Radio Białystok | Gość | Zmicier Mickiewicz - dziennikarz telewizji Biełsat
"Ta mobilizacja na Białorusi nie może się odbyć tylko z tego powodu, że łukaszenkowcy nie mogą odfiltrować tych ludzi, których chcieliby zmobilizować" - mówi Zmicier Mickiewicz.
Niepokojące informacje płyną z Białorusi. Czy nasz wschodni sąsiad włączy się w wojnę z Ukrainą? Między innymi o tym z dziennikarzem telewizji Biełsat Zmicierem Mickiewiczem rozmawia Renata Reda.
Renata Reda: Niektórzy mieszkańcy Białorusi, na przykład Mińska, otrzymują już wezwania do stawienia się w Wojskowych Komendach Uzupełnień. Czy mamy już początek mobilizacji na Białorusi?
Zmicier Mickiewicz: Ja bym powiedział, że nie. Moim zdaniem ta mobilizacja nie może się odbyć tylko z tego powodu, że łukaszenkowcy nie mogą odfiltrować tych ludzi, których chcieliby zmobilizować. Teraz problem polega na tym, że oni nawet nie wysłali swoich wojsk zawodowych na wojnę na Ukrainę, bo nie są pewni, czy im starczy tych ludzi, którzy zostali na prowadzenie represji na Białorusi, które teraz mają miejsce. Z drugiej strony wiedzą, że to po prostu wywoła destabilizację na Białorusi. Oni nie chcą żadnych problemów wewnętrznych, nie wprowadzą takiej mobilizacji i dlatego nie wysyłają tych wojsk, nawet zawodowych, na teren Ukrainy, bo wiedzą, że to nie będzie takie łatwe. Widzą, że społeczeństwo białoruskie totalnie nie popiera wojny rosyjskiej przeciwko Ukrainie. Oczywiście społeczeństwo białoruskie nie chce brać w tym udziału, bo nawet wśród tych, którzy popierają tę wojnę, popierają działania Putina, nie ma wielu chętnych, by iść tam i coś robić. Oczywiście oni by chcieli może wysłać jakieś wojska z Białorusi na teren Ukrainy, ale powstaje problem, kto wtedy zostanie wewnątrz kraju, kto wtedy będzie służył Łukaszence dla tej maszyny represji, bo jak oni wyślą swój OMON, który jest lojalny Łukaszence, nie będzie uciekał, czy wyślą tak zwane Siły Operacji Specjalnych, to też może być częścią tych działań, ale z drugiej strony ktoś wtedy musi zostać na Białorusi. Oczywiście łukaszenkowcy zaczęli prowadzić takie formowania ruszenia, to znaczy Łukaszenka zapowiadał takie rzeczy. Widzieliśmy, że było już pierwsze takie ruszenie, które było zebrane w rejonie, który jest obok samej granicy z Rosją, i widzimy, że ta baza obrońców Łukaszenki to są ludzie zmarginalizowani i kryminalizowani. To są ludzie, którym wydanie broni niczym dobrym się nie skończy, nawet dla reżimu Łukaszenki. Zacznie się mordowanie, zaczną się rabunki i tak dalej.
Ale rezerwiści otrzymują jednak wezwania do Wojskowych Komend Uzupełnień. Po co jest to robione, na jaką skalę? Jak to w tej chwili wygląda na Białorusi?
To nie jest na razie wielka skala, ale moim zdaniem tutaj też musimy mówić o tym, że wygląda na to, że przyjedzie duża ilość wojsk rosyjskich na teren Białorusi.
Podobno 120 tysięcy.
Według oficjalnych informacji będą się oni szkolić na terenie Białorusi, ale ja bym tutaj raczej mówił może o takiej operacji odciągnięcia uwagi wojsk ukraińskich od tych terenów, na których Rosja naprawdę chce zrobić jakąś ofensywę, na przykład na Donbasie, bo to otwarcie jest zapowiedziane przez Rosjan, ale na razie oni nie mają siły. Oczywiście ci zmobilizowani Rosjanie mogą się szkolić na terenie Białorusi, bo wiemy, że taka wymówka jest bardzo dobra z tego powodu, że w Rosji naprawdę są wielkie problemy ze składem oficerskim. Oni naprawdę nie mają tylu ludzi, których mogliby wyszkolić, nawet te rezerwy i z tego powodu już mają problemy. Z jednej strony to może być to, ale z drugiej strony też mogą mieć miejsce przekazania sprzętu, który jest teraz na uzbrojeniu łukaszenkowców dla tych sił rosyjskich. To też może nastąpić, też może być częścią takiej kampanii i dlatego mogą być te rezerwy na przykład rezerwowania kolei białoruskiej i tych pociągów towarowych właśnie dla wysyłania sprzętu też do Rosji, nie tylko do przewożenia tych rosyjskich żołnierzy, ale też odwrotnej wysyłki sprzętu czy amunicji, bo wiemy, że Rosja też cierpi z tego powodu i tutaj Rosja szuka jakiegoś uzupełnienia sił. Ja bym powiedział, że to nie jest aż tak niewiarygodne, że to może też zadziałać.
