Radio Białystok | Gość | prof. Joanna Zajkowska - podlaski konsultant w dziedzinie epidemiologii
Od dziś nie ma już w Polsce stanu epidemii, jest - zagrożenie epidemiczne. "Nawet jeżeli pojawiłby się wzrost zachorowań, to jesteśmy na to przygotowani".
W poniedziałek (16.05) oficjalnie zniesiony zostaje w Polsce stan epidemii koronawirusa, obowiązuje stan zagrożenia epidemicznego. Co to oznacza i czy musimy się liczyć z możliwością powrotu do stanu epidemii?
Z prof. Joanną Zajkowską rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Dokładnie 14 marca 2020 r. ogłoszono w Polsce stan zagrożenia epidemicznego, ale nie zdążyliśmy się z nim za bardzo oswoić, bo kilka dni później wprowadzono już brzmiący groźnie stan epidemii - teraz, po dwóch latach, odwołany. Ale mamy stan zagrożenia. Co to oznacza?
prof. Joanna Zajkowska: Tak naprawdę to z dnia na dzień nic się nie zmieniło. Nadal mamy zachorowania, rzeczywiście spowodowane w większości wariantem Omikron, który wywołuje choroby o lżejszym przebiegu. Nie mamy tylu hospitalizacji.
Natomiast nazwa "stan pandemii" jest określeniem legislacyjnym, ponieważ stan ten umożliwia podejmowanie działań takich, które wymagają dodatkowej legislacji, czyli na przykład zmiana profilu danego szpitala czy utworzenie szpitala tak zwanego jednoimiennego. Na to pozwalały przepisy, które włącza się w momencie ogłoszenia stanu pandemii. Natomiast stan zagrożenia epidemicznego de facto nic nie zmienia.
Z czym powinniśmy się bardziej liczyć - z tym, że wkrótce także stan zagrożenia epidemicznego będzie odwołany i wrócimy do pełnej normalności, czy raczej z tym, że może wrócić stan epidemii?
Nie można takiej sytuacji wykluczyć. ECDC, czyli instytucja, która zajmuje się nadzorem nad chorobami zakaźnymi i kontrolą, przygotowuje nas na możliwość dalszego rozwoju epidemii w różnych wariantach.
Ten najbardziej optymistyczny jest taki, że wariant Omikron będzie ewoluował w stronę łagodniejszego wariantu, który będzie powodował - tak jak inne koronawirusy znane do tej pory - łagodne zakażenia górnych dróg oddechowych lub będzie wymagał dawek przypominających szczepienia dla grup szczególnie wrażliwych, czyli dla osób po transplantacjach, osób szczególnie narażonych na ciężki przebieg choroby. To jest wariant pośredni. I ten najgorszy, że pojawi się zupełnie coś nowego, co będzie stanowiło znowu większe zagrożenie.
A jeśli pojawi się coś nowego, to przejdziemy nad tym do porządku dziennego czy wrócimy jednak do stanu epidemii i wszystkich obostrzeń?
Wszystko będzie zależało od tego, jaki to będzie wariant i jakie będzie stanowił zagrożenie. Sytuacja jest o tyle inna, że jesteśmy już przygotowani. Są instytucje, które zajmują się nadzorem, czyli zbierają próbki z całego świata, które charakteryzują pojawiające się warianty. Jeżeli koronawirus będzie zwiększał swoją intensywność, będzie stanowił zagrożenie, to będą podejmowane odpowiednie działania.
Trwają prace nad szczepionką, która byłaby uniwersalna na wszystkie warianty, czyli uderzałaby w taką część wirusa, która jest wspólna dla wszystkich wariantów. I oczywiście mam nowe leki, które się pojawiły, które też pomagają w walce z zachorowaniami. W związku z tym nawet gdyby się pojawił wzrost zachorowań, to jesteśmy już inaczej przygotowani.
A co z innymi chorobami zakaźnymi? Pojawiły się niepokojące informacje, że straciliśmy odporność zbiorową na równie groźną odrę i ponoć też krztusiec, czyli choroby, o których już praktycznie zapomnieliśmy.
Tak. W różnych częściach świata, w różnych regionach mamy poziomy szczepienia, który nie dają nam tak zwanej odporności zbiorowiskowej. Nie myślę tutaj tylko o ruchu migracyjnym z Ukrainy do Polski, ale też w świecie jest bardzo wielu uchodźców.
Od 2015 roku obserwujemy wielki kryzys migracyjny, w wielu krajach przemieszczają się ludzie z powodu różnych konfliktów wojennych, konfliktów etnicznych, a nawet zmiany klimatu. To często kraje ubogie, gdzie poziom wyszczepienia jest niski albo w ogóle go nie ma. Zresztą część uchodźców, która przedostaje się przez granicę białoruską z krajów afrykańskich, też prezentuje zupełnie inny poziom wyszczepienia.
