Radio Białystok | Gość | Robert Ćwikowski - psychoterapeuta
Jak przetrwać ferie w pandemii? "Można leżeć w łóżku i marudzić, narzekać, trzymając telefon w ręku, że nie mam, co robić, a można sobie ten czas zorganizować samemu. Dobrze byłoby mieć plan dnia".
Z powodu izolacji czy kwarantanny nie wszyscy mogą wychodzić z domów. Uczniowie z województwa podlaskiego mają właśnie zimowe ferie - kolejne w pandemii. Jak wykorzystać ten wolny czas mimo wielu ograniczeń?
Z psychoterapeutą Robertem Ćwikowskim z białostockiego Ośrodka Profilaktyki i Terapii dla Młodzieży i Dorosłych ETAP rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Z pochyloną głową, podłączony do swojego smartfona - myślę, że taki niestety jest teraz w wielu domach widok nastolatka feryjnego podczas tej piątej fali pandemii, kiedy wszędzie czai się Omikron. Cześć młodych ludzi jest w izolacji, część na kwarantannie, więc o wychodzeniu z domu też nie ma mowy. Czy w takich warunkach można w ogóle wypocząć, jakoś się zresetować? Bo przecież po to są ferie.
Robert Ćwikowski: Pewnie w takich warunkach będzie to trudne. Jak jesteśmy na kwarantannie czy w izolacji, to musimy być w domu, a pewnie w domu ciężko jest wypocząć, jeżeli na przykład jeszcze dziecko nie umie sobie zorganizować czasu. Teraz najprościej jest usiąść przed komputerem czy wziąć telefon do ręki i ten czas spędzać właśnie w taki sposób. Ale myślę, że można byłoby zastanowić się nad tym, żeby forma aktywności była troszeczkę inna, mimo że jesteśmy zamknięci w czterech ścianach.
Dobrze byłoby mieć plan. Ja opracowuję taki ze swoimi pacjentami. Wpisujemy: śniadanie toaleta, porządek w pokoju, potem czas wolny, czyli chociażby przeglądanie internetu, też skontaktowanie się ze znajomymi, żeby z nimi porozmawiać, obejrzenie jakiegoś programu. Potem można poćwiczyć w domu albo wyjść na balkon czy na spacer, jeżeli możemy. Nawet spotkać się ze znajomymi. Nie mówię tutaj o dużej grupie, ale gdzieś w parku przespacerować się i wrócić do domu. Wiem, że młodzi ludzie tak spędzają czas.
I można tak przez dwa tygodnie?
Pewnie inaczej się nie da. Można poleżeć w łóżku i ponarzekać, trzymając telefon w ręku marudzić, że nie mam, co robić, a można sobie ten czas zorganizować samemu. Warto sobie też pomóc w tym czasie. Tutaj zaapelowałbym do młodych ludzi, żeby nie leżeli na łóżku i nie czekali, aż rodzice im coś zaproponują, bo rodzice też mogą mieć swoje zajęcia, obowiązki. Jeżeli mówimy o starszej młodzieży, to oni już mogliby sobie troszeczkę sami organizować czas po swojemu.
Czy my rodzice możemy, czy wręcz powinniśmy coś tym młodym ludziom zaproponować? Co to może być? Jest jakaś alternatywa dla ich wirtualnego, atrakcyjnego świata?
Na pewno młodszym dzieciom tak. One bardziej będą wymagały aktywności rodzica, żeby im coś zaproponował, zabrał gdzieś, pojechał, oczywiście jeżeli jest taka możliwość. Akurat mam taką sytuację u siebie w gabinecie, gdzie rodzice wzięli wolne i są z dzieckiem w domu, spędzają ten czas razem. Z tego, co słyszałem, najlepszą atrakcją jest gotowanie, czyli np. wspólne robienie pierogów. Bałagan w domu jest straszny, ale dzieci się wtedy fajnie bawią, rodzice też, wyłączają mechanizm kontroli, że musi być czysto, ładnie i pięknie. Są ferie, więc jest trochę na luzie. Robią jakieś ciasta, sałatki. Nie ma tam też oceniania, krytykowania dziecka. Jak nie umie, to pomagamy, jak robi to źle, to się śmiejemy, pokazujemy inaczej, czyli taka otwartość rodzica na dziecko w tym czasie.
