytuacjach, o jakichś leśnych parkingach, gdzie stoją te samochody, o przesiadaniu się osób z samochodu do samochodu. Zawsze miło jest, jak się informuje służby - czy Straż Graniczną, czy policję. Patrole są w terenie, można też zadzwonić. Zawsze to ułatwia ujawnienie osób, które zajmują się tym procederem.