Radio Białystok | Gość | dr Arkadiusz Niedźwiecki - ekonomista z UwB
Rząd przygotował tarczę antyinflacyjną. Czy skutecznie ochroni ona rodziny i przedsiębiorców przed skutkami rosnącej inflacji?
Inflacja od 2001 r. jeszcze nigdy nie była tak wysoka. W listopadzie doszła do 7,7 proc. - podał GUS we wstępnych wyliczeniach.
Czy rządowa tarcza antyinflacyjna zastopuje te tendencje?
Z ekonomistą dr. Arkadiuszem Niedźwieckim z Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Renata Reda.
Renata Reda: Rząd zapowiada obniżkę cen gazu, energii elektrycznej, paliwa i ciepła poprzez obniżenie podatków. Czy faktycznie my odbiorcy zauważymy spadek tych cen?
dr Arkadiusz Niedźwiecki: Bardzo dobre pytanie. Sam kierunek zaproponowany przez rząd wydaje się jak najbardziej właściwy - mówimy tutaj o obniżeniu podatków. Natomiast wydaje mi się, że na to pytanie nie można aktualnie odpowiedzieć.
W swoich deklaracjach rząd wskazuje jak najbardziej, że my konsumenci, gospodarstwa domowe skorzystamy na tego typu polityce, natomiast zobaczymy, co z tego wyniknie. Mam nadzieję, że w istocie tak będzie, że zapłacimy mniejsze rachunki czy to na stacjach paliwowych, czy za gaz i prąd.
A w konsekwencji także za różne artykuły, na cenę których mają wpływ ceny paliwa czy energii elektrycznej.
Dokładnie tak. Kierunek ten należy więc uznać za słuszny. Zobaczymy.
A na ile te rozwiązania spowolnią czy zatrzymają inflację i kiedy?
Działania rządu są nakierowane przede wszystkim na początek przyszłego roku. Pakiet antyinflacyjny zapowiedziany przez pana premiera zostanie uruchomiony właśnie od stycznia. Jest przewidziany jednak na czas określony. Trudno oczekiwać, że tego typu działanie periodyczne rzeczywiście w tej dłuższej perspektywie przyniesie długoterminowe pozytywne efekty. Krótkoterminowo inflacja poniżej 8 proc. być może zostanie zastopowana.
Natomiast pamiętajmy, że inflacja oznacza utratę wartości pieniądza, nie tylko przez takie proste rozumienie jak wzrost cen. Jeżeli ceny ukształtują się na poziomie od teraz większym o te kilka procent, blisko 10 proc. więcej, nie należy niestety oczekiwać, że w tej dłuższej perspektywie będziemy mieć do czynienia z deflacją, czyli obniżaniem cen, zwiększeniem - przynajmniej tym krótkoterminowym - wartości pieniądza, jakim dysponujemy.
Grozi nam to, że tempo wzrostu cen będzie wyższe od wzrostu płacy minimalnej?
Być może tak. Rząd już od kilkunastu lat prowadzi politykę w zakresie rynku pracy, kształtowania płacy minimalnej. Mamy podpisane odpowiednie dokumenty, które tę płacę zwiększą chyba powyżej progu psychologicznego, czyli powyżej 3000 zł brutto.
Od stycznia płaca minimalna ma być podwyższona o 7,5 proc. Wygląda na to, że inflacja będzie wyższa.
Dokładnie. To znaczy do tej pory w ramach polityki społecznej obserwowaliśmy zwiększanie płacy minimalnej z roku na rok o poziomie większym niż poziom inflacji. Aktualnie oczekujemy niestety innej tendencji.
Które z rozwiązań wprowadzanych przez rząd będą najskuteczniejsze?
