Radio Białystok | Gość | Mariusz Sokołowski - dyrektor Szkoły Podstawowej nr 20 w Białymstoku
"Każdy z nauczycieli musi tak pracować, żeby zaspokoić potrzeby edukacyjne polskich dzieci, a jednocześnie nie zaniedbać dzieci z Ukrainy. Jest to wyzwanie, ale to jest do zrobienia" - mówi Mariusz Sokołowski.
Według ostatnich danych, w polskich szkołach uczy się już ponad 160 tysięcy dzieci z Ukrainy. Ponad trzy czwarte z nich jest w podstawówkach. Około tysiąca ukraińskich uczniów trafiło do białostockich szkół i przedszkoli. Jak sobie radzą nasi młodzi goście, ale też ci, którzy ich przyjęli? M.in. o tym z dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 20 w Białymstoku Mariuszem Sokołowskim rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Kiedy rozmawialiśmy z panem, jakoś półtora miesiąca temu, w pańskiej szkole była niewielka grupa dzieci z Ukrainy, kilkoro bodajże. Z tego, co pamiętam, podchodził pan dość entuzjastycznie i optymistycznie do tej całej operacji, jaką jest niewątpliwie włączanie ukraińskich uczniów do polskiego systemu edukacji. Jak jest teraz, po tych kilkutygodniowych doświadczeniach?
Mariusz Sokołowski: Wciąż nie tracę entuzjazmu i pomimo różnych problemów, które towarzyszą procesowi integracji ukraińskich dzieci, nadal jestem optymistą i widzę uczniów z Ukrainy jako szansę dla naszej szkoły i taki potencjał, na którym można budować.
Szansę, w jakim znaczeniu?
Jako szansę dla moich uczniów, którzy mają chociażby możliwość edukacji międzykulturowej, którzy są zmuszani do komunikacji i używają na przerwach języka angielskiego, jako lekcję tolerancji, otwartości, solidarności. Poza tym widzę, że po prostu mają nowych przyjaciół.
Ilu ma pan teraz tych uczniów z Ukrainy?
Ta liczba jest troszeczkę ruchoma, bo mamy uczniów, którzy już po dwóch, trzech tygodniach zmienili miejsce zamieszkania.
W obrębie kraju czy wyjechali na Ukrainę?
Jedna z uczennic pojechała na Cypr, oni szukają swojego miejsca na ziemi. Niektórzy uczniowie deklarują, że w maju na pewno wracają na Ukrainę, chociaż to są pewne życzenia i ja trzymam kciuki, żeby te życzenia się spełniły. Dzieci zostawiły tam swoich przyjaciół, swoje rodziny, domy, mieszkania, swoje dotychczasowe życie... Timur z ósmej klasy mówi, że on egzaminu nie będzie pisał, bo w maju już będzie u siebie w Kijowie. Ja trzymam kciuki za jego powrót, ale nie wiem, jak to będzie, on sam pewnie też do końca nie ma świadomości, jak to się wszystko zakończy.
Ilu jest teraz uczniów?
Mamy 13 uczniów, w klasach od trzeciej do ósmej.
Czy oni trafili do oddziałów przygotowawczych, do czego zachęcał resort edukacji, czy są dołączeni do poszczególnych klas?
W mojej szkole nie funkcjonuje oddział przygotowawczy, więc trafiają do klas i szczerze mówiąc, już niektóre klasy stają się polsko-ukraińskie.
Dlaczego wybrał pan taką opcję?
Pomyślałem, że nauczyciel uczący w danej klasie uczy się pracować z taką zróżnicowaną grupą. Wydaje mi się, że dla nich jest ważne, żeby mieć pewne takie zaczepienie nie tylko w polskich rówieśnikach, ale także w kolegach, koleżankach z Ukrainy, z podobnymi przejściami, z podobnym doświadczeniem, z tego samego kręgu kulturowego. Nie wiem, czy to jest dobre, bo tak naprawdę uczymy się postępować w takim kryzysie i w takiej nowej dla nas sytuacji, ale nie widzę na razie żadnych negatywnych skutków, więc chyba podążam w dobrym kierunku.
A co z barierą językową? Macie jakichś nauczycieli albo inne osoby znające język ukraiński, które was wspierają?
Tak, mamy wsparcie. Wczoraj do 37 białostockich szkół i przedszkoli trafiły osoby z Ukrainy, które mają pełnić do końca roku szkolnego rolę asystenta kulturowego. Właśnie do naszej szkoły przychodzi kobieta z Ukrainy, która będzie wspierała uczniów w odrabianiu prac domowych, w komunikacji z nauczycielami, będzie też pomagać, jeśli pojawią się jakieś problemy na linii szkoła-rodzice-uczniowie polscy-uczniowie ukraińscy.
Do tej pory nie mieliście takiej osoby i jakoś sobie radziliście?
