Radio Białystok | Gość | Szymon Bielonko - koordynator punktu szczepień powszechnych w hali sportowej przy ulicy Broniewskiego w Białymstoku
"Do szczepienia przeciwko COVID-19 dzieci nie muszą się specjalnie przygotowywać, muszą być po prostu zdrowe. U dzieci nie obserwuje się ciężkich powikłań, niepożądanych odczynów poszczepiennych - najczęściej młodzi przechodzą to szczepienie bardzo łagodnie" - mówi Szymon Bielonko.
W Polsce wykonano już ponad 22 miliony szczepień na COVID-19, a w pełni zaszczepionych jest około 8 milionów 200 tysięcy osób. Dotąd preparat Pfizera mogły dostawać osoby powyżej 16 roku życia. Od poniedziałku (7.06) zaszczepić się nim mogą także 12-latkowie. Czy warto skorzystać z tej możliwości? O tym z lekarzem rodzinnym z Białegostoku Szymonem Bielonko rozmawia Renata Reda.
Renata Reda: Szczepić czy nie szczepić 12-latków skoro dzieci tak rzadko chorują na COVID-19 lub przechodzą chorobę bezobjawowo?
Szymon Bielonko: Oczywiście, że szczepić. Pomimo niskiego ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19 u dzieci bądź bezobjawowego przechodzenia, czyli tak zwanej transmisji, dalej są nosicielami, dalej są, brzydko mówiąc, roznosicielami choroby w naszym społeczeństwie.
A poza tym, miejmy na uwadze, mimo że tak rzadko się zdarza, żeby dziecko zachorowało, to jednak może się okazać, że nasze dziecko zachoruje i trzeba je ochronić.
Jak najbardziej. Zawsze może się zdarzyć ciężki przebieg COVID-19, mieliśmy takie przypadki. Tak samo groźnym jest zespół tak zwany PIMS, czyli odpowiedzi wielu układowej zapalnej, który występuje od 2 do 4-6 tygodni mniej więcej po przechorowaniu nawet bezobjawowym COVID-19 i charakteryzuje się mnogimi, niespecyficznymi objawami, podobnymi troszeczkę do choroby tak zwanej Kawasaki, która może mieć nawet najtragiczniejszy koniec, czyli śmierć.
W punkcie szczepień powszechnych w hali przy ulicy Broniewskiego, którego jest pan koordynatorem, jak wygląda sytuacja, jeśli chodzi o szczepienie nastolatków?
Do tej pory szczepiliśmy dzieci w wieku 16-17 lat. Zainteresowanie jest, ale bardzo, że tak powiem znikome. Rodzice nastolatków, którzy się do nas zgłaszają, najczęściej mieli już wcześniej wszystkie wątpliwości rozwiane, zgłaszali się do nas, konsultowali się często ze swoimi lekarzami rodzinnymi czy z lekarzami rodzinnymi swoich dzieci albo sami są zaszczepieni i chcą także zabezpieczyć swoje potomstwo.
Niektórzy rodzice bez żadnych wątpliwości szczepią 16, 17-latków, ale w przypadku młodszych dzieci już mają wątpliwości i wstrzymują się, bo 12-latek ma przecież mniejszą odporność niż 17-latek, może ta szczepionka go osłabi - tak mówią.
Nie ma na to żadnych dowodów. Wszystkie wyniki badań i obserwacji pokazują, że nie ma to zupełnie miejsca. Szczepimy się po to, żeby podbudować nasz układ odpornościowy, żeby on zadziałał przeciwko danej chorobie, żebyśmy wytworzyli na to odporność. Nie ma tutaj możliwości osłabienia przewlekłego układu immunologicznego ani dziecka, ani osoby dorosłej.
A osoba zaszczepiona nadal może transmitować koronawirusa?
Osoba zaszczepiona może transmitować, natomiast jest to znikomy przypadek, jest to kazuistyka tak naprawdę.
Czy kumulacja szczepień jest bezpieczna, bo różne szczepienia dawką przypominającą są wykonywane w 14,19 roku życia.
W wieku od 10 do 19-20 roku życia są to dwa szczepienia przypominające z kalendarza szczepień obowiązkowych chorób, które już były wcześniej zaszczepione, także one w żaden sposób nie kumulują się w organizmie, nie ma tutaj nakładania się tych dawek. Oczywiście jednego po drugim szczepienia nie wykonamy i nie wykonujemy, musimy odczekać pewien czas 3-4 tygodni.
Jak w poszczególnych grupach wiekowych wyglądają szczepienia?
Według meldunków ECDC, czyli Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób Zakaźnych mamy w Polsce około 50% osób zaszczepionych minimum jedną dawką. Natomiast bardzo nas niepokoi wskaźnik zgłaszalności się pacjentów w wieku, chociażby 18-24 lata, który wynosi tylko 24%. Ci ludzie chcą jeździć, chcą się poruszać, chcą się spotykać z rodzinami, a zupełnie nie widzimy, żeby chcieli się zabezpieczyć przed transmisją czy przed przechowaniem. Najwyższy wskaźnik zaszczepień chociaż pierwszą, jedną dawką mamy w populacji 70-80 lat - tutaj jest ponad 77%, to buduje. Natomiast już u osiemdziesięciolatków wskaźnik ten spada poniżej 60% i tu są problemy.
Z czego to wynika?
Może to wynikać z braku dostępności szczepienia w miejscu zamieszkania danego pacjenta. Jesteśmy w stanie zapewnić te szczepienia dla osób w wieku 80 plus.
