Radio Białystok | Gość | prof. Katarzyna Kłosińska [wideo] - przewodnicząca Rady Języka Polskiego
"W tej masie wszystkiego, co krąży po internecie, ludzie tracą orientację, co jest tym właściwym językiem, ładnym, eleganckim, a co jest językiem byle jakim" - mówi prof. Katarzyna Kłosińska.
W codziennym zabieganiu zazwyczaj o tym nie myślimy, ale wiedza z tej dziedziny wydaje się nieodzowna. Chodzi o naszą piękną polszczyznę. Często traktujemy ją trochę po macoszemu, ale od czasu do czasu warto przypomnieć niektóre zasady, co za moment zrobi nasz ekspert w rozmowie z Izą Serafin.
Iza Serafin: Naszego gościa, eksperta, językoznawcę, przewodniczącą rady języka polskiego profesor Katarzynę Kłosińską będziemy pytać o kondycję języka ojczystego. A może woli pani językoznawczynię, ekspertkę, gościnię?
prof. Katarzyna Kłosińska: Ekspertkę raczej tak, językoznawczynię może być i tak, i tak, dlatego że ta forma językoznawca przez to, że kończy się na -a to nie brzmi tak męsko. Natomiast co do gościni, to ja przez długi czas nie lubiłam tej formy, ona mi się wydawała taka trochę dziwna, chociaż jest poprawnie utworzona. Proszę zwrócić uwagę, że ta forma gościni jest bardzo potrzebna w takich sytuacjach, kiedy chcemy na przykład zrelacjonować coś. Jutro pani będzie rozmawiała o tej naszej rozmowie z kimś i powie pani tak: "mój gość powiedział..." I ktoś sobie pomyśli, że to był mężczyzna. "Moja gość powiedziała" - to zdanie jest gramatycznie błędne, dlatego że przecież gość jest męskiego rodzaju, moja i powiedziała żeńskiego. I tutaj rzeczywiście ta forma gościni się bardzo przydaje - "i wtedy moja gościni powiedziała". Ta gościni się pojawiła w naszym języku kilkanaście lat temu. Na początku rzeczywiście wydawała się dziwna, śmieszna, ale myślę, że się do niej przyzwyczajamy. W ogóle jest tak, że do wszystkiego, co nowe mamy na początku jakiś dystans, a potem to wchodzi albo nie wchodzi.
Ta forma jeszcze nie przeszła mi przez gardło, ale próbuję się oswajać. Obserwuje się jednak w języku taką silną tendencję do używania żeńskich odpowiedników, takich powszechnie używanych nazw męskich, funkcji czy zawodów, ale niektóre brzmią tak dziwnie, kuriozalnie, na przykład ministerka, prezydentka, nawet dyrektorka czy kierowniczka.
Co jest złego w ministerce czy prezydentce?
Pewnie jest nieosłuchane.
Proszę zwrócić uwagę, lekarz-lekarka, nauczyciel-nauczycielka. Do męskiej nazwy dodajemy przyrostek -ka i tworzymy w ten sposób nazwę żeńską, więc ministerka, prezydentka, premierka oczywiście to są nazwy potoczne i one nie występują w takich oficjalnych nazwach funkcji, czyli gdzieś tam na pieczątkach, chociaż są miasta, na przykład Warszawa i Gdański, w których Urząd Miasta pozwolił kobietom, które tam pracują, wybrać czy ona chce być burmistrzynią, czy chce być burmistrzem, naczelniczką czy naczelnikiem.
Niektóre zawierają w sobie element takiej pogardliwości, bo jak się mówi dyrektorka czy kierowniczka, to się kojarzy od razu z taką kierowniczką GS-u.
Tu rzeczywiście jest problem, bo niektóre z tych nazw żeńskich mają już pewne obciążenia. Jeśli chodzi o taką ogólną tendencję, to uważam, że ona jest jak najbardziej właściwa. Inaczej mówiąc, ludzie sami głosują, używając albo nie używając tej formy. Ilekroć poruszyłam ten temat w swoich audycjach radiowych, które prowadzę, to zwracały się do mnie różne kobiety, pisały listy i mówiły "ja nie chcę być psychologiem, jestem psycholożką, bo jestem kobietą i dlaczego mam być nazywana tak jak mężczyzna". Druga część tych listów brzmiała tak: "ja nie chcę być żadną psycholożką, jestem psychologiem, tak mam na dyplomie i tak brzmi nazwa zawodu". Nie można nic narzucać, ale też należy spojrzeć z taką akceptacją, że jest duża grupa Polek, które chciałyby być nazywane właśnie w sposób żeński.
Chyba trzeba zacząć się oswajać z tymi formami.
Tak, jak najbardziej. Ze wszystkim, co nowe trzeba się oswajać.
Co z panią kurator na Podlasiu? Jakoś kuratorka się nie przyjęła.
Bo kuratorka to jest nazwa potoczna, natomiast w tych oficjalnych, różnych przekazach, to jest kurator.
