Radio Białystok | Gość | Aleksy Szota [wideo] - dziennikarz, redaktor naczelny portalu Hrodna.life
- Świat już dawno zmęczył się Białorusią, a teraz wygląda na to, że nawet trochę zmęczył się wojną na Ukrainie. To zbyt długo trwa i są inne problemy w tym bogatym świecie zachodnim, który mógłby pomóc.
8 lat kolonii karnej dla grodzieńskiego dziennikarza i jednego z liderów Związku Polaków na Białorusi. 16 i 14 lat kolonii dla tzw. "partyzantów kolejowych". Na Białorusi sądy Łukaszenki wydają kolejne drastyczne wyroki dla opozycjonistów.
O sytuacji za naszą wschodnią granicą z Aleksym Szotą, dziennikarzem, redaktorem naczelnym portalu Hrodna.life, rozmawia Źmicier Kościn.
Źmicier Kościn: Wczoraj zdjęcie Andrzeja Poczobuta obiegło cały świat. Czy rozpoznał pan na tym zdjęciu swojego kolegę?
Aleksy Szota: Oczywiście. Nie ma wątpliwości, że więzienie nie robi nikogo zdrowszym czy piękniejszym, ale ten wzrok, pogląd Andrzeja pełen dumy, godności, siły i bezlitosny dla wrogów poznam wszędzie. To jest cały czas ten sam Andrzej. I bardzo mnie cieszy, że mogę go zobaczyć nawet w taki sposób.
Jak pan ocenia ten wyrok i sam proces?
Trudno ocenić proces, którego nie mogliśmy w żaden sposób obserwować. Kilka dni temu komitet śledczy obwodu grodzieńskiego wydał statystykę za 2022 r., z której wynika, że w sądach tego rejonu było zero wyroków ułaskawiających, czyli każdy proces, który był prowadzony przez grodzieńskich śledczych, kończył się więzieniem dla tego nieszczęśnika, który był podejrzewany.
Jeżeli chodzi o procesy polityczne, to nikt nie miał wątpliwości, jak się to skończy. Powiem nawet, że ja bym się nie zdziwił, gdyby dostał 12 lat. On dostał mniej niż mógł. Proces był nieuczciwy od samego początku. Andrzej niczemu nie jest winien, a na pewno nie tego najbardziej śmiesznego według mnie, dziwnego oskarżenia o podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym i o rehabilitację nazizmu. Teraz wszędzie na Białorusi Armia Krajowa jest porównywana z nazistami, ale to jest temat na osobną rozmowę.
Andrzej Poczobut jest jednym z prawie 1,5 tys. białoruskich więźniów politycznych. W tej chwili w Mińsku dobiega końca proces pokojowego noblisty Alesia Bialackigo i jego kolegów z organizacji Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna". Kolejne osoby są zatrzymywane i dostają wyroki. Kiedy reżim się zatrzyma? Aktywnych protestów przecież już nie ma na ulicach białoruskich miast.
On się nie zatrzyma. Wykluczam taką możliwość, bo to jest świetna nowa skocznia dla kariery wielu współpracowników tego bloku siłowego - śledczych, milicjantów, sędziów. Oni znaleźli na to sposób, bo łapać niezgodnych z Łukaszenką można długo. Dopiero teraz w 2023 r. są opracowywane w miarę masowo zdjęcia z 2020 r. Ich jest mnóstwo, jest wideo.
Można złapać co drugiego, trzeciego Białorusina i wsadzić do więzienia i będą nawet do wody na jego protesty. Ludzie robią sobie na tym kariery, sędziowie, śledczy, prokuratorzy - na krwi ludzi. Bo siedzenie w więzieniu to nie są wczasy. Ludzie w białoruskich więzieniach są torturowani. Nie tak, że ktoś ich bije codziennie, sam pobyt tam to są tortury nawet według prawa międzynarodowego.
I dalej ci sędziowie, prokuratorzy i śledczy będą wyłapywać ludzi i wsadzać do więzienia. To się niestety nie skończy. Będzie tylko więcej.
Liderzy białoruskich sił demokratycznych przyznają, że o wojnie na Ukrainie i Białorusi na arenie międzynarodowej prawie się nie mówi. Wielu ekspertów uważa, że przyszłość demokratycznej Białorusi jest bezpośrednio uzależniona od przyszłości niepodległej i wolnej Ukrainy. Zgadza się pan z takim stwierdzeniem?
