Radio Białystok | Gość | dr Wojciech Szewko - ekspert ds. terroryzmu z Collegium Civitas
- Jest to do tego stopnia nienaturalne, że pojawiło się tutaj tak wiele osób związanych z różnego rodzaju grupami zbrojnymi, że po raz kolejny udowadnia to, że jest to operacja białoruskich służb bezpieczeństwa, zapewne robiona przy współpracy z Rosjanami.
Powiązania z organizacjami zbrojnymi i terrorystycznymi, fałszowanie dokumentów czy ukrywanie dłuższego pobytu w Rosji. Między innymi o takich podejrzeniach w stosunku do zatrzymanych na pograniczu imigrantów, którzy przedostali się do naszego kraju z Białorusi, mówią przedstawiciele polskich służb.
Dlaczego zdecydowano się opublikować materiały odnalezione na kartach pamięci i telefonach cudzoziemców i co mogą one oznaczać dla bezpieczeństwa kraju? Między innymi o tym z ekspertem ds. terroryzmu dr. Wojciechem Szewko z Collegium Civitas rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Polskie służby na konferencji prasowej ujawniły, co znalazły w telefonach migrantów zatrzymanych w pobliżu granicy polsko-białoruskiej. To bardzo mocne materiały. Tak je zresztą określił sam minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński. To zdjęcia z telefonów, kart pamięci imigrantów, które wskazują na przykład na powiązania czy sympatie terrorystyczne. Jaki jest cel ujawniania przez służby tych materiałów?
dr Wojciech Szewko: Służby w tej chwili chcą udowodnić, że konieczne jest przedłużenie stanu wyjątkowego i że ta sytuacja, z którą mamy do czynienia, to nie jest jakaś trywialna sprawa czy nie jest to absolutnie żaden ruch uchodźczy, bo z uchodźcami ci ludzie nie mają najczęściej nic wspólnego, tylko że jest to element zorganizowanej akcji. I to akcji zorganizowanej w bardzo podobny sposób, jak miało to miejsce czy w 2015 roku, czy tak, jak to miało miejsce dość niedawno na granicy turecko-greckiej.
Przecież tam próbowano również przemycać do Europy ludzi, którzy byli wypuszczani na przykład z zamkniętych ośrodku w Turcji. Bo Turcy wiedzieli o tym, że są to w większości przypadków terroryści, przestępcy, dezerterzy albo osoby w jakikolwiek inny sposób mogące zagrozić bezpieczeństwu Turcji. Stąd zdecydowali się właśnie na "puszczenie na Grecję" takich osób.
Tutaj mamy chyba sytuację analogiczną. Widać, że prezydent Łukaszenko bardzo dobrze odrobił lekcje i nauczył się bardzo wiele od Erdogana. Zresztą prawdopodobnie celem tej całej operacji jest uzyskanie dokładnie tego samego, co uzyskało prezydent Turcji.
Myśli pan, że te osoby mogą być specjalnie wyselekcjonowane?
Myślę, że generalnie w rzeszy tzw. uchodźców, a właściwie to nielegalnych imigrantów, którzy docierają do tej części Europy, przeważać będą mężczyźni w wieku poborowym, co do tego nie ma wątpliwości. Zresztą tak wyglądają te obrazki i tak wygląda większość spośród tych osób.
Jeżeli są to osoby, które pochodzą z Syrii, Iraku, częściowo też z Afganistanu, to prawie wszystkie te osoby miały w swoim życiu jakiś epizod albo z armią, albo są dezerterami z armii, tak jak to zresztą miało miejsce masowo w przypadku Erytrei czy Syrii. Tam, gdzie służba wojskowa była obowiązkowa, to ludzie mogli albo iść do armii i brać udział w wojnie, albo uciekać, być dezerterami. Ale bardzo wielu również spośród takich migrantów dołączało do różnego rodzaju grup zbrojnych. Tam, dzięki gwałtom, rabunkom, egzekucjom, udawało im się obrabować dostateczną liczbę osób, a następnie udawali się na Zachód.
Najczęściej kobiety z dziećmi, ludzie biedni, ludzie, których nie stać jest na zapłacenie kilku, czasami kilkunastu tysięcy euro łapówek dla różnego rodzaju służb po drodze i przemytników, nie są w stanie przebyć tak długiej drogi na teren Unii Europejskiej. Nie oszukujmy się - czy z Afganistanu, czy z północnej części Iraku do Polski drogą lądową jest zbyt daleko, żeby to mogła być podróż piesza czy podróż spontaniczna. To zawsze jest podróż jakoś zorganizowana.
Polskie służby udowadniały powiązania terrorystyczne czy z grupami militarnymi, paramilitarnymi. Czy ci ludzie mogą w Polsce stanowić zagrożenie?
