Radio Białystok | Gość | prof. Robert Ciborowski [wideo] - ekonomista, rektor Uniwersytetu w Białymstoku
- Jeśli nic wielkiego się nie wydarzy, jeśli nie pojawi się jakiś czarny łabędź, który nagle zmieni trajektorię naszego codziennego życia, to raczej jest to szczyt inflacji.
Ceny w lutym były średnio o 18,4 proc. wyższe niż rok wcześniej. Inflacja była najwyższa od 26 lat. Jakie są prognozy na kolejne miesiące?
Z ekonomistą, rektorem Uniwersytetu w Białymstoku, prof. Robertem Ciborowskim rozmawia Michał Buraczewski.
Michał Buraczewski: Kiedy rok temu, po wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie, inflacja zaczęła gwałtownie przyspieszać, jako powód wskazywano rekordowe ceny energii, w tym gazu ziemnego. Tymczasem już od dłuższego czasu ceny gazu są niższe - teraz kosztuje on trzy razy mniej niż w dniu inwazji. To nie przekłada się na nasze portfele. Dlaczego?
prof. Robert Ciborowski: Z inflacją nigdy nie jest tak, że jeśli ona bardzo szybko rośnie, a mieliśmy właściwie od dwóch lat taką sytuację w całej Europie, a może i w znacznej części świata, to nigdy nie dojdzie do tego, że nagle, jeśli ceny niektórych kosztów, bo to są koszty dla przedsiębiorstw, wracają do swojego poziomu sprzed miesięcy czy kwartałów, to ceny również wrócą.
Proszę pamiętać, że koszty zostały przez przedsiębiorstwo już poniesione. Przedsiębiorstwa musiały kupować gaz, prąd po zdecydowanie wyższych cenach, a zwroty z tej produkcji otrzymują czasami miesiące albo kwartały później. A zatem jeśli chcemy spodziewać się spadku cen, to musimy po prostu stworzyć warunki do tego, żeby sprzedaż tych produktów w dłuższym okresie była mniejsza i wtedy przedsiębiorstwa będą ceny obniżać.
Jeśli tak się nie stanie, to niestety ceny dalej będą rosły, może w mniejszym tempie, ta dynamika wzrostu być może będzie mniejsza, ale nie spodziewałbym się tego, że nagle ceny będą niższe.
Czyli rynek musi wymóc na nas, żebyśmy żyli skromniej i kupowali mniej.
Przede wszystkim tak, bo inflacja bierze się z tego, że mamy za dużo pieniędzy w gospodarce w stosunku do tego, ile jest produktów, usług, sprzedaży. Tych pieniędzy, szczególnie po okresie pandemicznym, w świecie przybyło - o ile dobrze pamiętam - około kilku bilionów dolarów, a więc to jest ta nadwyżka popytowa w skali całego świata, która generuje wzrosty cen. I póki ta pierwsza część, czyli ta nadwyżka popytowa, nie zrówna się z tą drugą, czyli podażową, ciągle będziemy mieli inflację, być może w różnym tempie przebiegającą, ale jednak ona zawsze będzie.
W ciągu roku najbardziej podrożała żywność. Chociażby cena cukru podskoczyła o 85 proc. Dlaczego właśnie za produkty spożywcze płacimy najwięcej?
Powodów jest wiele. Po pierwsze proszę pamiętać, że produkcja rolnicza jest bardzo rozłożona w czasie, a więc decyzje dotyczące produkcji owoców, warzyw przedsiębiorcy podejmowali kilka, kilkanaście miesięcy temu, kiedy ceny produkcji pośredniej, którą wykorzystują do swojej działalności, były zdecydowanie wyższe.
Dodatkowo, w wielu częściach Europy mieliśmy bardzo złą zimę, jeśli chodzi o produkcję dóbr rolniczych. I trzecia rzecz to jest niestety konsekwencja zmiany w pewnym stopniu polityki klimatycznej, ale i polityki związanej z rolnictwem. Ogranicza się produkcję rolną w wielu obszarach, powodując, że te ceny będą rosły. To wszystko razem się kumuluje i mamy dosyć dynamiczny wzrost cen produkcji rolnej.
Mogę powiedzieć gorzej - myślę, że ona będzie ciągle rosła, dlatego że te wszystkie elementy wciąż mają znaczenie.
Zła zima, jeżeli chodzi o produkcję rolniczą, wynikała właśnie z wysokich cen energii?
Nie, to przede wszystkim klimat. Jeśli popatrzy się na warunki we Włoszech, Hiszpanii, bo stamtąd sprowadzamy np. paprykę czy pomidory, to niestety sporo produktów wymarzło i mieliśmy z tym kłopoty. To też powoduje mniejszą podaż, a zatem wyższe ceny.
Czy w Polsce już osiągnęliśmy szczyt inflacji?