Te osoby nie zawsze są w stanie dotrzeć do punktu szczepień.
Właśnie, chodzi o takie wykluczenie mobilne, społeczne, nie mają rodzin, które mogłyby się zaopiekować. Powinniśmy także przyspieszyć z mobilnymi punktami szczepień, które będą docierać do pacjentów.
Czy dużo osób u pana w przychodni, czy też w punkcie szczepień powszechnych rezygnuje z przyjęcia drugiej dawki szczepionki?
Na szczęście w naszym przypadku w punkcie populacyjnym, czyli w przychodni, był to marginalny problem. Być może z tego względu, że dysponowaliśmy głównie szczepionką typu Pfizer bądź Moderna, większy problem pojawił się wśród pacjentów szczepionych Astrą Zeneką ze względu na złą sławę tejże szczepionki, wiemy, że pacjenci się troszeczkę nie zgłaszali na drugie dawki. Natomiast w przypadku Pfizera, Moderny problem niezgłaszalności jest marginalny.
Zainteresowanie szczepieniami coraz mniejsze, problem mają zwłaszcza przychodnie lekarzy rodzinnych, bo cały czas borykają się z takimi kłopotami jak opóźnienia w dostawach preparatów, a z tym wiąże się stałe zmienianie terminu wizyt pacjentów.
Nie tylko przychodnie lekarzy rodzinnych, ale także inne punkty szczepień. Są problemy z dostawami obiecanymi czy zarezerwowanymi terminami ze strony rządowej agencji rezerw strategicznych, nie dojeżdżają szczepionki na czas, musimy wtedy przekładać pacjentów. Pacjenci się bulwersują, denerwują. Nie jest to wina ani punktu szczepień, ani personelu tam pracującego.
Czy wielu już pana kolegów rezygnuje z prowadzenia takiego punktu?
Coraz więcej. Jest problem ze zgłaszalnością się pacjentów, problem z minimalnymi zamówieniami, bo nie możemy zamówić szczepionki dla 6,12 pacjentów, tylko musimy zamówić konkretne ilości i wtedy rośnie ryzyko zmarnowania tych szczepionek.
Jak wygląda w ogóle sytuacja, jeśli chodzi o szczepienie dzieci i młodzieży na przykładzie pana praktyki lekarskiej?
Powyżej 10 roku życia wyszczepialność na te tak zwane choroby stare jest dobra. Problem zaczyna się w wieku maluchów. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty rok życia, co wiąże się ze wzrostem aktywności ruchów antyszczepionkowych, lobbowanie na rzecz anty szczepienia dzieci, mamy coraz więcej przypadków dzieci nieszczepionych przeciwko gruźlicy, przeciwko odrze, śwince, różyczce, bo przecież tych chorób już de facto nie ma.
Wydzwaniają państwo do rodziców i co słyszycie?
Nie ma potrzeby, choroby nie ma. Oni nie słyszeli o tym, żeby ktoś chorował, chociażby na odrę. To trzeba byłoby zajrzeć do szpitala, chociażby dziecięcego zakaźnego, że nie ma przypadków gruźlicy, bo nie słyszeli… Często także przyczyną nieszczepienia są fałszywe, niesprawdzone informacje z internetu czy z innych mediów, mówiące według rodziców o wpływie szczepionki na autyzm, zaburzenia zachowania, późne powikłania poszczepienne. My tego nie widzimy, nie jest to udowodnione w żaden sposób. Natomiast siła mediów jest, jaka jest.
W planach jest, by od września szczepienia młodzieży przeciwko COVID-19 były w szkołach.
W pierwszym tygodniu września ma być prowadzona kampania informacyjna w szkołach z rozdawaniem ankiet do wglądu dla rodziców, w drugim tygodniu września ma się odbywać szczepienie dzieci w szkołach. Jak to będzie wyglądało, tego nie wiemy, są to tylko i wyłącznie założenia na chwilę obecną.
Przecież i tak rodzic będzie musiał być obecny.
O to właśnie chodzi, że rodzic będzie musiał być obecny. Trzeba będzie w szkołach zapewnić także opiekę lekarską i pielęgniarską. Tworzenie na nowo punktów szczepień dodatkowo w szkołach może być problematyczne.
Do września jeszcze wiele może się wydarzyć i może te plany się zmieniają. Czy do szczepienia przeciwko koronawirusowi trzeba specjalnie przygotować dzieci?
Nie trzeba. Muszą po prostu być zdrowi.
A te objawy poszczepienne będą podobne jak w przypadku dorosłych?
U dzieci nie obserwuje się ciężkich powikłań, ciężkich niepożądanych odczynów poszczepiennych. Najczęściej dzieciaki przechodzą to szczepienie bardzo łagodnie.
Specjaliści podkreślają, że dzieci są istotnym ogniwem w roznoszeniu zakażenia. Wakacje to dobry moment, by szczepić.
Według mnie najlepszy, bo w tym momencie dzieci są w domach, nie spotykają się ze sobą, nie ma możliwości transmisji wewnętrznej tak jak w klasach, w szkołach i mamy możliwość zabezpieczyć tę populację jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, żeby szkoły znowu nie były pozamykane, żeby znowu nie było sytuacji zdalnej, hybrydowej czy jakiejkolwiek innej nauki niestacjonarnej.
A jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości związane ze szczepieniem najlepiej skontaktować się ze swoim lekarzem rodzinnym.
Tak, ewentualnie w punktach szczepień lekarz kwalifikujący udzieli wszelkich odpowiedzi.