Jak działa partyzantka na Białorusi? O ile działa, bo pamiętamy sytuację z lutego i z marca, gdy partyzantka kolejowa zdezorganizowała działania rosyjskiej armii.
Na razie nie ma takiej wielkiej aktywności Rosji, dlatego po prostu nie ma powodu do takiej wielkiej skali działań partyzanckich.
Łukaszenka się tego obawia?
Oczywiście, że Rosja się tego obawia. Oni wiedzą, że ta partyzantka będzie działać. Oni już chcą jakoś temu zapobiec, już proszą kolejowców, by podpisywali jakieś papiery, że oni nigdzie nie będą przekazywali żadnej informacji. To nie pomoże, bo po prostu ludzie z innych resortów, z innych stref, nawet jak nie są to kolejowcy, po prostu nie da się jakoś wyśledzić, nie da się wykasować z tego powodu, że jest telegram, który jest anonimowy, przez który da się wysyłać różne informacje i oczywiście są grupy monitoringowe, które zajmują się właśnie monitorowaniem aktywności osób łukaszenkowskich i rosyjskich na terenie Białorusi i to znaczy, że ta informacja nadal będzie wysyłana, oni nie będą mieli łatwo. Z drugiej strony wiemy też o cyberpartyzantach, którzy już też udowodni swoją sprawność, kasowali różne systemy kolejowe, czekają też, żeby coś zrobić w tym temacie i nadal kontynuują działania przeciwko reżimowi Łukaszenki. Moim zdaniem to nie będzie taka prosta sprawa dla Rosjan, bo jak przyjadą ci zmobilizowani żołnierze, będzie widać ich poziom, każdy Białorusin będzie widział, co się dzieje. Na razie żadna obecność wojsk rosyjskich na terenie Białorusi nie podniosła wizerunku Rosji wśród Białorusinów, po prostu każdy widział, że to jest totalna bieda, brak jakiegoś wyszkolenia, honoru czy poziomu. Każdy zaczyna rozumieć, o co chodzi.
A jakie informacje docierają do Białorusinów w sprawie ustaleń w Soczi Łukaszenki i Putina?
Na razie nie wiadomo o czym rozmawiali, ale już wiadomo, co Łukaszenka robi. On na razie próbuje udowodnić Putinowi swoją lojalność, bo pojechał do tych okupowanych terytoriów Gruzji, do Abchazji. Ja chcę przypomnieć, że kilka lat temu Łukaszenka, będąc w Gruzji, składał kwiaty obok monumentu poświęconego bohaterom poległym za jedność Gruzji. Wygląda na to, że w taki sposób Putin odcina Łukaszence wszystkie możliwości do negocjacji z Zachodem, bo wiadomo, że Gruzja była jednym z takich pośredników Łukaszenki w dotarciu do Zachodu. On zawsze miał dobre kontakty z władzami Gruzji, nawet z Saakaszwilim potrafił spokojnie rozmawiać. Putin na razie chce odciąć Łukaszence wszystkie możliwości komunikacji z Zachodem, bo już wiemy, że Łukaszenka chciałby zacząć ten dialog z Zachodem, najpierw ze Stanami Zjednoczonymi, bo już próbuje zagrać w tę swoją grę z więźniami politycznymi i po prostu jakoś tam sprzedać nie tyle zmiany, ale po prostu udawanie tych zmian, udawanie swojej subiektywności za jakieś ulgi i za zniesienie sankcji ze strony Zachodu, bo wie, że sytuacja jest bardzo zła i dlatego próbuje zagrać w tę grę. Putin też to wie i dlatego odcina mu wszystkie możliwości, żeby to się nie udało nawet na takim poziomie udawania, żeby tego po prostu nie było, żeby każdy rozumiał, że na Białorusi teraz rządzi Rosja i tyle. I rozmawiać trzeba tylko i wyłącznie z Putinem. Teraz właśnie Łukaszenka wygląda na takiego rosyjskiego gubernatora, w żaden sposób nie wygląda na przewodnika, takiego kierownika niepodległego państwa.
Z tego, co pan mówi, wynika, że nastroje wśród Białorusinów raczej sprzyjają Ukraińcom. Dziękuję bardzo za rozmowę.