Radio Białystok | Gość | prof. Adam Bartnicki [wideo] - ekspert ds. bezpieczeństwa z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku
"Władimira Putina nie bardzo interesują kwestie ekonomiczne, gospodarcze. Jego bardziej interesuje to, żeby armia białoruska była zintegrowana z armią rosyjską, żeby terytorium Białorusi było przedłużeniem operacyjnym terytorium Federacji Rosyjskiej" - mówi prof. Adam Bartnicki.
Rosja gromadzi na Białorusi swoje wojska. Władimir Putin w ciągu kilku tygodni dwukrotnie spotykał się z białoruskim dyktatorem Aleksandrem Łukaszenką. Co dzieje się tuż za naszą wschodnią granicą? Jaka przyszłość czeka Białoruś i jaka jest rola tego państwa w wojnie z Ukrainą? M.in. o tym z ekspertem ds. bezpieczeństwa z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku prof. Adamem Bartnickim rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Zacznijmy od koncentracji wojsk rosyjskich na Białorusi. Szacuje się, że jest ich tam od 10 do nawet 15 000. Ponad 10 tysięcy, taką liczbę podaje, chociażby komendant państwowej służby granicznej Ukrainy Serhij Dejneko. Po co Rosji te wojska za naszą wschodnią granicą?
prof. Adam Bartnicki: Prawdopodobnie, żeby pilnować porządku na Białorusi i żeby odciągać część sił ukraińskich od kierunku koncentracji wojsk rosyjskich. Ta koncentracja jest bardziej na północy czy północnym wschodzie, tam w tym momencie koncentrują się dosyć poważne siły rosyjskie, mogą sięgać nawet 200 tys. żołnierzy i prawdopodobnie za dwa, trzy, cztery tygodnie, to jest kwestia też warunków pogodowych, będą przeprowadzały kolejną operację, niektórzy mówią, w stronę Kijowa, mi się bardziej wydaje, że jednak w kierunku Charkowa, że będzie to próba odcięcia wojsk ukraińskich w tych quasi-republikach separatystycznych.
Te 200 tys. wojsk to jest na terytorium Rosji.
Tak, na terytorium Rosji. Tam jest w tej chwili koncentracja sił rosyjskich, sił pancernych. Przede wszystkim dosyć dużo czołgów się tam pojawiło. Ten atak jest zapewne planowany i w tym wypadku jakieś siły rosyjskie na Białorusi mogą oczywiście dokonywać ataków pomocniczych, mogą po prostu wiązać część sił ukraińskich na północ.
Jak twierdzą sami Ukraińcy, to nie jest liczba, która wystarczy do przeprowadzenia skutecznego ataku na ich kraj.
Nie, tak jak mówimy 10 tys., nawet gdybyśmy wzięli pod uwagę armię białoruską, chociaż nie wiem, czy możemy brać pod uwagę armię białoruską, czy Rosjanie w ogóle biorą pod uwagę armię białoruską, szczególnie że ją trochę przetrzebili już wcześniej ze sprzętu. Wiem, że nastroje armii białoruskiej nie są najlepsze z punktu widzenia Rosji, więc następnego kierunku tego ataku nie oczekujemy. Być może atak pomocniczy na Kijów, ale on by oczywiście był okupiony wielkimi stratami, przy czym, jeśli byłaby tam zagoniona armia białoruska, to z punktu widzenia Kremla nie jest to żaden problem.
To jest też tak, że Rosjanie w ten sposób odciągają armię ukraińską od linii frontu?
Oczywiście, bo linia frontu liczy ponad 1600 km, to jest od południa po północ, cała granica Białorusi z Rosją jest bardzo rozległa. Mniej więcej Ukraińcy wiedzą, gdzie ten atak może nastąpić, bo widzą koncentrację wojsk, mają w tym momencie te możliwości sojusznicze, to są głównie możliwości amerykańskie, natowskie, ale jednak muszą utrzymywać pewne siły na granicy z Białorusią, nawet jeśli byłoby to uderzenie pomocnicze. Mówiono wcześniej, że taki atak rosyjsko-białoruski na Wołyń miałby jakieś sens, oczywiście operacyjny, ponieważ odcinałby tę bazę logistyczną w Polsce od Ukrainy.
Rosjanie też wykorzystują terytorium Białorusi jako takie zaplecze logistyczne, zaplecze medyczne dla żołnierzy, także zaplecze militarne. To miejsce, z którego na Ukrainę wystrzeliwane są, chociażby pociski. Czy tę ostatnią kwestię Rosja może na Białorusi rozwijać, na przykład właśnie po to, by przecinać dostawy broni płynące z Polski?
