Radio Białystok | Gość | dr Jan Kisielewski - fizyk UwB, ekspert Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania UW
- Nikt nie zna odpowiedzi na pytanie, kiedy skończy się epidemia. Nawet stosując mocno wyrafinowane symulacje, trudno jest to przewidzieć, zwłaszcza że jesteśmy w trudnym momencie jeśli chodzi o modelowanie, bo mamy wiele niewiadomych.
Ostatnie dane wskazują na duży przyrost nowych zakażeń koronawirusem w Polsce. Skąd tak nagły wzrost? Czy i kiedy możemy spodziewać się spadku na przykład do kilkuset przypadków?
Z ekspertem Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Uniwersytetu Warszawskiego doktorem Janem Kisielewskim z Wydziału Fizyki Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Edyta Wołosik.
Edyta Wołosik: Zacznę od pytania, na które odpowiedź chyba każdy z nas chciałby znać. Kiedy wrócimy do normalności?
dr Jan Kisielewski: Oj, dobre pytanie. Też chciałbym znać odpowiedź. Nawet stosując mocno wyrafinowane symulacje, ciężko jest odpowiedzieć na to pytanie. Zwłaszcza że jesteśmy w dosyć trudnym momencie jeśli chodzi o modelowanie, dlatego że mamy obecnie wiele niewiadomych. Główną niewiadomą jest panoszący się ostatnio wariant brytyjskich.
Miesza w modelach?
Tak, miesza mocno. Wszystko na to wskazuje, że ma większą zaraźliwość, to znaczy, że jest większe prawdopodobieństwo, że ktoś się zarazi po kontakcie z tym wirusem. Dużo też zależy od tego, ile jest wirusa w społeczeństwie.
Patrzymy każdego dnia z nadzieją, że kolejnych przypadków zakażeń będzie mniej. I o ile w tym tygodniu, w poniedziałek, wtorek, było odpowiednio około 6 i 10 tys., to wczoraj mieliśmy ponad 17 tys. - najwięcej w tym roku. Oczywiście patrzymy na te dane z każdego dnia, ale chyba też nie do końca powinniśmy się nimi sugerować.
Tak. Takie patrzenie z dnia na dzień rzeczywiście może budzić grozę - 6, 10 a później 17 tys. Wydaje się, że zaraz będzie koniec świata, ale należy pamiętać, że na dane trzeba patrzeć w sposób umiejętny. Od dawna już obserwujemy takie zjawisko, że wskazania zależą też od dnia tygodnia. Jest taka cykliczność tygodniowa związana w głównej mierze z całym aparatem urzędniczym, z tym, jak się ludzie zgłaszają na badania.
Czyli w weekend jest mniej badań.
Tak, co skutkuje tym, że zaraz po weekendzie też jest jeszcze mniej zgłoszeń. Od badania do zgłoszenia także pewnie mija co najmniej dzień.
Tylko w tym przypadku niepokojący był tak duży wzrost.
Tak, ale popatrzmy na przykład na uśredniony przebieg, czyli tydzień do tygodnia, wtorek do wtorku, środa do środy. Ewentualnie można jeszcze zrobić taki prosty zabieg i uśrednić wyniki z ostatniego tygodnia. Wtedy to już nie będzie tak strasznie wyglądało. Nawet można się pokusić o porównanie z tym nagłym wzrostem zachorowań, z którym mieliśmy do czynienia na jesieni, i się okaże, że o ile jesienią była mniej więcej taka tendencja, że w ciągu 10 dni, średnio rzecz biorąc, podwajała się liczba nowych dziennych przypadków, to teraz wydaje się, że przyrasta to trochę wolniej, to znaczy liczba podwaja się co dwa, może trzy tygodnie.
Razem z innymi ekspertami ICM badacie różne modele rozwoju epidemii. Co na ten moment one pokazują? W jakim kierunku zmierza pandemia?
Epidemia przyrasta. Mamy coraz więcej przypadków.
Czy ta liczba zacznie spadać, i to znaczenie, żeby na przykład było kilkaset przypadków dziennie?
Takie spadki tak od razu nie nastąpią. Epidemia jednak się rządzi swoimi prawami. W najbliższych tygodniach możemy się jeszcze spodziewać pewnych wzrostów. Przy okazji mogę zachęcić też do odwiedzenia strony internetowej covid19map.icm.edu.pl, na której publikujemy nasze prognozy. Oczywiście są one obarczone jakimś błędem. Nie wszystko wiemy i niektóre rzeczy musimy jakoś szacować, nawet może trochę zgadywać. W każdym razie mogę się pochwalić, że na przykład drugą falę, czyli tę jesienną, udało się nam całkiem dobrze przewidzieć, trochę wcześniej odwzorować. Teraz jest trochę inna sytuacja, bo mamy więcej niewiadomych.
Do jakiego poziomu liczba przypadków może wzrosnąć według tego, co prognozujecie?
Według naszych obecnych symulacji być może poprzestaniemy na poziomie trochę niższym niż jesienią. Wtedy dochodziliśmy do prawie 30 tys. przypadków dziennie. Jest szansa, że teraz w szczycie będzie może trochę mniej. Tej kulminacji możemy się spodziewać pewnie gdzieś w kwietniu.
Ale szczytu trzeciej fali spodziewamy się na początku kwietnia? Mówię to w kontekście zbliżających się świąt wielkanocnych.
Nie do końca wiadomym czynnikiem jest to, jaki jest rzeczywisty przebieg epidemii. Oprócz wykrytych przypadków są jeszcze te, które nie zostały zgłoszone. Szacuje się, że tych rzeczywistych przypadków jest około kilku razy więcej. W obecnej sytuacji im ta liczba jest większa, to w sumie tym lepiej dla nas, bo to oznacza, że więcej ludzi już przechorowało.
I nabrało odporności.
Tak. Obecnie szacunki są takie, że o ile wykrytych przypadków od początku epidemii mamy w Polsce niecałe 2 miliony, to wszystkich osób, które już przechorowały, jest 9-10 milionów, czyli może gdzieś ze cztery razy więcej.
Mówi pan o tym, że szczyt zachorowań trzeciej fali będzie w kwietniu. Czy bierzecie pod uwagę to, że ludzie spędzą święta wielkanocne w większym gronie?
Możemy oczywiście uwzględnić to, że będzie nasilenie kontaktów. Chociaż mówiąc o wynikach prognoz, to raczej nawet tego nie bierzemy pod uwagę. Oczywiście wiadomo, że każde większe skupiska czy nasilone kontakty mogą spowodować wzrost liczby zakażeń. Wtedy też szczyt się może trochę opóźnić.
Pod koniec grudnia w naszym kraju rozpoczęły się szczepienia. Wtedy z nadzieją spojrzeliśmy w przyszłość, że za chwilę wrócimy do normalności, a to też nie do końca tak jest.
Nie do końca. Szczepionki mają się dobrze, to znaczy coraz więcej ludzi zostaje zaszczepionych. Na pewno jest to czynnik, który trochę pomaga wyhamować epidemię. Z tym że jeśli wspomniane 9-10 milionów ludzi już przechorowało, do tego dodamy te nieduże kilka milionów zaszczepionych, to cały czas jeszcze epidemia ma duży potencjał. To znaczy, jest spora grupa ludzi, która nie przechorowała i w związku z tym jest podatna.
Czy możemy powiedzieć, że każdy dzień, też dzięki szczepieniom, przybliża nas do normalności?
Zdecydowanie. Na pewno kiedyś wrócimy do normalności.
Ale to też zależy od nas i od naszego zachowania.
Zdecydowanie.