Radio Białystok | Gość | prof. Robert Ciborowski - ekonomista, rektor UwB
"Każdy lepiej się czuje, jak coś kupuje, ale mimo wszystko przewartościowałbym pewne wydatki i może ten Black Friday potraktował przede wszystkim jako właśnie selekcję tego, co nam jest potrzebne, a nie to, że trzeba za wszelką cenę kupować" - mówi prof. Robert Ciborowski.
Prawie 4 złote i 70 groszy trzeba obecnie zapłacić za euro, ponad 4 złote i 15 groszy za dolara. Kursy walut w ostatnim czasie notują rekordowe poziomy. Złotówka jest najsłabsza od 2009 roku. Dlaczego tak jest? Między innymi o tym z ekonomistą prof. Robertem Ciborowskim rekrotem Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Patrząc na kurs walut, na sytuację złotego, strach planować zagraniczne wakacje.
prof. Robert Ciborowski: Zdecydowanie. Myślę, że cała sytuacja gospodarcza, ekonomiczna, z którą mamy dziś do czynienia powoduje, że nie tylko wakacje ciężko zaplanować, ale szereg innych rzeczy. Wiele mamy zmian w ekonomii, wiele takich dynamicznych w konsekwencji poprzedniego okresu, które spowodują, że na pewno będzie nam trochę biedniej i będzie nam trochę trudniej. Coraz bardziej musimy patrzeć na to, jak wydajemy pieniądze, jakie dochody mamy i przede wszystkim planować z dużym wyprzedzeniem to, że może co nieco się w gospodarce zmienić.
Mówi pan o konsekwencjach poprzedniego okresu, ma tu pan na myśli pandemię?
To jest główny oczywiście powód, który wpływa na te nieprzewidywalności, ale proszę również zwrócić uwagę na szereg czynników politycznych, które dzieją w świecie, chociażby związanych z granicą, którą mamy ostatnio w Polsce. W tę sytuację są zaangażowane państwa, które wpływają na przykład na cenę surowców. Mamy również szereg różnych procesów, które dzieją się w Azji, w Ameryce Północnej. Taka niepewność polityczno-społeczna na całym świecie to też konsekwencja poniekąd pandemii, ale również tego, że przez parę lat świat się powoli zmieniał.
Natomiast pandemia spowodowała to, że te zmiany bardzo mocno przyśpieszyły i dzisiaj jesteśmy na takiej krótkiej ścieżce, bardzo dynamicznych zmian dotyczących właśnie wszystkich aspektów naszego życia. Tak bardziej górnolotnie można powiedzieć, że pewien czas, który znaliśmy z ostatnich 30 lat, po prostu się skończył, my wchodzimy w zupełnie inne etapy życia gospodarczego, społecznego, gospodarki światowej. Co to przyniesie, tego nie wiemy, to jest ta cała niepewność, bo po pierwsze nie wiemy, jak się skończy pandemia, która determinuje większość procesów związanych z gospodarką a z drugiej strony, jak się potoczą te konsekwencje polityczno-społeczne, szczególnie w krajach azjatyckich.
Może być powtórka z 2008 roku?
Myślę, że tak. Nawet ekonomiści patrzą na to troszeczkę gorzej. Proszę popatrzeć, że mamy właściwie jeden element podobny do tamtego okresu, to znaczy presję na przyrost ilości pieniądza w obiegu, a więc presję na wzrost cen, ceny rosną, mamy inflację właściwie w całym świecie niespotykaną co najmniej od dwóch, trzech dekad, ale z drugiej strony zwróćmy uwagę, że porwały się łańcuchy dostaw, łańcuchy wartości w całej gospodarce światowej, a więc mamy problem z surowcami, które bardzo szybko drożeją, to będzie powodować podnoszenie kosztów działalności wielu przedsiębiorstw, a te z kolei będą szukały oszczędności.
