Radio Białystok | Gość | prof. Adam Bartnicki [wideo] - ekspert ds. bezpieczeństwa z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku
"Akcje dywersyjne mają to do siebie, że nie bardzo wiemy, kto tego dokonał. Coś wylatuje w powietrze, jest jakiś zamach, ale nie wiemy, kto za tym stoi. Możemy się domyślać, ale bez twardych dowodów trudno też żądać od NATO deklaracji, że wypełni artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego" - mówi prof. Adam Bartnicki.
Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali dziewięć osób podejrzanych o współpracę z rosyjskimi służbami specjalnymi. Miały one m.in. przygotowywać akcje dywersyjne w Polsce. O tym z ekspertem ds. bezpieczeństwa z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku prof. Adamem Bartnickim rozmawia Michał Buraczewski.
Michał Buraczewski: Zatrzymani to cudzoziemcy zza wschodniej granicy. Mieli oni prowadzić monitoring tras kolejowych, dokumentować transporty z uzbrojeniem dla Ukrainy. Jak powiedział minister Mariusz Kamiński - podejrzani przygotowywali się także do akcji dywersyjnych. Czy to oznacza, że działania siłowe, już typowo wojenne, mogły się przenieść na terytorium Polski?
prof. Adam Bartnicki: Tego się spodziewaliśmy. Myśmy mieli tego typu działania na granicy polsko-białoruskiej. Było przygotowanie do działań wojennych, próba izolacji Polski, próba wywołania w Polsce konfliktów, które by uniemożliwiały pomoc Ukrainie przy planowanej agresji rosyjskiej, która miała miejsce kilka tygodni później. Rosyjskie akcje dywersyjne miały miejsce w Europie wcześniej, to był 2014 rok - wysadzenie składów amunicji w Czechach, mieliśmy zabójstwa dokonywane przez służby rosyjskie, zamachy terrorystyczne, gdzie ten rosyjski ślad też był oczywisty, więc spodziewaliśmy się, że to dotrze również do Polski. Jesteśmy istotnym podmiotem postrzeganym przez Federację Rosyjską jako jedno z głównych zagrożeń dla planowanego przez nich zwycięstwa militarnego. W tym momencie jesteśmy już częścią działań wojennych.
Czy akcja dywersyjna w Polsce, jeśli by do niej doszło, mogłaby być interpretowana jako atak na kraj NATO i prowadzić do uruchomienia art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego?
Akcje dywersyjne mają to do siebie, że my nie bardzo wiemy, kto tego dokonał. Na tym ma to polegać. Coś wylatuje w powietrze, jest jakiś zamach, ale nie wiemy, kto za tym stoi. Możemy domyślać się, ale bez twardych dowodów trudno też żądać od NATO deklaracji, że wypełni artykuł 5. To jest bardziej skomplikowane. Nawet w tym wypadku my bardzo mało wiemy, bo tu się pojawiają informacje, że to jest dziewięć osób zza wschodniej granicy, mówi się także, że to są Białorusini czy ludzie z paszportem białoruskim, ale tego nie wiemy, to są na razie plotki.
Też nie wiemy, co było realnie celem tych działań dywersyjnych. Oczywiście mogło być to uderzenie na infrastrukturę bardzo istotną z punktu widzenia bezpieczeństwa Ukrainy, czyli dostawy sprzętu na Ukrainę w tych kluczowych tygodniach, gdzie prawdopodobnie będą się rozgrywały większe operacje ze strony ukraińskiej, ale też rosyjskiej. Zablokowanie torów kolejowych bardzo by utrudniło dostarczanie sprzętu, amunicji Ukrainie, ale możemy sobie wyobrazić również, że takie działania byłyby nacelowane na zburzenie emocji w Polsce, na wywołanie konfliktu politycznego. Oczywiście pojawiłyby się oskarżenia, że polskie służby nie panują nad sytuacją itd. Nastąpiłoby pogłębienie tego, co mamy dzisiaj w Polsce, przecież mamy konflikt polityczny, a to znowu mogłoby utrudnić działania Polski w pomocy Ukrainie.
Jak ta cała sytuacja związana z zatrzymaniem osób podejrzewanych o współpracę z rosyjskimi służbami świadczy o stanie bezpieczeństwa naszego kraju?
Jeśli są aresztowania, to znaczy, że jest dobrze, bo polskie służby jakoś tam kontrolują sytuację. Oczywiście nie wiemy, czy to jest jedyna grupa, być może takich grup będzie więcej. Sam minister Kamiński mówił, że sprawa jest rozwojowa, więc to jest za wcześnie, żeby coś mówić, bo na razie jesteśmy w fazie jakichś tam spekulacji. My nie mamy po prostu wiedzy, żeby oceniać, jak bardzo polskie służby działają prawidłowo. Nie wiemy, co będzie dalej, nie wiemy, ile tych grup dywersyjnych jest. Nie wiemy, jakim grupom dywersyjnym uda się przeprowadzić operację.