Można oczekiwać, że najbardziej skuteczne będą te działania, które są dobre kierunkowo - w kierunku walki z inflacją, a więc zmniejszenie podatków, na razie cząstkowych, tych podatków, które są związane z paliwami, jakie nabywamy na stacjach paliwowych. I po drugie, zmniejszenie obciążeń podatkowych, jeżeli chodzi o zaopatrzenie ludności w nośniki energii, w szczególności gaz ziemny.
To wydaje się jak najbardziej skuteczne, dobre działanie, ale w pewnej perspektywie. Jeżeli zostanie ono utrzymane na stałe, to chyba nikt nie powie, jeżeli chodzi o kwestie wolności gospodarczej, że zmniejszanie podatków jest złem. Zmniejszanie podatków jest dobre, a więc należy ten kierunek zachować.
Jakie mogą być skuteczniejsze sposoby walki z rosnącą inflacją?
Obniżenie podatków, ale w ujęciu kompleksowym, jeżeli chodzi o VAT, akcyzę. Na pewno niezwiększanie żadnych obciążeń podatkowych, niewprowadzanie żadnych nowych. Również utrzymanie przynajmniej takiego minimalnego zmniejszenia obciążeń podatkowych na długi czas. Można by było na trwale obniżyć obciążenia podatkowe.
Rząd zakłada, że za kilka miesięcy inflacja już nie będzie tak rosnąć. A co, jeśli jednak tak się nie stanie? Jaka wtedy powinna być reakcja rządu?
Rząd prowadzi politykę fiskalną i o takiej polityce w tej chwili mówimy. Natomiast bezpośrednio za kontrolowanie cen w systemie gospodarczym odpowiedzialny jest Narodowy Bank Polski, Rada Polityki Pieniężnej.
Jeżeli NBP realizowałby tę politykę, którą powinien realizować w odniesieniu do swojego celu inflacyjnego, a więc w odniesieniu do inflacji rzędu 2,5 plus-minus 1 proc., to wtedy mielibyśmy działania rzeczywiście zdublowane, to znaczy nakierowane na realizację tego samego celu gospodarczego. Z jednej strony rząd, prowadząc politykę fiskalną, działałby na zwiększenie tej rzeczywistej wartości pieniądza, i z drugiej strony Rada Polityki Pieniężnej mogłaby podejmować działania też związane z tym, żeby odpowiednią wartość pieniądzu nadać.
Czy NBP ma jeszcze jakieś możliwości w kontroli wzrostu cen, czy już je stracił?
Te działania, które są podejmowane obecnie, są nakierowane na zmniejszenie ilości pieniądza w obiegu. Mamy więc do czynienia z działaniami, które są nakierowane na zwiększenie stóp procentowych w gospodarce, między innymi na zwiększenie stopy depozytowej, która jeszcze do niedawna wynosiła dokładnie 0 proc.
Po drugie mamy do czynienia ze zwiększeniem stopy rezerwy obowiązkowej, co stanowi pewnego rodzaju nowość w porównaniu do tego, co robił Narodowy Bank Polski w ubiegłym roku w kwietniu, w maju.
Mamy dosyć wysoki poziom stóp procentowych, który powinien pozwolić nie kreować tyle pieniądza bankom, co mogłoby zakłócać właśnie ilość pieniądza znajdującego się w obiegu.
W grudniu Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje o kolejnej podwyżce stóp procentowych?
Wydaje mi się, że jest to wysoce prawdopodobne.
Dla wielu osób oznacza to wzrost kredytów złotowych, czyli lżej w dobie rosnącej inflacji nie będzie, bo zarobki aż tak szybko nie rosną.
Niestety tak. Tylko pamiętajmy też z drugiej strony, z tej strony depozytowej, że przeciętne oprocentowanie depozytów w Polsce wynosi 1/10 proc. Ja bym powiedział, że to bardzo dużo. To wynika ze statystyki Narodowego Banku Polskiego.