Oszczędności najłatwiej się szuka w kosztach zatrudnienia. Więc możemy doprowadzić do sytuacji, gdzie przy rosnącej inflacji będzie rosło również bezrobocie i to jest najniebezpieczniejsza sytuacja, jaka może się wydarzyć. Musimy zrobić wszystko, żeby do tego nie doszło, bo to się w ekonomii nazywa stagflacją, którą ostatni raz mieliśmy na początku lat siedemdziesiątych w gospodarce światowej i wyjście z niej trwało 15 lat. Jest to proces niesamowicie trudny do rozwiązania i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
O rosnącej inflacji chciałbym za chwilę porozmawiać, ale jeszcze zapytam o słabego złotego. Droższe wakacje to jest jedna rzecz, a patrząc szerzej na polską gospodarkę, jakie to ma negatywne konsekwencje?
Przede wszystkim surowce. Proszę pamiętać, że wszystko, co jest potrzebne do jakiejkolwiek produkcji, czynniki takie jak energia, ropa, szereg innych, to wszystko kupujemy w walutach obcych, szczególnie w dolarze, który najmocniej drożeje. To się przełoży na ceny wszystkich produktów. To, że złoty się osłabia, będzie skutkować jeszcze większą presją inflacyjną i tak jak powiedziałem już wcześniej, koniecznością ograniczania kosztów przedsiębiorstwa, bo szczególnie te, które są energochłonne, będą musiały bardzo mocno ciąć koszty. Proszę zobaczyć, co się dzieje z cenami gazu na rynku światowym, to są wzrosty sięgające setek procent.
To, że złotówka jest tak słaba, w niektórych przypadkach może być też zaletą.
Może być, oczywiście. Słabość złotówki jest korzystna dla eksporterów, ale wtedy kiedy jest komu kupować te produkty. Przypomnę, że mamy stagnację w większości krajów europejskich, a to są nasi główni odbiorcy. Patrząc na polską gospodarkę, ciągle jesteśmy gospodarką na dorobku, to nam powinno bardziej zależeć na tym, żeby surowce były tańsze niż to, że mamy lepsze warunki do eksportu.
Inflację widać na co dzień, gdy robimy zakupy. W koszyku jest albo coraz mniej za tę samą kwotę, albo coraz głębiej musimy sięgnąć do portfela.
Musi tak to wyglądać, bo proszę pamiętać, że inflacja zaczyna się od tak zwanych dóbr nieprzetworzonych, tych, z których się coś produkuje. Wcześniej musiało podrożeć coś innego dlatego w sklepie mamy drożej. Widać, że musimy te koszyki troszeczkę zmieniać, jest to dobry moment, żeby sobie przewartościować koszyk, który mamy. My się przyzwyczailiśmy do tego, że jest coraz lepiej, zapomnieliśmy już od wielu lat, jak to jest, jak gospodarka nieco się waha, a to przecież jest naturalne. Nie ma kraju na świecie, który by kilkadziesiąt lat bez wahnięcia się rozwijał.
Jest to dobry moment, bo człowiek ma taką chwilę na to, żeby przewartościować to, co robi, jak wydaje, w co inwestuje, jakie podejmuje decyzje. To jest potrzebne dla czystości takiego spojrzenia na to, co nas czeka w przyszłości. Po to są kryzysy w ekonomii, zresztą my w ekonomii nazywamy kryzysy taką twórczą destrukcją — z jednej strony niszczy, ale z drugiej strony daje nadzieję na przyszłość, bo wyczyszcza te nieciągłości, nieefektywności i mówi macie teraz lepszą drogę, wyczyszczoną, możecie znowu lepiej działać. Jest wahnięcie, ale liczymy na to, że za rok, dwa nam się to ładnie wyprostuje i wrócimy znowu do dobrej koniunktury.
To teraz taka krótka porada teraz dla słuchaczy jak w czasie kryzysowym przewartościować.