Jeżeli chodzi o odrę, to tutaj sytuacja jest o tyle trudna, że jest to niezwykle zaraźliwa choroba. Odporność zbiorowiskowa wymaga 95 proc. wyszczepionych osób, żeby nie była transmitowana i nie powodowała ognisk zachorowań. Jednak pojawienie się migrantów bądź pewne środowiska antyszczepionkowe, w których poziom szczepień jest niższy, stwarzają warunki może nie do epidemii, ale do ogniska epidemicznych zachorowań.
Co to oznacza?
Że będą grupy, które mogą chorować. Mogą chorować dzieci, które nie są szczepione bądź niedostatecznie wyszczepione, bo to jest cykl kilku szczepień, bądź osoby dorosłe, które nie przechorowały w dzieciństwie, a nie zostały objęte programem szczepień.
Jeżeli chodzi o krztusiec, to my tracimy dosyć szybko poziom odporności. Chronimy przede wszystkim dzieci i kobiety w ciąży - tutaj zaleca się dawki przypominające. Natomiast wielu młodych dorosłych i dorosłych jest jednak wrażliwych na krztusiec i pojawienie się osoby zakażającej może grozić ogniskami zakażeń.
Czyli szczepienia?
Tak. Powinniśmy przypominać szczepienia. Szczególnie zwracamy uwagę na to, że powinny się szczepić kobiety w ciąży, ponieważ jest to groźna choroba zwłaszcza w trzecim trymestrze.
Odra i krztusiec to choroby groźne tylko dla dzieci czy dla dorosłych też?
Niestety dla dorosłych też.
Czyli dorośli też powinni się doszczepić?
Osoby zawodowo narażone tak. Pracownicy placówek medycznych mają te szczepienia zalecane, natomiast na nie są one obowiązkowe.
Bardzo niepokojące są też coraz częstsze przypadki tajemniczego zapalenia wątroby u dzieci, które wystąpiły już w ponad 20 krajach na świecie, także w Polsce. Na razie odnotowano kilkaset przypadków, niestety także kilka zgonów. Co wiadomo na temat tej choroby?
Jest to bardzo niepokojące zjawisko, niepokojące dla naukowców w bardzo wielu krajach. Nie ma punktu wspólnego. Chorują dzieci. Jest to ciężkie zapalenie wątroby, które często może się skończyć transplantacją, a nawet zgonem. Nie są to przypadki ze sobą powiązane, natomiast jednocześnie pojawiają się w tej chwili w wielu krajach.
Poszukiwanie czynnika zakaźnego jak do tej pory nie jest bez sukcesu. Część dzieci wykazuje cechy zakażenia adenowirusem, czyli takim dosyć banalnym wirusem zakażenia górnych dróg oddechowych. Ale ten wirus występuje w populacjach dziecięcych. Część dzieci przechorowała COVID.
Czy jest jakiś związek z SARS-CoV-2?
Nie można tego jednoznacznie potwierdzić. Pytań jest bardzo wiele. Nie ma czynnika etiologicznego w tej chwili. Nadzór nad chorobami zakaźnymi zaproponował zgłaszanie wszystkich przypadków z uzupełnianiem bardzo precyzyjnie wszystkich danych dotyczących rodziców, przyjmowanych leków, kontaktów, przebytych chorób, aby znaleźć jakiś punkt wspólny tej nowej choroby, która pojawia się u dzieci.
Europejskie Centrum do spraw Zapobiegania i Kontroli Chorób określiło tę chorobę jako niepokojącą dla zdrowia publicznego. To już brzmi groźnie.
Tak, dlatego że przebieg tych zapaleń wątroby kończy się transplantacjami w pewnej części przypadków. Obserwowane też są zgony.
Jakie dzieci są na to szczególnie narażone?
Definicja przypadku obejmuje dzieci do 16. roku życia. Są stosowane apele do rodziców, opiekunów, żeby bacznie zwracać uwagę na takie objawy jak zażółcenie skóry, szare stolce, ból w okolicy wątroby, żeby jak najszybciej zgłaszać się do lekarza.
Jak można uchronić przed tym dziecko?
Nie znając przyczyny, trudno powiedzieć, jakie zachowania byłyby prewencyjne.
Ale zawsze prewencją może być dbanie o higienę, dezynfekcja, żebyśmy jednak o tym nie zapomnieli.
O tym zawsze powinniśmy pamiętać. I oczywiście zdrowa dieta i zdrowy tryb życia.