To trudne pytanie. Proszę pamiętać, że jesienią mamy wybory, mamy wojnę, mamy szereg różnych procesów geopolitycznych, bardzo ważnych, które dzieją się poza Polską. Jeśli nic wielkiego się nie wydarzy, jeśli nie pojawi się jakiś czarny łabędź, który nagle zmieni trajektorię naszego codziennego życia, to raczej jest to szczyt.
Natomiast jak szybko inflacja będzie spadać, tego nie wiem, ale myślę, że na koniec roku jest szansa, że nie będzie już dwucyfrowa. Chociaż to też raczej oczekiwania i moje chciejstwo niż rzeczywista ocena sytuacji.
Za spadkiem cen przemawia chociażby to, że dane o inflacji powstają na podstawie porównania cen rok do roku. Rok temu już wkraczaliśmy w okres gwałtownego wzrostu cen.
Pan użył stwierdzenia "spadek cen". One nie będą spadać, będą wolniej rosły.
Spadek inflacji.
Właśnie. Spadek inflacji polega na tym, że dynamika wzrostu cen jest po prostu niższa. Myślę, że tak. Po pierwsze zmienił się troszeczkę koszyk gusowski. GUS trochę inaczej liczy inflację i myślę, że w długim okresie to będzie miało wpływ to, żeby stopa wzrostu inflacji była niższa.
Po drugie, to te najgorsze rzeczy mamy już za sobą. Można się spodziewać, że przedsiębiorcy raczej nie będą już antycypować w swoich decyzjach tego, że będzie drożej. Wręcz odwrotnie. Chociaż jeszcze raz powtarzam, mogą pojawić się różne procesy w polityce gospodarczej, w polityce międzynarodowej, które mogą te trendy odwrócić.
Czyli wskaźnik inflacji będzie niższy, ale ceny spadać nie będą, tylko będzie drożej.
No tak. Wskaźnik inflacji pokazuje, że powoli, ale ceny rosną. Ja bym się tym za mocno nie przejmował, bo od czasów, kiedy pieniądze przestały być wymienialne na złoto, mamy permanentną inflację, czyli już ponad 50 lat. Tylko że zawsze ona jest w granicach takiego bezpieczeństwa, jak to niektórzy nazywają, czyli 1-3 proc. To jest poziom, który jest akceptowalny. Natomiast teraz okazało się, że sytuacja wymknęła się trochę spod kontroli, szczególnie dla banków centralnych, no i jest kłopot.
Jaką rolę w związku z wysoką inflacją odegrała polityka, w tym działania Rady Polityki Pieniężnej i chociażby wprowadzone tarcze antyinflacyjne?
Tarcze antyinflacyjne zadziałały pozytywnie krótkookresowo. One trochę wymogły spadek cen, szczególnie surowców. Natomiast jeśli popatrzymy na politykę Banku Centralnego, to ona jest trochę niespójna. Z jednej strony, jeśli Bank Centralny ma zapisane w swoich założeniach, że ma przede wszystkim walczyć z inflacją, to wszystko inne nie powinno go interesować. Ja wiem, że to jest bolesne, bo ktoś powie: no dobra, ale są jeszcze inne elementy gospodarki jak bezrobocie, rozwój itd. Ale to nie jest przedmiotem zainteresowania polityki pieniężnej.
Jeśli Bank Centralny chce szybko zlikwidować inflację, to niestety musi bardzo mocno podnosić przede wszystkim stopy procentowe, bo to jest główny instrument, którym się posługuje. Ale również ograniczać ilość pieniądza w obiegu. I to już się dzieje, bo jeśli popatrzymy na dane NBP, to widać, że ilość pieniądza jest coraz mniejsza. Stopy pewnie są za niskie, ale ja rozumiem te kilkaset tysięcy osób, które oczywiście z pewną trwogą patrzą na to, jak się te stopy zmieniają. Trochę też więc rozumiem politykę Banku Centralnego w tym względzie. Ale jeśli one będą niskie, to trzeba się liczyć z tym, że inflacja będzie trwała dłużej.
Czy w związku z wysokimi stopami procentowymi banki się bogacą?
Oj nie. Banki teraz mają bardzo trudny okres. Zresztą proszę zobaczyć, co się dzieje w Stanach czy w Szwajcarii. Myślę, że system bankowy jest generalnie mocno przeregulowany. Mamy teraz taki kłopot, że banki skupiają się na zupełnie innych obszarach niż to, co się dzieje z naszymi kredytami hipotecznymi, chyba że są to kredyty frankowe, bo tam - jak wiemy - ciągle mamy sprawy sądowe i różne decyzje mogą w długim okresie zaważyć na tym, jak się zachowają banki.
Ale myślę, że nie należy banków traktować jako instytucji, które robią wszystko po to, żeby na tym skorzystać. One są instytucjami komercyjnymi, biznesowymi, a więc muszą zarabiać. Dlatego nie oczekujmy, że banki nagle będą o tym zapominały. Myślę, że obecna sytuacja akurat jest mało korzystna dla systemu bankowego.