We wtorek doszło do innego zdarzenia, które może wzbudzać obawy o bezpieczeństwo. Mówię o zderzeniu amerykańskiego drona z rosyjskim myśliwcem nad Morzem Czarnym. Jak twierdzą Stany Zjednoczone, do tego incydentu doszło nad wodami międzynarodowymi. Dron został zniszczony, a praktycznie jedyną konsekwencją była rozmowa szefa Pentagonu z ministrem obrony Rosji. Jak pan ocenia reakcję Amerykanów na to zdarzenie?
To są oczywiście komunikaty oficjalne, bo my nie wiemy, jakie są realne ustalenia i być może realne groźby ze strony Ameryki. Oczywiście to nie było zdarzenie przypadkowe, to było celowe działanie Rosjan, działanie bardzo eskalacyjne. Zresztą komunikat rosyjski był bezczelny wręcz w stosunku do Ameryki. To jest też podważenie w dużym stopniu tego, na czym się opiera prymat amerykański, na tym, że oni latają nad wodami terytorialnymi, jak chcą, pływają tam, gdzie chcą. Wypieranie USA z tych stref podważa ten amerykański prymat. To jest jedna rzecz.
Druga rzecz jest taka - czemu miała służyć ta prowokacja? Sam się zastanawiam, ale to na zasadzie spekulacji, że być może jest chęć ze strony Federacji Rosyjskiej wywołania kontrreakcji amerykańskiej. Rosjanie od wielu miesięcy mówią, że nie walczą z Ukrainą, tylko walczą z Ameryką, walczą z państwami NATO. Być może poszukują dowodu. Mają oczywiście te swoje fejkowe dowody, że oni niszczą Abramsy, Leopardy i Bóg wie co jeszcze, ale być może jest im potrzebny dowód, że oni walczą z Ameryką. Znowu taki dowód byłby dowodem na użytek opinii publicznej, wewnętrznej i nie wiem, czy on miałby służyć eskalacji, czy wręcz deeskalacji. Mogę sobie wyobrazić taką sytuację, że Władimir Putin wyszedłby wtedy z gołąbkiem pokoju i powiedział, że z Ameryką to on walczyć nie może, trzeba szukać jakichś rozwiązań pokojowych, bo przecież nie wywołamy konfliktu nuklearnego ze Stanami Zjednoczonymi. Sytuacja jest bardzo dziwna i nie przywiązywałbym się do tych oficjalnych deklaracji, bo prawdziwa polityka to nie są oficjalne deklaracje.
Oficjalna deklaracja szefa Pentagonu Lloyda Austina brzmi: "Obowiązkiem Rosji jest bezpieczne i profesjonalne operowanie swoimi samolotami". To nie są zbyt wygórowane oczekiwania, jeśli Rosjanie prowadzą barbarzyńską wojnę na Ukrainie.
Tak jak powiedziałem, to jest jakaś deklaracja, ale jestem przekonany, że pójdą za tym jakieś działania amerykańskie, o których my po prostu nie wiemy.
Może Rosja sprawdza, w jakim stopniu może sobie pozwolić w naszej części Europy?
Oczywiście, tutaj mamy działanie dywersyjne. Mamy staranowanie amerykańskiego drona. To jest przesuwanie pewnych granic. Są inne wydarzenia. Chociażby mamy Mołdawię, próba wywołania puczu prorosyjskiego czy jakieś groźby wysuwane w stosunku do Gruzji.
Czyli wokół tych zdarzeń, o których rozmawiamy, jest bardzo dużo znaków zapytania.
Jest bardzo dużo znaków zapytania i nie wiemy, czemu to ma służyć dzisiaj z punktu widzenia Rosji. Czy Rosja próbuje eskalować działania wojenne, czy po prostu wysyłać jakieś pokrętne sygnały, że jest gotowa do rozpoczęcia rozmów.
Jeżeli chodzi o działania naszych władz - już niedługo na Ukrainę trafią pierwsze myśliwce MiG-29, które były na wyposażeniu polskiej armii. Pańskim zdaniem w ślad za nami pójdą inne kraje Zachodu i zaczną dostarczać broń, o której wcześniej mówiono, że jest ofensywna i nie było w ogóle mowy o tym, żeby ją dostarczać?
To jest oczywiście większy temat, bo część państw zachodnich, oczywiście Anglosasi dostarczają bardzo dużo uzbrojenia i pomagają Ukrainie bardzo mocno. Polska, Czechy, republiki bałtyckie oczywiście też. Widzimy, chociażby przy okazji tych czołgów Leopard, że są deklaracje, że wyślemy, wyślemy, wyślemy, a nikt nie wysyła, oprócz Polski. Polska wysłała te czołgi, które obiecała, a reszta państw cały czas deklaruje wysłanie. To też jest zastanawiające, czy część państw europejskich bardziej nie boi się zwycięstwa Ukrainy niż zwycięstwa Rosji.
Liczymy, że zachodnie wsparcie przyczyni się do sukcesu zapowiadanej już od jakiegoś czasu ukraińskiej kontrofensywy.