Radio Białystok | Gość | Tadeusz Romańczuk - prezes upadłego Bielmleku
"Prawda musi wyjść na jaw. Nikogo o nic nie oskarżam, ale wierzę w to bardzo mocno, że będziemy wyjaśniać po kolei wszystkie aspekty całej tej sprawy" - mówi Tadeusz Romańczuk.
Sprawa bankructwa Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek w Bielsku Podlaskim wciąż pozostaje niewyjaśniona. Po tym, jak długi zakładu przekroczyły ćwierć miliarda złotych, firma w restrukturyzacji nie znalazła nowego nabywcy, a kilkuset rolników nie otrzymało zapłaty za oddane mleko - sąd ogłosił upadłość zakładu.
Wielu dostawców zobowiązanych do spłaty wielkich długów spółdzielni jako winnego bankructwa wskazało byłego wiceszefa resortu rolnictwa, prezesa Bielmleku Tadeusza Romańczuka.
Teraz on - po dwóch latach milczenia - w czasie obrad sejmowej komisji rolnictwa przekazał zaskakujące informacje.
Po wystąpieniu Tadeusza Romańczuka w Sejmie były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski stwierdził, że wszystkie działania opisane przez prezesa Bielmleku układają się w logiczną całość. Zdaniem byłego szefa resortu rolnictwa - komuś mogło zależeć na tym, żeby zniszczyć i przejąć spółdzielnię. Wraz z innymi posłami - domaga się wyjaśnienia wszystkich okoliczności bankructwa zakładu przez Najwyższą Izbę Kontroli.
O okolicznościach upadku bielskiej spółdzielni z Tadeuszem Romańczukiem rozmawia Michał Buraczewski.
Michał Buraczewski: Po dwóch latach zdecydował się pan publicznie na sejmowej komisji rolnictwa opowiedzieć o tym, jak doszło do upadku Bielmleku. Czy ma pan twarde dowody na to, że kontrolowane przez skarb państwa instytucje przyczyniły się do bankructwa zakładu, a co za tym idzie, finansowych kłopotów kilkuset, rolników dostawców mleka?
Tadeusz Romańczuk: Kilka słów sprostowania: na pewno nie wyraziłem się tak, że kontrolowany przez skarb państwa BOŚ Bank przyczynił się, ja tylko podałem fakty, tak jak mówiłem na komisji rolnictwa, że takie one są. 15 listopada 2019 roku BOŚ, który jest jednym z głównych wierzycieli, a w tej chwili wnioskodawcą o upadłość, rzeczywiście w owym dniu wypowiedział wszystkie kredyty, jakie żeśmy zaciągnęli w tym banku.
Na jaką kwotę?
Ponad 80 mln zł.
Gdyby BOŚ nie wypowiedział tych kredytów, spółdzielnia stanęłaby na nogi?
Gdyby ta współpraca była kontynuowana, gdybyśmy znaleźli rozwiązanie, to na pewno sytuacja byłaby zupełnie inna. Po wypowiedzeniu kredytów, po skontrolowaniu naszej firmy przez śledczych, NFOŚ zgłosił wniosek o otworzenie sanacji.
I wiele wskazywało na to, że restrukturyzacja zakończy się powodzeniem, w końcu były podmioty chętne do nabycia majątku spółdzielni wartego jeszcze wtedy 140 mln zł. Mówiono, że będzie tam wznowiona produkcja, że rolnicy dostaną pieniądze za mleko i pracownicy również otrzymają wypłaty. Co się stało, że ta restrukturyzacja nie weszła?
Rzeczywiście dwie oferty wpłynęły, wybrano Piątnicę, bardzo dobrą firmę, która też zagwarantowała nam, iż przejmie znaczną część pracowników, którzy będą niezbędni do kontrolowania produkcji, zainwestuje spore pieniądze w linie technologiczne.
I wydzierżawi zakład.
I wydzierżawi zakład, aż do jego sprzedaży, bo przecież ta procedura jest długotrwała. W umowie mieliśmy zapisane, że zaległości pracowników i rolników zostaną uregulowane w pierwszej kolejności.
Piątnica była i pewnie nadal jest w bardzo dobrej kondycji finansowej.
Tak, mogę to potwierdzić i nie naruszam tutaj prywatności firmy dlatego, że to sąd wydał taką opinię o spółdzielni mleczarskiej Piątnica i o spółce Laktopol.
Wspomniał pan o firmie Laktopol, czyli drugim chętnym do nabycia majątku spółdzielni. Piątnica nagle rezygnuje z dzierżawy Bielmleku. Kiedy próbuje się dowiedzieć, z jakiego powodu, nie otrzymuję takiej informacji, tajemnica przedsiębiorstwa. Do negocjacji przystępuje spółka Laktopol, jest to spółka w znacznie gorszej kondycji finansowej.
Zdecydowanie tak, są to słowa sądu okręgowego.
Jaka jest różnica, jeśli chodzi o finanse jednej i drugiej firmy?
Piątnica mogła nabyć to przedsiębiorstwo, nie korzystając z żadnych kredytów, bo takie środki finansowe posiadała na własnym koncie, druga firma takich środków nie posiada. Jeżeli nabędzie firmę to tylko i wyłącznie z kredytów i to w 100%, mało ma środków tak zwanych obrotowych na rozpoczęcie produkcji, ewentualne dofinansowanie, szanse na pozyskanie kredytu są nikłe, dosłownie jest tak napisane.
To oznacza, że Laktopol nie mógłby dostać kredytu, w związku z tym nie mógłby kupić zakładu.
