Radio Białystok | Gość | Paweł Usow - białoruski politolog i analityk
- Żyjemy w takim kraju, że nawet biało-czerwono-białe skarpetki mogą być pretekstem do aresztu i kar finansowych. Dla Białorusi za rządów Łukaszenki już nie będzie żadnego światełka w tunelu.
Polscy dyplomaci wydaleni z Brześcia i Grodna. W odpowiedzi Polska również wydaliła białoruskich konsulów, w tym Ałłę Fiodorową - konsul generalną Republiki Białoruś w Białymstoku. Do aresztu trafili liderzy polskiej mniejszości narodowej na Białorusi, w obronie których występują polskie instytucje rządowe. Tak złych stosunków na linii Mińsk - Warszawa nie było od początku już niemal 27-letnich rządów Aleksandra Łukaszenki.
Z białoruskim politologiem i analitykiem Pawłem Usowem rozmawia Jarosław Iwaniuk.
Jarosław Iwaniuk: Czy można próbować zaistniałą sytuację wytłumaczyć w jakiś racjonalny sposób?
Paweł Usow: Nie da się tego wytłumaczyć z punktu widzenia człowieka racjonalnego, ponieważ wszystko, co się dzieje na Białorusi i wokół Białorusi, wiąże się właśnie z nieracjonalnymi rządami Aleksandra Łukaszenki. To jego absolutna nieracjonalność, nieadekwatność w realizacji polityki wewnętrznej odbija się na losach Białorusi, odbija na losach stosunków nie tylko pomiędzy Białorusią a Polską, ale również pomiędzy Białorusią i cywilizacją zachodnią.
Jak obserwujemy, następuje oderwanie się Białorusi od Zachodu, nawet takiego prowizorycznego, formalnego, który istniały w okresie 2015-20, kiedy relacje pomiędzy Polską, pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Unią Europejską a Białorusią były najlepsze w historii współczesnej Białorusi pod rządami Aleksandra Łukaszenki.
Właśnie jego chęć do władzy, stosowanie przemocy wobec Białorusinów, falsyfikacje i zalanie kraju terrorem odbiły się na relacjach z Polską, relacjach z Zachodem. Wiąże się to przede wszystkim z tym, że Zachód nie może zamknąć oczu na to, co się dzieje na Białorusi, popiera ośrodki demokratyczne, które powstały po wydarzeniach sierpnia 2020 roku i bardzo ostro krytykuje władze białoruskie.
Polska zawsze była krytycznie nastawiona do tego, co się dzieje na Białorusi, wspierała rozmaite projekty demokratyczne, w tym Biełsat.
I przez to właśnie Polska jest teraz takim dyżurnym chłopcem do bicia na Białorusi.
No tu jest jeszcze inna strona tych wszystkich wydarzeń, bo widzimy, że Łukaszenka oskarża wprost Polskę, Litwę, ale przede wszystkim Polskę prawie o agresję, o chęć zabrania terenów zachodnich, o wspieranie organizacji, jednostek terrorystycznych, ekstremistycznych, co w rzeczywistości nie istnieje. Ta mitologia wiąże się z tym, że Łukaszenka rozumie, że stosując politykę terroru, nie będzie nigdy już mile widziany na Zachodzie i jedyna opcja, która mu zostaje, to polepszenie relacji z Moskwą, otrzymanie wsparcia długoterminowego, finansowego, politycznego, geopolitycznego dla jego rządów. A żeby to otrzymać, trzeba przynieść ofiarę na ołtarz, i właśnie tą ofiarą jest Polska, relacje z Polską, relacje z Litwą, relacje z Ukrainą. Właśnie te trzy kraje są obarczone oskarżeniami, że wspierają organizacje terrorystyczne na Białorusi i prawie są gotowe do inwazji wojskowej.
Jak duża część społeczeństwa białoruskiego może wierzyć w te słowa Aleksandra Łukaszenki?
Ta część społeczeństwa, która wciąż wierzy w to, że on zwyciężył w tych wyborach, że jest legitymizowanym władcą. To może być 10-15 proc. tych - jak to ja określam - wierzących w płaską ziemię. Będą wierzyć w cokolwiek, co powie Łukaszenka. Tacy obywatele będą zawsze w każdym kraju. To jest tak zwana agresywna mniejszość, która będzie walczyła za wszelką cenę za absurdalne decyzje władzy, za absurdalne zachowanie tej władzy i dyktatora Łukaszenkę. To się nazywa mentalność totalitarna, która zawsze będzie tkwiła tylko i wyłącznie w jednym paradygmacie i każde fakty, każde racjonalne wytłumaczenie czegokolwiek będzie odrzucone.