Oczywiście. Nie ma wątpliwości. Tylko problem z tym, że świat się już dawno zmęczył Białorusią, a teraz wygląda na to, że nawet wojną na Ukrainie się trochę zmęczył. To zbyt długo trwa i są inne problemy w tym bogatym świecie zachodnim, który mógłby pomóc.
Najważniejszy jest tu wpływ Rosji. Gdyby nie Rosja, to Łukaszenka by nawet nie zainstalował swojego reżimu autorytarnego w 1996 roku. Potem nie przeszedłby 2001 czy 2010 roku. Każde wybory, każdy kryzys albo niewydolność ekonomiczna tego reżimu, która jest stała, zawsze były wspierane przez Rosję. Gdyby nie Rosja, może trzy lata temu nasza rewolucja by się udała.
Więc tak, zwycięstwo Ukrainy i w jakiś sposób osłabienie Rosji to jest jeden z wymogów na to, żeby nam się udało.
W styczniu białoruskie niezależne media obiegła petycja podpisana przez około 60 członków rodzin więźniów politycznych. Wzywają oni do rozmów z reżimem i uwolnienie - przykładem ukraińskich jeńców wojennych - zakładników reżimu Łukaszenki. Uwolnienie więźniów w zamian ze zdjęcie sankcje to chyba najbardziej znana taktyka Łukaszenki w relacjach z Zachodem. Czy tym razem takie rozmowy są realne i czy będą zaakceptowane przez społeczeństwo białoruskie?
Łukaszenka jest mistrzem takiej gry. Już wiele razy brał zakładników, wymieniał ich na zniesienie sankcji czy jakieś preferencje ekonomiczne. Czy to się uda tym razem? Trudne pytanie. Ja jestem przekonany, że takie rozmowy oczywiście są prowadzone. Na pewno ze strony Polski są prowadzone w sprawie Andrzeja, może też przez inne państwa. To są rzeczy niepubliczne. Z jednej strony zawsze mówimy, że nie prowadzimy rozmów z terrorystami, ale każde państwo prowadzi rozmowy z terrorystami, jeżeli chodzi o ich obywateli albo ludzi dla nich ważnych.
Rozumiem też bliskich więźniów politycznych. I oczywiście myślę, że warto płacić prawie każdą cenę za to, żeby ludzie się nie męczyli, za to, żeby ludzie nie przebywali codziennie w warunkach porównywalnych do tortur.
Czy Łukaszenka pójdzie na to? Co można mu zaproponować? Czym jest zainteresowany? Czy Zachód ma coś dla niego do zaoferowania? Przecież nawet teraz analitycy mówią, że te sankcje tak naprawdę do końca nie działają. Dla wielu osób jest okej i społeczeństwo jest w miarę zadowolone z tej sytuacji, która jest teraz. Nie jest to do końca Korea Północna a Łukaszenka na pewno jest w sytuacji dla siebie zadowalającej.
Co więcej może mu dać Zachód niż da mu Putin? To jest najważniejsze pytanie, na które trzeba odpowiedzieć. Jeżeli to będzie coś namacalnego, a on jest człowiekiem w miarę rozsądnym, na pewną umie liczyć, to wtedy oczywiście kogoś wypuści. Tylko ja nie mam pojęcia, co można mu zaoferować.
Jakiś czas temu Aleksander Łukaszenka zaproponował Białorusinom, którzy uciekli z kraju, aby wrócili i po weryfikacji przez specjalną komisję oraz publicznych przeprosinach zaczęli nowe życie w ojczyźnie. Skorzysta pan z zaproszenia reżimu?
Pomyślałem o tym od razu, przede wszystkim, żeby napisać taki list i zrobić z tego materiał dziennikarski. Trudne pytanie. Wielu ludzi chciałoby wrócić. Wiadomo, że w naszym fachu dziennikarskim każdy, kto wróci - na przykład ja, może szybko znaleźć się na miejscu Andrzeja Poczobuta albo obok niego w sąsiedniej celi.
Skład tej komisji jest bardzo dziwny - blok siłowy, propagandyści z telewizji plus w ogóle jakieś dziwne osoby. To, jak to jest zrobione z punktu widzenia prawnego, mnie zniechęca. To jest bardzo dziwny organ utworzony jedną decyzją jednej osoby, w skład którego wchodzą niekompetentni nie-eksperci, więc ja bym nie chciał, żeby takie osoby przesądzały o moim losie.