Ja tego nie przesądzam czy dostałby kredyt, czy nie, ja tylko i wyłącznie cytuję słowa, które są w dokumentach sądu okręgowego, ale też trzeba zauważyć jasno i wyraźnie, że w związku z tym został tylko jeden oferent. Jeżeli rada wierzycieli wyraża zgodę, aby próbować podpisać umowę, to nic nie pozostało innego niż to czynić, w związku z tym powstała taka wstępna umowa, została parafowana, trzeba było zaczekać na decyzję UOKiK czy będzie ona pozytywna i po pozytywnej decyzji UOKiK to właśnie spółka Laktopol wycofała się z tej umowy.
I zdecydowała się, że zakładu dzierżawić nie będzie.
Nie będzie. W związku z tym nie pozostało nic innego, jak złożyć wniosek do sądu o umorzenie postępowania sanacyjnego.
Wspomniał pan na komisji rolnictwa o kwocie dzierżawy. 150 tys. zł było brane pod uwagę?
W pierwszej umowie 150 tys. zł miesięcznie plus VAT.
Dzierżawy zakładu restrukturyzacji, który jeszcze działa.
Tak rzeczywiście było.
Teraz, jak już zakład jest w upadłości, nie działa, jest dzierżawiony za 10 tys. zł. Ze 150 tys. zł miesięcznie spadła kwota dzierżawy na 10 tys. zł. Pańskim zdaniem to adekwatna cena i przede wszystkim — skąd ma pan tę wiedzę, skoro nie mógł pan wejść do zakładu?
Ja rozmawiałem kilka razy z syndykiem. Zakaz wstępu mam na zakład łącznie z radą nadzorczą, ale syndyk zaznaczył w piśmie, który do nas skierował, że za jego zgodą możemy wejść na zakład. Ja bodajże 3 razy byłem w zakładzie, rozmawiałem z panem syndykiem o różnych sprawach, w tej jednej rozmowie padło takie stwierdzenie, zapytałem, dlaczego taka niska cena, odpowiedział mi, że cena jest taka, a nie inna, sąd wydał zgodę na tę dzierżawę, ale też spółka Laktopol wzięła na siebie koszty utrzymania tego zakładu.
Pańskim zdaniem, dlaczego, kiedy jest restrukturyzacja, jeden potencjalny nabywca, za drugim nabywcą, w ostatniej chwili rezygnują z umów? Kiedy jest upadłość, kwota dzierżawy spada rażąco ze 150 tys. zł do 10 tys. zł. Czy pan rozumie ten mechanizm? W końcu siedzi pan w biznesie nie od dziś.
Nie rozumiem tego mechanizmu, jak to pan określił, i zadaję sobie też to pytanie, posłowie zadawali sobie to pytanie. Trudno na nie znaleźć odpowiedź, można się tylko bawić w gdybanie i sugestie różnego rodzaju, ale nie w tym rzecz. Ja przerwałem milczenie. Gdybym miał dokumenty, o których mówiłem, to zrobiłbym to wcześniej, ale skoro ich nie miałem, w związku z tym nie mogłem też publicznie się wypowiadać, zadając pytanie, dlaczego tak się dzieje. Ja mówię dzisiaj o faktach i one takie są.
Przekazał pan już śledczym z Warszawy te informacje, które pan przekazuje tutaj.
Tak, przesłaliśmy do prokuratury regionalnej w Warszawie.
Po pańskim wystąpieniu na sejmowej komisji rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski powiedział, że wiele wskazuje na to, że ktoś celowo chciał doprowadzić spółdzielnię do upadłości. Zgadza się pan z tą tezą?
Ja mam taką nadzieję, że śledztwo prowadzone przez prokuraturę regionalną w Warszawie, bo tylko ta prokuratura prowadzi śledztwo, wyjaśni wiele aspektów tej złożonej sytuacji, jaka miała miejsce od 2019 roku i przez lata następne, kto i w jakim stopniu przyczynił się do takiej sytuacji, w której znalazła się mleczarnia.
Będzie kolejna komisja rolnictwa?
Mam taką nadzieję. Rada nadzorcza podjęła decyzję i prosi pana przewodniczącego, jeszcze raz zostaliśmy zaproszeni i rzeczywiście, żeby ten punkt znalazł się w porządku obrad na pierwszym miejscu, żebyśmy mogli się wypowiedzieć i później ewentualnie odpowiadać na pytania posłów.
Teraz walczy pan o swoje dobre imię czy o ujawnienie prawdy, nawet gdyby była ona dla pana bolesna?
Prawda musi wyjść na jaw. Broń Boże nikogo o nic nie oskarżam, ale wierzę w to bardzo mocno, że będziemy wyjaśniać po kolei wszystkie aspekty całej tej sprawy.
Ujawnienia faktów domaga się też wielu rolników, byłych dostawców Bielmleku.
Wcale im się nie dziwię, bo oni bardzo na tym ucierpieli i do dzisiaj nie odzyskali swoich pieniędzy za sprzedane mleko i za udziały, a chcę powiedzieć jasno i wyraźnie, że im się zwrot udziałów należy w 100%. Ja też będę o to walczył dlatego, że oni byli współwłaścicielami tego zakładu, stracili swoją własność, to dlaczego jeszcze mają do tego dokładać. Z syndykiem dwie rozmowy na temat przeprowadziłem i przestrzegałem go, że decyzje, które podejmuje, w mojej ocenie są niezgodne z literą prawa.
Chodzi o ściąganie należności niezapłaconych udziałów.
Podkreślam to jeszcze raz — rolnicy powinni otrzymać w stu procentach udziały, chyba że spółdzielnia mleczarska wróciłaby do dawnego bytu, bo i taka możliwość jeszcze istnieje.
Jak tylko pojawiają się nowe ustalenia w tej sprawie, będziemy o nich informować. Dziękuję za rozmowę.