Radio Białystok | Gość | prof. Henryk Wnorowski - z Rady Polityki Pieniężnej
"Raty kredytów zależą od stóp procentowych i sytuacji na rynku finansowym. Na razie nie wiadomo, o ile mogą spaść, ale jeśli rozwiązania rządu wejdą w życie, to myślę, że może być to w przedziale od 300 do 500 zł mniej" - mówi prof. Henryk Wnorowski.
Wakacje kredytowe, dopłaty do rat i nowy wskaźnik oprocentowania kredytów. To rządowy plan na wsparcie kredytobiorców mających kłopoty ze spłatą zobowiązań wobec banków. Jakie efekty ma dać taki plan i czy Polacy realnie na nim skorzystają? O tym z profesorem Henrykiem Wnorowskim z Rady Polityki Pieniężnej rozmawia Renata Reda.
Renata Reda: Czy zapowiedzi rządu oznaczają rewolucję, czy niekoniecznie?
prof. Henryk Wnorowski: Myślę, że rewolucja to jest za duże słowo, natomiast wydaje się, że są to propozycje, które były w jakiś sposób wyczekiwane, bo po każdym decyzyjnym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej, kiedy Polacy dowiadywali się o kolejnych podwyżkach stóp procentowych, to o czym słyszeliśmy w przestrzeni publicznej, to, o czym czytaliśmy, to głównie była taka troska o kredytobiorców. I gdzieś tam w podświadomości wielu było oczekiwanie, że w końcu jakieś nowe propozycje się zdarzą. To, co się wczoraj wydarzyło, to co powiedział pan premier, to jest zapowiedź pewnych rozwiązań, które najprawdopodobniej w całości zaczną obowiązywać gdzieś od początku 2023 roku.
Wśród zapowiedzi jest też taka, że będzie nowa stawka, zamiast wskaźnika WIBOR. Będzie to dotyczyć nowych umów czy też starych?
Wydaje się, że wszystkich, przede wszystkim starych.
Czyli będzie zmiana w prawie? Prawo będzie działać wstecz? Będziemy zmieniać umowy, które już dawno były podpisane?
Wstecz nie, bo to, co już się wydarzyło, to się wydarzyło, natomiast to będzie dotyczyło umów, tak jak pani redaktor powiedziała, starych.
Ale na nowych zasadach.
Tak, na nowych zasadach. A ponieważ wszystko wskazuje na to, że jest to zmiana na korzyść, to myślę, że tutaj nie będzie specjalnych dociekań czy to jest zgodne, czy niezgodne.
O ile mogą zmniejszyć się raty kredytów przy założeniu, że nowe regulacje będą dotyczyć także teraźniejszych umów?
To jest chyba najtrudniejsze pytanie, na pewno najtrudniejsze ze wszystkich dotychczasowych.
I najważniejsze.
Ale zależy ono przede wszystkim od tego, w którym momencie to nastąpi i jaki poziom stóp procentowych wówczas będzie. Dzisiaj wiemy, że stopa referencyjna wynosi 4,5%, ale to dzisiaj się nie wydarzy. Tak jak powiedziałem, najprawdopodobniej od 1 stycznia. Wszystko wskazuje na to, że wówczas stopy będą wyższe. Ja myślę, że te raty w zależności od tego, czy to był kredyt 30-letni, czy 50-letni, czy to było 350 tys., czy pół miliona, to te raty są w tej chwili ponad 1000 zł, około 2 tys. zł. Myślę, że ile by to nie było, to można oczekiwać, że będą niższe. Można oczekiwać coś około 300 zł, może nawet w przedziale od 300 do 500 zł. Jest wiele przesłanek, które pozwalają w ten sposób myśleć.
Mieliśmy już 7 razy z rzędu podwyżki stóp procentowych. Do ilu jeszcze mogą wzrosnąć do końca roku, zanim te nowe przepisy miałyby obowiązywać?
