Radio Białystok | Gość | Leszek Jawor [wideo] - nauczyciel z III LO w Białymstoku
- Najważniejsze jest to, żeby dostrzec, że nauczyciel to ten, który ciągle się uczy od swoich uczniów - mówi polonista Leszek Jawor.
We współczesnej szkole dominują dwa rodzaje komunikacji: uczę, więc bezwzględnie wymagam, i uczę, starając się zrozumieć ucznia. Który z nich jest lepszy? Co zrobić, żeby więcej młodych ludzi z przyjemnością chciało chodzić na lekcje? Czego oprócz nauki może wymagać nauczyciel?
O tym w Dniu Edukacji Narodowej z polonistą, twórcą podlaskich mistrzostw w ortografii, Leszkiem Jaworem rozmawia Dorota Sokołowska.
Dorota Sokołowska: Czy pamięta pan swojego najgorszego nauczyciela?
Leszek Jawor: Nie miałem takiego. I to nie jest kwestia upływu czasu, bo ten sprawia, że wszystko robi się piękne. Jak chodziłem do szkoły, to każdy nauczyciel był może szalony, może dziwny, ale nigdy ich nie oceniałem w kategoriach najgorszy - najlepszy.
Bardzo wiele osób wynosi traumę ze szkoły z powodu nauczycieli właśnie. Czy po latach pracy ma pan takie doświadczenia?
To, czy nauczyciel jest pamiętany dobrze, czy źle, to jest właśnie kwestia czasu i doświadczenia, które życie nam daje po szkole. Naiwnie, idealistycznie twierdzę, że wszyscy tak na dobrą sprawę jak już przekroczą Rubikon swojego życia, to tęsknią za szkołą, za nauczycielami, za ich poczuciem humoru, za ich kaprysami, za dreszczykiem emocji przy sprawdzianach, wspominają maturę, dowcipy nauczycieli, powiedzenia.
Ale czy to znaczy, że doroślejemy z czasem czy też zmieniamy się, że inaczej patrzymy na szkołę?
Mój mistrz Witold Gombrowicz powiedział kiedyś, i ja się z tym zgadzam, że wszystko jest podszyte dzieckiem. Do końca życia jesteśmy dziećmi. To jest genialne odkrycie Gombrowicza i dlatego jestem tak mu wierny w myśleniu o swoim życiu indywidualnym, ale także w swojej pracy zawodowej.
Tak, każdy z nas jest dzieckiem i to bez względu na to, czy ma lat 15, czy ma 58.
Kiedy pytamy młodych ludzi o to, jaka jest ich idealna szkoła, to proszę zwrócić uwagę, że oni mówią: bardziej bezpośrednie relacje, mniej pośpiechu, więcej luźnych zajęć, wyjść i wspólnych spotkań. Nie ma tego, że trzeba być dla nich np. jakimś mistrzem.
Młodzież się zmienia, tak jak zmienia się świat. Jak zaczynałem pracę w latach 80., to była inna młodzie, to byli inni ludzie. To byli ludzie, dla których odkrycie wolności, kiedy rodziła się niepodległa III Rzeczypospolita, było czasem na odkrywanie samych siebie.
Nazwiska moich absolwentów - Adam Woronowicz, Marek Kochanowski, Tomasz Mojsik - same przez się mówią, że to było takie pokolenie, które czegoś chciało, nie mogło się nasycić światem. I nie było jeszcze internetu.
A ta współczesna młodzież jest bardziej nastawiona na siebie, bardziej wyczulona na własną wrażliwość?
Herbert napisał, że dziękuje Panu Bogu za to, że świat jest różny. Wczoraj poznałem swoją pierwszą klasę, która zrobiła mi wspaniałą imprezę nauczycielską, bo odgrywali role bohaterów mitologicznych. Do tej pory siedzieli na lekcjach w ławkach, pierwsza reakcja na Jawora - wszyscy się boją. A wczoraj na tych zabawach w mitologię zobaczyłem, że oni się uśmiechają, biją sobie brawo.