Nie wiemy, jakie w tym momencie są możliwości dotyczące wysyłania tych pocisków czy dronów z terytorium Białorusi i Rosji na Ukrainę. Ta intensywność nie jest duża, ale nie jest rosnąca. To jest oczywiście pytanie, czy Rosji wyczerpują się tego typu środki kinetyczne, czy po prostu trzyma je na okazję planowanej ofensywy.
W grudniu Władimir Putin z całą świtą, nie tylko sam przywódca, ale też Siergiej Szojgu, Siergiej Ławrow, byli w Mińsku, spotkali się z Aleksandrem Łukaszenką i ze swoimi odpowiednikami białoruskim. Rosyjski i białoruski dyktator spotkali się także w ostatnich dniach w Petersburgu podczas szczytu Wspólnoty Niepodległych Państw. Skąd taka intensyfikacja kontaktów?
Kontakty są częste od co najmniej kilku lat. My teraz oczywiście obserwujemy, bo są warunki wojenne, więc inaczej to patrzymy. Od 2020 roku, czyli od tych sfałszowanych wyborów przez Łukaszenkę i tej rewolucji, która miała miejsce na Białorusi, te kontakty są bardzo intensywne, ponieważ następuje proces powolnego wchłaniania Białorusi. Chociaż nie jestem pewny czy ostatecznym celem ma być te wchłonięcie, czy całkowite podporządkowanie. W tym momencie bardziej jako podstawa operacyjna dla armii rosyjskiej, ponieważ Władimira Putina nie bardzo interesują te kwestie ekonomiczne, gospodarcze, jego bardziej interesuje to, żeby armia białoruska była zintegrowana z armią rosyjską, żeby terytorium Białorusi było przedłużeniem operacyjnym terytorium Federacji Rosyjskiej.
Też pojawiają się głosy, że dlatego te rosyjskie wojska w takiej ilości pojawiają się na Białorusi.
Tak jak powiedziałem, to jest pytanie, czy one są po to, żeby odciągać tę uwagę wojsk ukraińskich, czy one są po to, żeby jednak pilnować porządku na Białorusi. Łukaszenka po 2020 roku, nawet w ostatnich miesiącach, wykazywał pewne gesty, które mogłyby świadczyć o tym, że on próbuje się wyrwać z tego układu, czyli podporządkowania Moskwie. Nie bardzo to mu wychodzi, ponieważ w tej chwili nie ma za dużo kart. Jedyną jego kartą, taką podstawową kartą, którą miał wcześniej, ale teraz również ją posiada, jest to, że Rosja jest osłabiona i nie bardzo ma możliwości, żeby dokonywać głębszych zmian na scenie politycznej, na Białorusi i po prostu nie ma kandydata, który mógłby jednak utrzymać to państwo w ryzach, tak jak to robi Łukaszenka.
Czy pan dostrzega jakieś pojedyncze gesty, które wskazywałyby, że Łukaszenka skłania się albo nie zamyka ostatecznie na Zachód?
Oczywiście. Widzieliśmy, że były jakieś negocjacje poprzez stolicę apostolską, nawet po tragicznej śmierci poprzedniego ministra spraw zagranicznych (Uładzimira Makieja), nowy minister spraw zagranicznych jest orientacji prozachodniej, co jest istotnym gestem oczywiście, ale również wcześniej widzieliśmy, że Łukaszenka próbował mediować między Rosją a Ukrainą. Te pierwsze rozmowy odbyły się na terytorium Białorusi, więc strona ukraińska musiała mieć pewność, że strona białoruska zagwarantuje tej delegacji bezpieczeństwo.
Są takie gesty, które świadczyłyby o tym, że ta awantura z punktu widzenia Łukaszenki jest niepotrzebna. Białoruś w tym momencie bankrutuje. Pamiętajmy o tym, że Ukraina obok Rosji i Unii Europejskiej jako całości, to byli główni partnerzy handlowi Białorusi, w tej chwili nie ma już Unii Europejskiej, nie ma Ukrainy, czyli nie ma handlu z tymi państwami. To były państwa, które kupowały, istotne komponenty towarów produkowanych przez Białoruś, czyli dawały Białorusi dewizy. Teraz tego nie ma, a to jeszcze bardziej uzależnieni Białoruś od Federacji Rosyjskiej.