Zakładnikiem politycznym takiego stanu stosunków między Białorusią a Polską stają się mniejszości - z jednej strony mniejszość polska na Białorusi, której liderzy znaleźli się w aresztach, a z drugiej strony również mniejszość białoruska w Polsce. Bo konflikt dyplomatyczny zaczął się niby od tego, że polska mniejszość gloryfikowała Romualda Rajsa Burego, którego oddział spalił białoruskie wsie na Białostocczyźnie w 1946 roku.
To już kwestie historyczne i rzeczy jasna, że w normalnym kraju, w normalnym państwie, w normalnych relacjach te wszystkie rzeczy można wytłumaczyć i jeżeli oni znieważają pamięć kogokolwiek, to można rozwiązać to w sposób cywilizowany, w jakimś dialogu, w dyskusji historycznej, politycznej, ale nie przy pomocy represji. To był tylko pretekst. Takim pretekstem mogło być cokolwiek. Niekoniecznie Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. To mogło być absolutnie jakiekolwiek wydarzenie.
Tak już było kilkukrotnie, kiedy Andżelice Borys podrzucano do samochodu narkotyki. To było 10 lat temu. Dla władz to nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Ta sytuacja wokół Burego wpisuje się w nowy paradygmat, który chce zastosować władza białoruska - właśnie walka z "ekstremizmem i faszyzmem". Kwestie związane z działalnością Armii Krajowej na obszarze zachodniej Białorusi, wschodniej Polski, kwestie zbrodni obydwu stron są po prostu wykorzystywane ideologicznie, jak to było w Związku Radzieckim. Także tutaj nie trzeba szukać racjonalnego tłumaczenia dla tego, co się dzieje. Żyjemy - jeżeli chodzi o Białoruś - w takim kraju, że nawet skarpetki biało-czerwono- białe mogą być pretekstem do aresztu i kar finansowych.
Polacy na Białorusi są represjonowani, dlatego że mają aktywną obywatelską pozycję, ponieważ mniejszość polska na Białorusi to białoruscy obywatele i oni zawsze w większości swojej byli krytycznie nastawieni do rządów Łukaszenki, przede wszystkim niezależny Związek Polaków na Białorusi. I właśnie dlatego są teraz terroryzowani.
Do czego jeszcze może doprowadzić i w stosunkach wewnętrznych, i w stosunkach międzynarodowych, w tym z Polską, brak racjonalne podejścia ze strony Aleksandra Łukaszenki do rzeczywistości?
Do wszystkiego oprócz otwartego, wojskowego konfliktu. Jak każdy reżim autorytarny, terrorystyczny nie ma ograniczeń w stosowaniu przemocy, w stosowaniu represji w stosunku do swoich wrogów politycznych, czyli to mogą być ostre, długoletnie wyroki przedstawicieli mniejszości polskiej jak i innych obywateli aresztowanych przez władze na długie lata więzienia. Może dojść do deportacji, jak było w kwestii biskupa Kondrusiewicza, którego nie wpuszczono na Białoruś, albo wyrzucenia z kraju, jak to było w stosunku do Kowalkowej, do innych aktywistów nowego ruchu opozycyjnego.
Jeżeli chodzi o działalność instytucji popularyzujących język polski i kulturę polską, to mogą być zamknięte. Jeżeli chodzi o stosunki już na skali globalnej, to już widzimy zerwanie pełnych stosunków dyplomatycznych, czyli odwołanie ambasadorów, całkowite ukształtowanie koncepcji oblężonej twierdzy, że wszędzie są wrogowie, musimy walczyć. Czyli Łukaszenka chce narzucić społeczeństwu białoruskiemu atmosferę trwającej wojny, żeby z jednej strony rozszerzyć represje i terror i je usprawiedliwić, zaś z drugiej strony ostatecznie zmobilizować swoje pozostałe zasoby ludzkie. To będzie takie podejście: kto nie z nami, ten przeciwko nam.
Czyli pat i żadnego światełka w tunelu?
Dla Białorusi za rządów Łukaszenki już nie będzie żadnego światełka w tunelu, dopóki będzie rządził, wychodząc z założenia, że już nie ma szerokiego wsparcia społecznego na Białorusi i że jego władza może trwać tylko i wyłącznie przy pomocy terroru i represji, którzy w swojej kolejności mogą trwać dopóty, dopóki Rosja będzie to finansowała. Czyli rządy reżimu Łukaszenki skazują Białoruś na ciemne lata przetrwania. Jak długo to może trwać, nawet ciężko określić. Na pewno jeszcze 4-5 lat.
Smutna konstatacja. Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Dziękuję.