Radio Białystok | Gość | Henryk Kowalczyk - wicepremier, minister rolnictwa
- Ceny ropy naftowej na rynkach światowych, embargo na rosyjskie towary - to powoduje skutki ekonomiczne. Ceny nawozów rosną w bardzo zastraszającym tempie. Próbujemy to łagodzić, ale jednak ceny żywności w Polsce już wzrosły i pewnie to nie jest jeszcze koniec.
Wojna na Ukrainie uderza w światowy rynek żywności. Do tej pory około 1/4 globalnego eksportu pszenicy pochodziło z Rosji i Ukrainy. Za naszą wschodnią granicą załamane są łańcuchy dostaw. Jak przełoży się to na sytuację w Polsce?
Z wicepremierem, ministrem rolnictwa Henrykiem Kowalczykiem rozmawia Michał Buraczewski.
Michał Buraczewski: Ceny paliw i nawozów nadal rosną. Organizacje rolnicze zawiesiły protesty, wszyscy są zjednoczeni w obliczu wojny na Ukrainie. Jeśli w tym roku nie dojdzie do zawarcia pokoju, to jaki to będzie sezon w rolnictwie?
Henryk Kowalczyk: Może być to sezon bardzo trudny, jeśli chodzi o rolnictwo, dlatego że Ukraina jest dużym eksporterem żywności, szczególnie zbóż - eksportuje ponad 30 mln ton. Zakłócenia w eksporcie już widać bardzo mocno - choćby zablokowane porty Morza Czarnego. Ale myślę, że najważniejsze i rodzące skutki na przyszłość jest to, że mogą być problemy z obsiewem znacznych obszarów na Ukrainie, szczególnie południowej, tam, gdzie są wojska rosyjskie.
Spotykałem się wielokrotnie na łączach z ministrem rolnictwa Ukrainy, który mówił wprost o tym, że Rosjanie strzelają do rolników, którzy wyjeżdżają na pola, niszczą im zapasy paliwa. Rzeczywiście może być tak, że wiele obszarów nie zostanie obsianych, a więc przyszłoroczne zbiory będą dużo skromniejsze. I to może spowodować mniejszą ilość zboża na rynku.
Ukraina głównie eksportuje do Afryki Północnej, na Bliski Wschód, więc nasze bezpieczeństwo żywnościowe nie jest zagrożone, ale ceny żywności, zbóż na pewno znacznie wzrosną.
Czy w Afryce Północnej może pojawić się głód?
Nie można wykluczyć, że Afryka Północna może się borykać z głodem. Wtedy może też pojawić się kolejna fala migracji, czyli kolejna fala uchodźców już z powodów humanitarnych.
Dla Polski także wojna na Ukrainie ma skutki ekonomiczne. Ceny gazu były już przed wojną niemałe, a wojna spotęgowała ten wzrost. Ceny ropy naftowej na rynkach światowych, embargo na rosyjskie towary - to wszystko powoduje skutki ekonomiczne. Ceny nawozów rosną w bardzo zastraszającym tempie. Próbujemy to łagodzić, ale jednak ceny żywności w Polsce już wzrosły i pewnie to nie jest jeszcze koniec.
Czy Polsce grozi deficyt żywności, deficyt nawozów?
Polsce deficyt żywności nie grozi, dlatego że mamy duży zapas. Jesteśmy eksporterem, który wysyła żywność za prawie 40 miliardów euro rocznie. To jest naprawdę duży margines bezpieczeństwa, nawet biorąc pod uwagę to, że w tej chwili mamy do wyżywienia ponad 2 miliony osób więcej, czyli uchodźców, którzy przybyli z Ukrainy.
Jeśli chodzi o deficyt żywności, to nie. Natomiast rzeczywiście będziemy bardzo mocno odczuwać skutki podwyżki cen żywności. Już odczuwamy, ale to nie koniec. Rząd łagodzi, jak może, te skutki, wprowadzając m.in. dopłaty do nawozów. Co prawda czekamy jeszcze na zatwierdzenie przez Komisję Europejską, ale mam nadzieję, że lada dzień, to zatwierdzenie nastąpi. Obniżyliśmy również VAT na paliwo, na nawozy jest VAT zerowy, na środki spożywcze już w handlu, w sklepie również VAT wynosi zero. Tam, gdzie tylko jest to dopuszczalne, łagodzimy skutki wzrostu cen.
Czy w polskim rolnictwie nie zabraknie nawozów?
Nie zabraknie, dlatego że w tej chwili zakłady nawozowe, które są w Polsce, produkują pełną parą, i dobrze. Przy wzroście cen gazu niektóre zakłady w Europie Zachodniej zaprzestawały produkcji w listopadzie, w grudniu. Nasze na szczęście tego nie robiły, co jest ważne, bo byłoby gorzej, gdyby nie było nawozów. Natomiast jeśli nawet cena jest wyższa, to później będzie w części skompensowana wzrostem na przykład cen zboża, ale ważne, że produkcja nie zaprzestaje i dlatego posiadamy stosowne zapasy.