Ale może to jest też ten dystans, który pan skraca. Widziałam na zdjęciach, że pan padł na kolana. To jest luźniejsze podejście do młodzieży.
Gombrowicz. To on mnie tego nauczył i będę mu wierny. Ale oni szukają czegoś takiego. W pierwszej klasie mówią: ja będę chirurgiem, ja chcę być lekarzem. Najczęściej potem kończą w jakichś szkołach artystycznych.
Dzisiaj lubiany nauczyciel to taki, który stawia na dialog, słyszy młodych ludzi, ale też na miękkie kompetencje. Co to znaczy?
Nigdy nie byłem zwolennikiem przedmiotów pod tytułem Metodyka nauczania języka polskiego. Moja kochana świętej pamięci pani metodyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zawsze to doceniała. Powiedziałem jej tak: jak ja będę nauczycielem, to ja będę sobie tworzył metody.
Co to są te miękkie kompetencje? Ja tak do końca nie wiem. Najważniejsze jest to, żeby zobaczyć, że nauczyciel to jest ten, który ciągle uczy się od swoich uczniów.
Ale uczy się na lekcjach czy poza lekcjami?
Na lekcjach. Uczy się świata, którego już z racji swojego wieku nie rozumie. Gdyby przyjrzeć się językowi komunikacji dzisiejszego pokolenia, gdyby oni na żywo zaczęli mówić tym językiem, którym się posługują, gdy są na różnych komunikatorach, to nie zrozumielibyśmy.
Czego jeszcze nauczyli pana młodzi ludzie?
Młodzi ludzie nauczyli mnie tego, czego ja ich uczę - że najważniejszą wartością w edukacji, tak samo jak w życiu, jest przyjaźń. Bo jeżeli szkoła nie uczy, że przyjaciel to jest ktoś, kto zawsze będzie z tobą, zawsze będzie wtedy, kiedy ty nawet nie chcesz, to ja nie chcę takiej szkoły.
I przyjaźń, o której mówi drugi mój bohater po Gombrowiczu, czyli Kłapouchy, największy filozofów, jaki jest najmniejszy i ma problemy z uszami i z ogonkiem, to coś, co sprawia, że choć mijają lata - ja przecież już 34. rok jestem w tym zawodzie - to ciągle odzywają się absolwenci, których człowiek siłą rzeczy nie pamięta i dopiero po dłuższej rozmowie sobie przypomina, i oni nagle chcą się spotkać.
Dzisiaj np. ma pan takie spotkanie.
Tak. Dzisiaj mam bardzo ważny dzień, bo po 20 latach po maturze spotykam się ze swoją przedostatnią klasą wychowawczą z V LO. Co, jak, dlaczego? Przyjaźń.
Ale bardzo często nauczyciele boją się stracić autorytet. Boją się, że kiedy się zaprzyjaźnią, zbliżą do młodych ludzi, to coś umknie z takiej dawnej nieomylności profesora?
Moja sala w III liceum nosi nazwę Katedra popsologii. Jestem przede wszystkim popsologiem.
Co to znaczy?
No właśnie jak uczniowie przychodzą do sali, to zawsze pytają, co to znaczy. Ja mówię, że nie wiem, ale podoba mi się nazwa. To jest parę ogólnych pojęć semantycznych. Już samo to, że oni wchodzą i widzą, to jest właśnie ten moment w ich życiu, kiedy ja mogę spróbować nawiązać z nimi kontakt i zaprosić ich do dialogu. Nie wszyscy chcą. Ale ja też nie chcę, żeby wszyscy byli, bo nie wierzę w stadne uczucia.
Jeżeli z takiej klasy zostanie choćby jedna osoba, która uwierzyła w to, że przyjaźń ratuje świat, to ja zrobiłem swoje.
Najważniejsze, żeby nauczyciel zszedł z katedry i zobaczył drugiego człowieka obok siebie.
Mało. Upadł na kolana.