Mówię tutaj głównie o dzieciach młodszych, bo one ładnie się odnajdują w takich sytuacjach. Jeżeli chodzi o starsze, to myślę, że takiemu młodemu człowiekowi można podsunąć trochę pomysłów. Nie nakazywać, a raczej mówić, jak my spędzaliśmy ten czas. Czasami na zajęciach grupowych młodzi pytają, jak to było kiedyś, i nam dorosłym uaktywniają się wtedy różne wspomnienia. I oni patrzą czasami z takim błyskiem w oku. Nie mówimy, że mają to robić, tylko opowiadamy trochę o sobie i to wyłącza motywację, zachętę. Unikałbym zmuszania.
Dzieci siedzą teraz w domach, bo mamy kolejne pandemiczne ferie i powrót do nauki zdalnej. Z badań NASK wynika, że 94 proc. młodych ludzi boryka się z syndromem FOMO. To lęk przed pominięciem, obawa, że czegoś nie wiedzą albo tracą jakieś informacje. Wielu rodziców niepokoi się, że ten lęk może się teraz nasilać.
Na pewno w słowach młodych ludzi wybrzmiewa to, że chcą być na bieżąco z tym, co się dzieje w przede wszystkim w ich grupie rówieśniczej - czy spotykają się, czy imprezują, co o sobie mówią, co myślą. Tak, żeby być na bieżąco z tym, kto co powiedział, co zrobił. Internet na pewno to ułatwia, bo oni sobie szybciutko przekazują informacje.
Nie należy się obawiać, że oni są bardziej tam niż tu?
Nie wiem, czy mamy na to wpływ. Technologia wchodzi dość mocno już w nasze życie i od wielu lat słyszę takie narzekania i obawy. A to się nie zatrzymuje.
I my rodzice mamy takie wrażenie, że oni coraz bardziej odpływają.
Próbowałbym raczej spojrzeć na to inaczej - że ta technologie będzie i trzeba to pewnie zrozumieć, że to narzędzie będzie uczestniczyć w ich życiu.
Ośrodek Profilaktyki i Terapii dla Młodzieży i Dorosłych ETAP w Białymstoku, w którym pan też pracuje, jest jednym z 10 w kraju, gdzie mogą szukać pomocy dzieci mające problemy z uzależnieniem cyfrowym. Gdybyśmy tak szacowali, to pewnie z 90 proc. nastolatków ma taki problem, ale wiadomo, że nie wszystkie do was trafią. Kto powinien zdecydowanie trafić? Teraz jest czas na to, żeby może rodzice zauważyli pewne rzeczy, których normalnie w czasie nauki nie widać.
Na pewno powinny trafić osoby, które zaczynają zaniedbywać inne sfery życia. Jeżeli internet uniemożliwia im funkcjonowanie, nawet załatwianie potrzeb fizjologicznych, kiedy młodzi korzystają z butelek półtoralitrowych i chowają je pod łóżkiem, w szafie. Rodzice odnajdują czasami po kilkanaście takich butelek. Potrzeby te są załatwiane w taki sposób, żeby nie tracić czasu w toalecie, bo mogą w tym czasie grać. Takie sytuacje muszą rodziców bardzo, bardzo niepokoić.
Ale to już ekstrema.
Niekoniecznie. To nie jest rzadkie zjawisko.
Oczywiście należy się zgłosić do specjalisty, jeżeli pojawia agresja i młodzi ludzie zaczynają być agresywny w stosunku do rodziców. Kiedy ci najpierw zabierają komputer czy namawiają, żeby zakończyli swoją aktywność i wtedy pojawia się przemoc słowna i czasami fizyczna, to na pewno powinno to niepokoić rodziców. Jeżeli zaniedbują obowiązki szkolne czy nie uczą się, nie chodzą do szkoły, uciekają z lekcji i tylko siedzą i grają albo wykorzystują internet do innej aktywności, to również powinno rodziców bardzo zaniepokoić.
Natomiast nie nadużywałbym słowa uzależnienie. Jeżeli przychodzi młody człowiek, który chodzi na treningi trzy razy w tygodniu albo ma korepetycje i wykonuje swoje obowiązki domowe, a w wolnej chwili siada do komputera i to się rodzicom nie podoba i przeprowadzają takiego młodego człowieka, twierdząc, że jest uzależniony od internetu, to mocno bym z tym dyskutował. Czy to jest uzależnienie, czy tylko brak akceptacji rodziców dla tej formy spędzania czasu wolnego przez dziecko?
Być może pojawia się takie ryzykowne zachowanie. Młodzi ludzie rzeczywiście zaczynają coraz więcej używać sieci, ale jeżeli nie zaniedbują innych sfer życia, a przed komputerem spędzają tylko czas wolny, to bym aż tak mocno się nie niepokoił, aczkolwiek bym to obserwował.