To jest podlaski kurator czy podlaska kurator?
Nazwa funkcji to jest podlaski kurator, bo te nazwy funkcji występujące w różnych aktach prawnych to one są zawsze męskie, bo trudno byłoby tworzyć ustawę czy jakieś rozporządzenie, w którym by się napisało podlaska kurator/podlaski kurator. Tak jak się mówi o innych paniach, które są kuratorami, Małopolska Kurator Oświaty, to Podlaska Kurator Oświaty jak najbardziej.
Kurator to męska nazwa?
Tak jak minister czy prezydent jest duża grupa nazw zakończonych spółgłoską, czyli takich nazw, które przede wszystkim są nazwami męskimi, które mają drugie znaczenie, to znaczy odnoszą się do kobiet i wtedy to jest żeński nieodmienny, tak jak "nowa minister gdzieś tam pojechała", to "nowa podlaska kurator pojechała gdzieś tam".
Czyli może być podlaska kurator.
Jak najbardziej.
Czy są jakieś zjawiska, czy tendencje w polszczyźnie, które teraz niepokoją, szczególnie przewodniczącą Rady Języka Polskiego?
Należałoby ich wymienić dużo, myślę, że nie będziemy mieć tyle czasu, bo musiałaby to być długa audycja. Jedną z takich ważniejszych tendencji, którą na pewno należy zauważyć, jest ogólna brutalizacja naszej komunikacji publicznej, w przeróżnych sferach, pomijając już tutaj politykę. To ma swoje źródło też w naszych zwyczajach internetowych. Przez to, że Internet czy media społecznościowe pozwalają na bardzo dużą anonimowość, to człowiek pozwala sobie na takie zachowania, na które by sobie nie pozwolił, gdyby występował pod nazwiskiem albo gdyby zobaczył się z danym człowiekiem twarzą w twarz. O hejcie mówimy w takiej sytuacji, kiedy nie mamy tego kontaktu twarzą w twarz.
Brutalizacja. A co z potocyzacją, niechlujstwem językowym? Ten język, szczególnie w sieci, jest pozbawiony też fleksji.
Fleksji, interpunkcji, ortografii... Zdecydowanie przed tym przełomem cyfrowym, też oczywiście mówiliśmy o potocyzacji, o tym, że coraz więcej takich form potocznych się upowszechnia i one funkcjonują w języku oficjalnym, też wulgaryzmy... ale to rzeczywiście co zmienił internet, można w tym się doszukać pewnych korzyści, ale jest też jednak dużo negatywnych aspektów, to to, że każdy może być nadawcą i odbiorcą, czyli każdy może nie tylko przeczytać sobie, co tam ktoś inny napisał, ale również napisać. I teraz w tej masie tego wszystkiego, co krąży po internecie, ludzie tracą orientację co do tego, co jest tym właściwym językiem, co jest z tym takim językiem ładnym, eleganckim, a co jest takim językiem byle jakim. I zaczynają się też posługiwać tym językiem byle jakim, uznając, że skoro gdzieś tam zostało to napisane, to powielane jest to po wielokroć i rzeczywiście dochodzi do nie tylko upowszechniania się takich form, ale również dochodzi do tego, że ludzie myślą sobie, że właściwie wszystko wolno w internecie. Zmienia się trochę stosunek do języka.
Wiadomo, że norma językowa nie jest normą prawną i nikt nikomu nie wlepi mandatu, tak mówiąc kolokwialnie, za niepoprawne formy czy niechlujstwa językowe, ale warto jednak znać i stosować te normy przynajmniej w niektórych oficjalnych sytuacjach?
Tak, oczywiście. Kilka lat temu ze współpracownikami przeprowadzałam takie badanie pod nazwą "Postawy wobec języka", ono jest na stronie Uniwersytetu Warszawskiego i z tego badania wyszło, że ludzie mają wielką potrzebę istnienia normy językowej, punktu odniesienia, ale jednocześnie, że mają takie przekonanie, że właściwie nieładne to, co ładne, tylko ładne to, co się komu podoba. Na przykład wiele form, które gdzieś tam są w słownikach opisane jako błędne, to pani A czy pan B używają i się z nimi dobrze czują, i w ogóle do głowy by im nie przyszło, że to są formy niepoprawne, bo u nich w domu się tak zawsze mówiło, bo tam się gdzieś zawsze mówiło.... Tutaj właśnie w opisie tej normy czy w ogóle w mówieniu, jaka ta norma jest i czym jest, większą uwagę należałoby też zwracać na coś takiego, co myśmy w tym badaniu nazwali dobrostanem językowym. To znaczy, że nie jest ważne tylko to, co gdzieś tam z góry zostało w pewien sposób narzucone przez autorytety, co się znajduje dokładnie w słownikach, ale również tak naprawdę to, z czym my się dobrze czujemy.
Normy są potrzebne w języku.
Tak, jak najbardziej, to jest punkt odniesienia.
Bardzo dziękuję za wszystkie cenne rady.