Koszty produkcji są wysokie, ale niekiedy również - na co wskazują niektórzy rolnicy - są zmowy cenowe. Na przykład hodowcy trzody chlewnej mówią ostatnio o braku opłacalności produkcji. Jakie działania w tym zakresie planuje rząd?
Trzoda chlewna właściwie już wychodzi z kryzysu, ale przez wiele, wiele miesięcy niestety ceny były poniżej jakichkolwiek granic przyzwoitości.
Trzeba było dokładać.
Trzeba było dokładać do produkcji. Wprowadziłem dopłaty do loch, żeby rolnicy nie zaprzestawali hodowli, żeby mieli prosięta, aby wznowić produkcję, gdy cena się już odbije. Niestety w hodowli nie da się wznowić produkcji z dnia na dzień, bo to nie jest produkcja gwoździ. Trzeba mieć materiał hodowlany, trzeba mieć lochy, prosięta. Na szczęście to się udało. Część rolników rzeczywiście skorzystała z dopłat, przetrzymała ten najtrudniejszy okres. Mam nadzieję, że teraz będą rozwijać hodowlę.
To był właśnie przykład takiej zmowy cenowej. Przy owocach miękkich, przy rynku jabłek - jest wiele elementów, gdzie zmowa cenowa jest zjawiskiem, z którego zyski czerpią pośrednicy, przetwórcy, korzystając z wahań rynkowych.
Jak na opłacalność produkcji wpłynie działalność Krajowej Grupy Spożywczej, która ma powstać jeszcze w tym roku?
Krajowa Grupa Spożywcza ma właśnie łamać zmowy cenowe, o których mówiłem. Jeśli zaproponuje na przykład skup jakichś surowców po cenie przynajmniej na poziomie zwrotu kosztów, to inni będą się dostosowywać. Przykłady takich quasi interwencji były i spotykały się z powodzeniem. Tak naprawdę czasami niewielki Impuls na rynku wystarcza, żeby inni się do tego dostosowali. Liczę, że Krajowa Grupa Spożywcza będzie łamała zmowy cenowe.
Chcemy też wykorzystać tę grupę do zabezpieczenia żywności, do podniesienia poziomu bezpieczeństwa żywnościowego, czasami do robienia zapasów, do skupu, kiedy jest nadwyżka zbóż. Kręgosłupem Krajowej Grupy Spożywczej będzie Krajowa Spółka Cukrowa, więc teraz na przykład mamy nadwyżkę cukru, ale w przyszły roku może być różnie. Zapowiadane są na przykład mniejsze ilości uprawy buraka cukrowego.
Myślę, że Krajowa Grupa Spożywcza będzie elementem stabilizującym zarówno ceny, jak i dostawy produktów spożywczych.
Na razie ma skupiać zakłady przetwórcze. Jak duży udział w rynku będą miały?
Na razie zakłady przetwórcze nie będą miały dużego udziału w rynku, bo niestety przetwórstwo poszło poza polskie ręce. Jedynym dobrym wyjątkiem jest tu mleczarstwo, bo jest ono w rękach polskich. Najczęściej spółdzielnie mleczarskie przetwarzają produkty mleczne. Ale nawet jak są to firmy prywatne, to mają polski kapitał, i dlatego rynek mleka ma się dobrze. Właściwie nie potrzeba tutaj specjalnie ani interwencji, ani wchodzenia grupy spożywczej.
Natomiast trudniejsza sytuacja jest na rynku mięsa, rynku owoców miękkich, warzyw. Myślę, że będziemy starali się powiększać ten zakres, ale na razie wyniesie on kilka procent. Jedynym wyjątkiem jest oczywiście cukier, bo Krajowa Spółka Cukrowa będąca w grupie będzie miała najwięcej do powiedzenia na rynku.
Holding ma też w założeniu być konkurencją dla zagranicznych sieci handlowych. Kiedy będziemy mogli wybrać się do sklepu pod szyldem tego holdingu? Czy jest już może planowana nazwa?
Nazwa to Krajowa Grupa Spożywcza, natomiast moim marzeniem jest, żeby mieć jakiś udział w sieciach handlowych, w zbycie. Na razie nie jest to konkretnie planowane, ale jesteśmy otwarci. Najpierw zadbajmy o przetwórstwo, a kolejnym krokiem będzie myślenie o handlu.
Czy w planach jest też działalność na terenie innych krajów?
To jest oczywiście perspektywa wieloletnia i nigdy nie można jej wykluczać, ale w tym momencie trzeba przede wszystkim zadbać o swój rynek.