Radio Białystok | Gość | prof. Daniel Boćkowski - ekspert do spraw bezpieczeństwa z UwB
"Mamy do czynienia z sytuacją bardzo niebezpieczną, bo jeśli dowolne państwo pod fałszywym pretekstem może zmusić do lądowania samolot cywilny, wejść na pokład i wyjąć stamtąd dowolnego pasażera, to zaczynamy się zastanawiać nad bezpieczeństwem lotów. Białoruś nie użyła żadnej normalnej procedury w przypadku tego samolotu".
W Polskim Radiu Białystok wracamy do tematu przechwycenia samolotu rejsowego przez białoruski reżim. Maszynę, która leciała z Aten do Wilna, nad terytorium Białorusi siłą skierowano na lotnisko w Mińsku. Na pokładzie samolotu był opozycjonista Roman Protasiewicz, którego zatrzymano, ale też ponad 150 innych pasażerów - w tym Polacy. Między innymi o tym, jakie mogą być konsekwencje tych działań – z ekspertem do spraw bezpieczeństwa – prof. Danielem Boćkowskim z Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: W porannej rozmowie mieliśmy dziś mówić o parkach narodowych - w ich dniu, jednak jak już wiemy, wydarzyła się sytuacja absolutnie wyjątkowa. Prezydent Litwy Gitanas Nauseda uznał przechwycenie rejestrowego samolotu przez białoruski reżim za wydarzenie bez precedensu. Czy przypomina pan sobie podobne zdarzenie w historii?
prof. Daniel Boćkowski: Przypominam sobie podobne zdarzenia w historii, ale nie do końca na terenie Europy, chociaż na terenie Europy mieliśmy taką sytuację, kiedy odmówiono przez chwilę korytarza powietrznego samolotowi prezydenta Boliwii. Francuzi, którzy odmówili korytarza powietrznego, spowodowali, że samolot musiał wylądować na terenie Austrii, natomiast tam twierdzono, że był przypadek, bo nikt nie zgłosił, tak jak trzeba, lotu HEAD i czegoś tam jeszcze. Było też przynajmniej jedno przechwycenie przez Irańczyków samolotu po to, by dopaść tam osobę, która była uznana przez reżim ajatollahów za zagrożenie. Natomiast w Europie de facto porwania statku powietrznego rejsowego po to, by wysadzić osobę, którą Łukaszenka uznaje za swojego wroga, nie było. Mamy więc do czynienia rzeczywiście z sytuacją bardzo niebezpieczną, bo jeśli dowolne państwo może zmusić do lądowania pod fałszywym pretekstem samolot cywilny, wejść na pokład i wyjąć stamtąd dowolnego pasażera, na którego ma ochotę, to zaczynamy się zastanawiać nad bezpieczeństwem lotów, nie mówiąc już o całym bezpieczeństwie lotów, bowiem po pierwsze - była fałszywa informacja o bombie sprokurowana przez Mińsk z pełną premedytacją.
Panie profesorze, zostańmy przy tej bombie. Pojawiają się informacje, że strona Białoruska poprzez kontrolerów groziła zestrzeleniem samolotu, jeśli nie wyląduje on awaryjnie w Mińsku. Pytam może retorycznie - czy to normalna procedura w lotnictwie w przypadku podejrzenia bomby na pokładzie cywilnej maszyny, że grozi się zestrzelaniem tego samolotu?
Białoruś nie użyła żadnej normalnej procedury w przypadku tego statku powietrznego. Po pierwsze - sama ogłosiła, że jest tam ładunek czy zagrożenie. Też do końca jeszcze nie wiemy, czy chodziło tylko o ładunek, czy o zagrożenie na samym pokładzie. Po drugie - poderwała samolot myśliwski co tym bardziej jest dziwne w przypadku ewentualnego zagrożenia bombowego, ponieważ samolot myśliwski, jeśli w ogóle się podrywa to po to, żeby zbliżyć się do samolotu, który mógł zostać porwany i sprawdzić między innymi czy jest czysty kokpit. Po trzecie - tak naprawdę korytarz powietrzny, który prowadził do Wilna, był znacznie krótszy i bezpieczniejszy niż zmuszenie samolotu do lotu do Mińska, więc nie ma w tym nic, co zrobili Białorusini, co byłoby zgodne z jakimikolwiek standardami bezpieczeństwa i procedur lotniczych. Na dodatek, też z różnych przecieków, byli jacyś agenci, być może także białoruscy, ponieważ w Mińsku nagle zniknęło jeszcze dodatkowo sześć osób. Jeżeli jedną jest dziewczyna Protasiewicza to mamy przynajmniej jednego Białorusina i czterech Rosjan, to te osoby próbowały na pokładzie wymusić jeszcze działanie, zmuszając pilota do nadania SOS.