Tak, ci ludzie oczywiście mogą w Polsce stanowić zagrożenie. Co prawda bardzo często, czy najczęściej, celem ich wędrówki są Niemcy - tam ewentualnie osiądą i tam będą chcieli mieszkać. Natomiast to są osoby, które jeżeli były w Iraku, w Syrii czy w Afganistanie i mają za sobą takie doświadczenia, to bardzo często zabijały już cywilów i nie jest to dla nich rzeczą nadzwyczajną. Oczywiście nie można tego generalizować.
Jeżeli są takie osoby, jak pokazywano, to wcale bym się nie zdziwił, że służby te osoby wyłapują. To bardzo dobrze. Jeżeli w sprawdzonej grupie jest tak wielki odsetek osób z przeszłością militarno-dżihadystyczną, to jednak wskazuje to na to, że nie są to osoby, które pojawiły się tutaj przypadkowo.
Odsetek, który kiedyś zakładali specjaliści przy takim autentycznym ruchu uchodźców, a zakładano na podstawie danych z Libanu i doświadczeń libańskich, jest taki, że od 2,5 do 5 proc. populacji stanowią ekstremiści. Natomiast tutaj ten odsetek, o którym mówili ministrowie, jest znacząco większy.
Na 200 przebadanych przypadków w 50 były wątpliwości. Nie zawsze chodziło o terroryzm, ale w ich telefonach ujawniano jakieś niepokojące treści. Polskie służby ustaliły, że wśród imigrantów, którzy nielegalnie przedostali się z Białorusi do Polski, była też duża grupa osób, która miała związek z Rosją. Na przykład imigranci ci mieszkali tam przez dłuższy czas, co często w rozmowie z polskimi służbami próbowali zatajać.
Nie dziwię się temu, bo w jakiś sposób musieli się do Polski dostać. Nie mamy wspólnej granicy z Afganistanem, nie mamy również wspólnej granicy z Irakiem, w związku z tym o ile jeszcze Irakijczycy mogą dostać się do Europy przez Turcję, chociaż do Polski jest im zdecydowanie nie po drodze, bo musieliby przecież jeszcze dostać się na Ukrainę, potem na Białoruś, a potem dopiero do Polski, to z Afganistanu w zasadzie tych granic, i to granic bardzo dobrze strzeżonych, jest bardzo wiele.
W związku z tym są to osoby, które albo w jakiś cudowny sposób dostały się jeszcze przez republiki środkowoazjatyckie do samej Rosji, i to mogą być również osoby z powiązaniami dżihadystycznymi, bo w Rosji tych organizacji jest sporo i one często doprowadzają do różnego rodzaju zamachów czy prób powstań, co się akurat już od dawna nie udaje, albo są to po prostu osoby, które w jakiś sposób współpracują ze służbami rosyjski. Mogą to być osoby, które zostały tutaj przewiezione z jakichś ośrodków zamkniętych.
To co teraz zrobić z tymi zatrzymanymi, wobec których są wątpliwości czy też dowody na to, że mogą należeć do jakichś grupy paramilitarnych, terrorystycznych bądź mieć z nimi powiązania?
Polskie prawo jest w tej kwestii jednoznaczne. Po pierwsze, są to osoby, które nielegalnie przekroczyły granice Polski. Po drugie, to osoby, które mogą w każdej chwili zostać z Polski wydalone, ponieważ nie mamy prawa wydalić ludzi tylko i wyłącznie w jednym przypadku - gdyby bezpośrednio uciekali z kraju, który zagraża ich życiu czy bezpieczeństwu.
Na Białorusi nie ma dyskryminacji, przynajmniej formalnie, w związku z tym mamy prawo te osoby po pierwsze osadzić, a po drugie mamy prawo je wydalić, co się pewnie stanie. Tylko trzeba pamiętać, że zawsze jest to proces kosztowny. Potem te państwa, które się pozbywają ludzi z różną dziwną przeszłością, nie są wcale skłonne z powrotem ich przyjmować.
Minister Mariusz Kamiński mówił, że będzie rekomendował przedłużenie stanu wyjątkowego o 60 dni. Czy w pańskiej ocenie jest to dobra decyzja?
Jeżeli te proporcje wyglądają tak, jak pokazywali ministrowie, to jest to jak najbardziej uzasadniona decyzja. Tym bardziej że pomimo mobilizacji wojsk WOT-u, pomimo mobilizacji sił straży granicznej ci ludzie są łapani wewnątrz polskiego terytorium. To pokazuje, że granica jest cały czas nieszczelna, ciągle łapani są wspólnicy tych przemytników, którzy przerzucają ludzi do Polski albo być może dalej na Zachód.
Chciałem zaznaczyć, że przynajmniej na mnie zrobiły wrażenie właśnie te proporcje, bo jest to do tego stopnia nienaturalne, że pojawiło się tutaj tak wiele osób związanych z różnego rodzaju grupami zbrojnymi, że po raz kolejny udowadnia to, że jest to operacja białoruskich służb bezpieczeństwa, zapewne zresztą robiona przy współpracy z Rosjanami.