Wszyscy staramy się znaleźć taki uniwersalny język. Mamy też nauczycieli, którzy uczą języka angielskiego, a dzieci z Ukrainy całkiem dobrze sobie radzą w języku angielskim, mamy też pojedynczych pracowników, którzy posługują się rosyjskim, więc w sprawach mocno skomplikowanych możemy się posiłkować ich umiejętnościami, ale na co dzień każdy z nauczycieli musi tak pracować, żeby zaspokoić potrzeby edukacyjne polskich dzieci, a jednocześnie nie zaniedbać tych dzieci ukraińskich. Jest to wyzwanie, bo sam uczę w takich klasach, ale to jest do zrobienia.
I to się udaje?
Tak mi się wydaje. Troszkę więcej pracy to ode mnie wymaga, bo jakieś materiały dydaktyczne, które przygotowuję, muszę wcześniej przetłumaczyć na ukraiński, wykorzystuję też potencjał, który jest w klasie. Na przykład dziewczyna, która jest z Białorusi i dobrze mówi po polsku i pracuje w zespole z tymi uczniami z Ukrainy, żeby być takim pośrednikiem pomiędzy nimi a polskimi rówieśnikami. Poza tym, jak się mówi troszeczkę wolniej, co jak słychać mi przychodzi z trudem, i bardziej akcentuje niektóre słowa, to widzę po twarzach i po komunikacji werbalnej, że jest zrozumienie. Cały czas uważam, że trwa miesiąc miodowy. Do końca roku szkolnego moim zdaniem tutaj za wiele się nie zmieni, powinno się skupić cały czas na zapewnianiu pewnego bezpieczeństwa, integracji ze szkołą, z rówieśnikami i nauką języka polskiego. To są dla mnie najważniejsze elementy i tak naprawdę do czerwca pozostały dwa miesiące, nie powinniśmy tutaj przesadzać, aczkolwiek lekko się stresuję faktem, że mamy dwóch uczniów w ósmej klasie i będą musieli zmierzyć się z egzaminem ósmoklasisty.
Jak pan sobie to wyobraża? Oni sobie z tym egzaminem poradzą, po kilku tygodniach nauki w polskiej szkole?
Niestety jestem lekko rozczarowany, bo, przyjmując tych uczniów, zasięgnąłem opinii w Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej i wiem, że były plany, by tak stworzyć ten egzamin, żeby nie był zbyt trudny. Nie miało być języka polskiego, miała być tylko matematyka i język angielski. Niestety zdecydowano się na język polski. O to najbardziej się obawiam, że ci moi uczniowie sobie nie poradzą. Dla naszych uczniów z Polski jest to duże wyzwanie, więc po miesiącu nauki języka polskiego i funkcjonowania w Polsce to będzie naprawdę jakiś wielki sukces, nie wiem nawet jak to nazwać, jeśli ci moi uczniowie napiszą na takim przyzwoitym poziomie, mówię o uczniach z Ukrainy.
Żeby nie powiedzieć cud, ale cuda się zdarzają.
Liczymy na cud i będziemy ich wspierać, żeby podeszli do tego egzaminu z takim optymizmem. Musimy akurat w ich przypadku włączyć troszeczkę takie polskie myślenie, że jakoś to będzie. Pocieszające jest to, że egzamin ósmoklasisty zdaje każdy uczeń. Mam nadzieję, że w rekrutacji do szkół średnich będzie brane pod uwagę coś więcej niż tylko wynik egzaminu, mówię o tych uczniach z Ukrainy.
Ci uczniowie z Ukrainy dostaną normalnie świadectwa na zakończenie tego roku szkolnego?
Z tego, co wiem, to trwają jeszcze prace. Słyszałem o dwóch wariantach, że będzie świadectwo i klasyfikacja albo zaświadczenie, że przez te trzy miesiące uczyli się w polskiej szkole. Czekam na jakieś decyzje. Mamy jeszcze czas.
Co z opieką psychologiczną? Wiadomo, że te dzieci, które musiały uciekać z ogarniętą wojną ojczyzny, takiego wsparcia potrzebują. W pana szkole, z tego, co wiem, psychologa nie ma. Jak sobie z tym problemem radzicie?
Nie mamy psychologa, ale każdy człowiek ma pewną wiedzę, doświadczenie, mówię o dorosłych, o nauczycielach, o pracownikach, co pozwala na świadczenie takiej pierwszej pomocy przedpsychologicznej, czyli rozmowy. Tak jak wspominałem, będzie asystentka kulturowa, która myślę, że tutaj też może ważną rolę pełnić i z tymi uczniami rozmawiać. Ona pewnie bardziej niż my rozumie ich sytuację, bo sama jest w podobnej rzeczywistości, uciekła z kraju i też ma status uchodźcy. Nawet wczoraj rozmawiałem z dyrektorami, wszyscy tak optymistycznie i z dużą nadzieją oczekują na pewne zmiany, które ministerstwo szykuje w związku ze zwiększoną liczbą godzin i etatów dla specjalistów po to, żeby realizować właśnie te zadania z pomocy psychologiczno-pedagogicznej, więc być może powoli coś w polskich szkołach będzie się zmieniać.
Z czym macie teraz, jako dyrekcja szkoły, jako kadra pedagogiczna SP nr 20, największy problem?
Nie używam słowa problem tylko wyzwania. Tych wyzwań trochę jest, wiadomo, że dziecko jest najważniejsze.
Dziękuję bardzo za rozmowę.