Głównie bramki, oferując depozyty, a w zasadzie oprocentowanie depozytów swoim klientom, proponują stopy procentowe 10-krotnie mniejsze, więc nie tyle 1/10 proc., ale 1/100. To jest najczęstsze oprocentowanie depozytów w gospodarce. Na razie. To podwyższenie stóp procentowych jest więc nakierowane nie tyle na obciążenie obecnych kredytobiorców, chociaż niestety będzie miało taki skutek. Ono jest nakierowane na to, żeby zmniejszyć udzielanie kredytów.
Rząd wprowadza też pakiet osłonowy od 400 do 1100 zł rocznie dla prawie 7 milionów gospodarstw domowych. Na ile wspomoże to rodziny?
Według mnie są to działania kosmetyczne. Czy są one właściwe z punktu widzenia polityki antyinflacyjnej? Nie jestem przekonany, bo jedną z głównych przesłanek inflacji w polskim systemie gospodarczym, oprócz kosztów, jest zwiększenie ilości pieniądza w obiegu. I rząd, dokładając pieniądz, oczywiście dokładając gospodarstwom domowym mało zasobnym - z punktu widzenia polityki socjalnej jest to jak najbardziej właściwe posunięcie, tylko należy się zastanowić, czy warto wprowadzać tego typu dodatkowy impuls inflacyjny.
Ekonomiści spodziewali się wzrostu oceny, ale nie aż tak wysokiego. Dlaczego tak się dzieje i dlaczego akurat w Polsce inflacja rośnie tak szybko? W październiku w UE wyprzedały nas tylko kraje bałtyckie, a w Europie jeszcze Turcja.
Jeżeli mówimy o przesłankach procesów inflacyjnych obecnie, to z pewnością jest ich kilka. Z pewnością mamy czynienia z dosyć burzliwą, napiętą sytuacją międzynarodową. Po drugie - z dosyć wysokimi, chociaż nie najwyższymi historycznie, cenami ropy naftowej na rynkach. To przesłanka typowo kosztowa. Podobnie jak koszty zaopatrzenia w surowce energetyczne - to dosyć mocno oddziałuje na wzrost cen.
I też kwestia natury czysto pieniężnej. Jeżeli zauważymy działania rządu, te osłonowe z punktu widzenia systemu gospodarczego, czyli tę pierwszą tarczę antykryzysową, to spowodowało to, zwiększenie ilości pieniądza w obiegu o 50 miliardów złotych, bezpośrednio.
I dlatego inflacja w Polsce rośnie szybciej niż na zachodzie Europy?
Być może tak. To tempo wzrostu cen jest też wynikiem dosyć niskich cen w gospodarce. Czyli podstawę cenową mamy dosyć niską, jeżeli chodzi o ceny również w Europie Zachodniej. Te ceny są i tak wysokie na zachodzie Europy. U nas - jakkolwiek by to nie zabrzmiało - w porównaniu do cen na zachodzie Europy ceny są nominalnie dosyć niskie.
Oczywiście należy tutaj ceny też traktować w ujęciu realnym. Nasza zdolność konsumpcyjna jest zdecydowanie mniejsza. My realnie zarabiamy mniej. Natomiast w warunkach jednolitego rynku wewnętrznego mówimy o takim ujednolicaniu się cen. Oby również płac realnych.
Czy jest zasadne pytanie, kiedy tempo inflacji spowolni, czy to takie wróżenie z fusów?
Wróżenie z fusów. Rząd w ubiegłym roku przewidywał inflację na koniec 2021 r. rzędu niecałych 2 proc. To rok temu. Teraz cokolwiek bym nie powiedział, to najprawdopodobniej popełniłbym błąd.
Jak my sami możemy radzić sobie z inflacją? Jeśli uda się w miesiącu zaoszczędzić jakąś gotówkę, to co z nią robić?
Mam nadzieję, że oszczędzać. To znaczy na oszczędnościach na razie tracimy, ale miejmy tę świadomość, że dobrze jest posiadać jakiekolwiek oszczędności na czarną godzinę.