To jest strasznie trudne pytanie, bo tak naprawdę, jeśli dzisiaj rozmawiamy, są jakieś prognozy różnych ośrodków, różnych agencji ratingowych, to tak naprawdę wszyscy, którzy formułują jakieś prognozy, to ja w ostatnich trzech miesiącach nie słyszałem, żeby któryś prognosta powiedział, iż prawdopodobieństwo jego prognozy jest wyższe niż 50%, to po pierwsze. Po drugie, to wszyscy się zastrzegają i tak naprawdę ciągle używają takich dwóch słów "olbrzymia niepewność", "duże ryzyko geopolityczne". Prawdę mówiąc, w tej sytuacji, w mojej ocenie, kluczowa jest tutaj wojna na Ukrainie. Dopóki trwa wojna, są wprowadzane kolejne sankcje, a skutki tych sankcji to myśmy już bezpośrednio poczuli, jeśli chodzi przede wszystkim o szoki podażowe cen nośników energii. Natomiast teraz z opóźnieniem będą przychodziły do nas efekty szoków podażowych innych surowców, surowców rzadkich, metali rzadkich, w ogóle metali i żywności, bo ci, którzy są zaangażowani w wojnę, to są wielcy producenci zbóż i będą tego konsekwencje. Wydaje się, że ten proces jeszcze będzie trwał.
Czyli z obecnych 4,5% do ilu jeszcze wzrosną stopy procentowe?
Na początku 2022 roku prezes Narodowego Banku Polskiego, przewodniczący Rady Polityki Pieniężnej, sugerował, że poziom 4,5% to będzie poziom docelowy, ale teraz nawet już pan prezes Adam Glapiński się wycofał z tych swoich deklaracji, gdyż ta rzeczywistość jest niezwykle dynamiczna. Jestem pewien, że to nie jest poziom docelowy. Jaki on będzie, trudno powiedzieć. Chciałbym, żeby to już w jakiejś znaczącej skali nie poszło do góry. Należy się liczyć z tym, że to może być jeden punkt czy może nawet nieco powyżej jednego punktu w tym cyklu podwyżek, tak to nazwijmy.
Jakie jest prawdopodobieństwo, że po wprowadzeniu nowej stawki dla nowych umów kredytowych banki podwyższą swoje marże dla tych nowych kredytów? I te nowe kredyty będą jeszcze droższe, przez co będzie mniej osób zaciągających kredyty, co się z tym wiąże, mniej inwestycji na rynku nieruchomości i tak dalej, i tak dalej.
Wczoraj po wypowiedzi premiera, kiedy tak jak zaznaczyliśmy, zdaje się, że te propozycje były bardzo wyczekiwane, to już w mediach pojawiły się różne komentarze, że za to zapłacą klienci, nowi kredytobiorcy. Najprawdopodobniej tak. Około 100 lat temu John Maynard Keynes, wielki ekonomista, mówił, że nie ma darmowych obiadów. Banki sobie poradzą. Natomiast wszystko wskazuje na to, że z całą pewnością nie będą w stanie zrekompensować sobie całych kosztów, które spowoduje ta operacja, którą zapowiedział premier. Ale to nic tutaj strasznego się nie dzieje, bo myślę, że nasi słuchacze wiedzą, że banki są to instytucje wysokich rentowności i na pewno sobie poradzą. Coś tam pewnie się stanie na giełdzie przez kilka dni, jeśli chodzi o notowania tych banków, które są spółkami publicznymi. Było takie oczekiwanie, żeby w jakiś sposób pomóc kredytobiorcom. Jeszcze raz powrócę do wczorajszych reakcji - akurat Związek Banków Polskich podszedł do tego bardzo spokojnie, nawet optymistycznie. To znaczy, że oni to wykalkulowani, że ich to aż tak bardzo nie zaboli, a na pewno można będzie pokazać swoją "ludzką twarz" i to, że troszczymy się o swoich kredytobiorców.
Wakacje kredytowe dotyczyć mają aż 8 rat kredytów, które niektórzy będą mogli przełożyć. Zalety, to wiadomo, ktoś jest pod ścianą, chętnie z tego skorzysta. A wady?
Część słuchaczy pewnie pamięta, kilka lat temu któryś z banków miał taką promocję "zabierz swój kredyt na wakacje czy coś takiego.
Z takim bagażem bym nie jeździła.
Ja też nie. Ja powiem w ten sposób, to jest na pewno bardzo konkretna pomoc, ale jeśli chodzi o tego typu rozwiązania, to apeluję, korzystajmy z tego naprawdę w ostateczności i z rozsądkiem. Są tam inne narzędzia, jest Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, który funkcjonuje od 2015 roku i tam można takie prawie że wakacje zorganizować na 3 lata i potem jest szansa nawet na umorzenie 22 tys., więc to jest chyba lepsze.