Mówi się, że to agenci, którzy pilotowali Romana Protasiewicza już od lotniska w Atenach.
Właśnie. Jeżeli jedną z tych osób jest jego dziewczyna, to wychodzi na to, że jeden obywatel Białorusi i czterech obywateli Rosji jeszcze działało na pokładzie, rozpoznając, prowadząc procedury, zmuszając czy strasząc tam personel pokładowy o zagrożeniu. To wszystko razem było zaplanowaną operacją porwania obywatela Białorusi, który uzyskał azyl w państwach Unii Europejskiej, z pokładu samolotu należącego do Unii Europejskiej i lecącego z jednego z krajów Unii Europejskiej do drugiego kraju Unii Europejskiej. Pech chciał, że przez korytarz powietrzny nad Białorusią.
Premier Mateusz Morawiecki wprost określił zachowanie Białorusi. Powiedział, że to akt terroru, a samo zdarzenie nazwał porwaniem. Rozumiem, że zgadza się pan z taką oceną.
Tak, mamy sytuację, w której strona Białoruska bezprawnie i bez żadnych podstaw, prokurując dowody, zmusiła do lądowania samolot cywilny i zabrała stamtąd jedną osobę. Trudno nazwać to działaniem w celu ochrony życia i zdrowia ludzi będących na pokładzie, szczególnie kiedy poderwano do tego jeszcze myśliwiec MiG, na dodatek w pełni zbrojony, łącznie z rakietami pod skrzydłami.
To jak określiłby pan zachowanie białoruskiego reżimu. To prowokacja, demonstracja siły?
Trudno powiedzieć co to jest. To jest tak absurdalne działanie, że w ogóle wymyka się pewnym standardom. Czy to jest prowokacja? To jest wszystko razem. Po prostu Łukaszenka i służby specjalne Białorusi rzucają wyzwanie Europie, plus wysyłają informacje do wszystkich Białorusinów zarówno tych działających na zewnątrz kraju, jak i tych działających wewnątrz kraju, że nie będzie żadnej litości, jeżeli chodzi o próbę osłabienia reżimu. Pytanie brzmi, czy jest to wyłącznie pomysł, operacja i koncepcja Białoruska czy też po prostu Białorusini realizują pewne pomysły rosyjskie lub też Rosjanie rękami Białorusi realizują pewne operacje, ponieważ białoruskie służby w ten sposób się nie zachowywały, rosyjskim się zdarzało.
Dyrektorka telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy, komentując zdarzenie na Białorusi, powiedziała, że to skrajnie niebezpiecznie mieć w pobliżu takie kraje jak Białoruś. Czy widzi pan jakieś zagrożenia dla nas ze strony reżimu?
Jeśli możemy pozwolić sobie na porwanie samolotu rejsowego linii Ryanair będącego notabene polską maszyną, jeżeli możemy zmusić go przy użyciu myśliwców do lądowania, to nic nie stoi na przeszkodzie, by następnym etapem operacji białoruskich stały się, dajmy na to jakieś działania, czy porwania osób, które znajdują się na terenie Unii Europejskiej, na terenie Litwy, na terenie Polski, po to, by kontynuować te procedury i pokazać, rzucić takie wyzwanie własnemu społeczeństwu. Należy założyć, że skoro powiedziano A, to można powiedzieć B i może się zdarzyć, że będziemy świadkami jakichś innych utajnionych albo nie do końca utajnionych operacji czy prób operacji ze strony Rosji, czy ze strony Białorusi wymierzonych właśnie w najbardziej znane osoby, jeżeli chodzi o opozycję białoruską. Tutaj Litwa ma się czego obawiać w przypadku Cichanouskiej, ale na naszym terytorium też znajduje się wiele osób, które poprosiły o azyl i są uznawane przez reżim za zagrożenie.
Dziś unijni przywódcy na szczycie Rady Europejskiej mają rozmawiać o możliwych sankcjach. Czy wierzy pan w ich siłę, w siłę jakichkolwiek sankcji ze strony Unii Europejskiej?
Nie wierzę w sankcje, ponieważ sankcje, które rzeczywiście odniosłyby skutek, musiałaby oznaczać całkowite odcięcie Białorusi. Nie wiem, czy Europa jest do tego zdolna i nie wiem, czy Europa nadal nie myśli kategoriami takimi, że sankcje i wszystkie ostre działania wepchną Białoruś w ręce Rosji. Białoruś jest w obcięciach Rosji. Tutaj właśnie nie ma dobrego ruchu poza takim, który z kolei całkowicie wyłączyłby reżim białoruski, ale jednocześnie wyłączyłby też białoruskie społeczeństwo.
O sytuacji na Białorusi, a także o reakcjach ze strony państw Unii Europejskiej, będziemy informować z pewnością na antenie Polskiego Radia Białystok. Dziękuję panie profesorze za rozmowę.