Przede wszystkim zastanawiać się nad tym, jak wydajemy, co kupujemy, czy jest to nam potrzebne, czy możemy ograniczyć pewne rzeczy. Kupować to, co jest rzeczywiście niezbędne i to, co może nam przynieść w przyszłości jakąś większą korzyść. Jeśli mamy więcej gotówki to oczywiście kupować aktywa, które w przyszłości mogą drożeć, a dziś to nie trudne, bo prawie wszystko staje się coraz droższe. Uczmy się po prostu dobrze wydawać pieniądze.
Jakie są konsekwencje inflacji oprócz tych widocznych w markecie na zakupach?
To przede wszystkim jest spadek zaufania do waluty, to jest najgorsze, co może nas spotkać, bo pojawia się drugi rynek, pojawia się drugi obieg, ucieka się za granicę...
Co jeszcze bardziej osłabia...
Oczywiście, bo to jest takie samonapędzające się koło. To jest przypadek, który mieliśmy w latach osiemdziesiątych, jak wszyscy od złotówki uciekali, zawierali transakcje we wszystkich innych walutach a nasza waluta coraz słabsza, dodrukowywano tej waluty więcej. Najważniejsze to mieć do tej waluty zaufanie, bo na tym waluta jest zbudowana, na zaufaniu ludzi do pieniądza, a tym samym do gospodarki. Jeśli to będzie się utrzymywało, to nie widzę jakiegoś niebezpieczeństwa długookresowego.
Zostaje czekać i liczyć na poprawę sytuacji czy jednak ten wzrost inflacji można w jakiś sposób zahamować? Mówi się, chociażby o tarczy antyinflacyjnej, wśród propozycji jest między innymi zmiana wysokości VAT-u.
Bardzo dobre posunięcie. To jest to, co możemy zrobić bardzo szybko, akcyza VAT, tylko wtedy trzeba się liczyć z tym, że wpływy budżetowe będą mniejsze, bo budżet to jest prawie 70% dochodów z VAT-u, z podatków pośrednich, a więc te dochody na pewno spadną. Trzeba by było szukać pewnie gdzieś indziej, nie wiem gdzie, albo ograniczać wydatki to też jest dobre rozwiązanie, bo jeśli państwo przy okazji obniży VAT, akcyzę, a jednocześnie obniży wydatki na niektóre rzeczy, to jest dobry kierunek.
Z drugiej strony mówi się, że zarabiamy w Polsce coraz więcej. Czy to w naszych budżetach nie równoważy tej inflacji?
U niektórych na pewno. To zależy o ile więcej. Ja nigdy nie podchodzę do tego w taki średni sposób. Każdy z nas ma swój portfel i każdy subiektywnie może ocenić czy mu się poprawiło, czy pogorszyło i na pewno będzie spora grupa osób, u których płace, dochody rosną szybciej niż inflacja, może tak być, ale na pewno jest spora grupa osób, na przykład sfera budżetowa, gdzie płace rosną na poziomie 2,3% rocznie, maksymalnie 5%, a inflacja jest koło 7%, a więc tu już jest spadek. Także różnie jest w różnych grupach.
To na koniec — mamy Black Friday. Czy pan planuje jakieś zakupy, czy nie daje się zwieść tym promocjom?
Przez moment się zastanawiałem czym jest Black Friday. Jak widać średnio, bo nie kojarzę do końca, ale jest to jakaś zachęta do kupowania, natomiast w dzisiejszych warunkach głęboko bym się zastanowił nad tym, czy warto, czy trzeba, czy powinniśmy. Oczywiście nie zniechęcam do kupowania, bo każdy lepiej się czuje, jak coś kupuje, ale mimo wszystko przewartościowałbym pewne wydatki i może ten Black Friday potraktował przede wszystkim jako właśnie selekcję tego, co nam jest potrzebne, a nie to, że trzeba za wszelką cenę kupować.
I to jest dobre podsumowanie tej rozmowy. Dziękuję bardzo.