Radio Białystok | Gość | prof. Robert Flisiak - prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych
- Gdyby ktoś powiedział rok temu, że będziemy się cieszyć, gdy będzie poniżej 10 000 zachorowań dziennie, to chyba nikt by nie uwierzył.
Mija rok od wykrycia w Polsce pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem. Tymczasem mówi się o trzeciej fali pandemii. Z dnia na dzień rośnie liczba nowych zakażeń, spowodowanych też nowymi wariantami wirusa. Jakie są możliwe scenariusze związane z epidemią? Czy ten rok czegoś nas nauczył?
Z prezesem Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych profesorem Robertem Flisiakiem rozmawia Renata Reda.
Renata Reda: Trzecia fala pandemii się rozpędza. Do jakiego pułapu dojdziemy?
prof. Robert Flisiak: Jak spojrzymy na krzywą, to ja widzę dopiero drugą falę. To, co mieliśmy rok temu, to było takie przedwiośnie, dosłownie i w przenośni. Jeżeli spojrzymy na krzywe zachorowań, to praktycznie nie widzimy tego, co się działo. Gdyby ktoś powiedział wtedy, że będziemy się cieszyć, gdy będzie poniżej 10 tys. zachorowań dziennie, to chyba nikt by nie uwierzył, prawda?
W listopadzie było nawet prawie 30 tys. Teraz ponad 15. Czy dojdziemy do tej liczby?
Myślę, że nie. Ale to akurat może nie jest nawet tak ważne, jak to, co obserwujemy na oddziałach. Tutaj zaskoczę, bo wszyscy naokoło biją w takie pesymistyczne tony, natomiast ja widzę wyraźną różnicę między zwyżką jesienną, wczesnozimową, a tą, którą teraz mamy. W tej chwili nam pacjenci nie umierają. Do tego praktycznie nie przyjmujemy już 80-, 90-latków, a to stamtąd rekrutowali się ci, których życie było zagrożone.
To efekty szczepień?
Zdecydowanie tak. Pierwsi byli szczepieni medycy i już mamy informacje o tym, że nastąpił gwałtowny spadek zachorowań wśród lekarzy i personelu medycznego.
Szczepieni są też nauczyciele. U nich też to obserwujecie czy jest jeszcze za wcześnie?
Jeszcze jest za wcześnie, tym bardziej że nauczyciele jeszcze nie doszli do drugiej dawki, a pełnię skuteczności szczepienia osiąga się właśnie dopiero po drugiej. Ale pierwsza już daje jakieś zabezpieczenie, aczkolwiek trzeba pamiętać, żeby nadal nie czuć się zbyt bezpiecznie.
Także mamy ewidentny dowód, że szczepienia są konieczne i że to jest jedyna w zasadzie droga, bo alternatywą jest po prostu to, że uodpornimy się w sposób naturalny, masowo chorując, zakażając się.
Pojawiają się opinie, że nie opanujemy epidemii, dopóki nie będzie szczepionek dla dzieci.
Nie, aż tak daleko bym nie szedł. To jest mocna przesada. Poza tym nawet gdy będą szczepionki i będą ograniczenia w dostawach albo ograniczenia możliwości szczepień, bo punkty szczepień mają 3-4 miliony przepustowości miesięcznie na tę chwilę, nawet wtedy pamiętajmy, że dzieci nie będą w pierwszej kolejności do szczepienia. Ale myślę, że zanim skończone zostaną badania nad szczepionką dla dzieci, to populacja dorosłych już będzie wyszczepiona i tak naprawdę będzie już po pandemii. Chyba że wirus wywinie nam jakiegoś psikusa.
Nowe warianty koronawirusa piszą nam też nowe scenariusze.
Tak, ale proszę zwrócić uwagę, że owszem, ten nowy wariant - zwłaszcza brytyjski - ma swój udział we wzroście liczby zachorowań, ale to nie on spowodował ten wzrost, tylko - powiedzmy sobie szczerze - pójście dzieci do szkół.
Natomiast efekt tego nowego wariantu został zahamowany szczepieniami. To widać po Wielkiej Brytanii. Oni zaczęli szczepić, ale u nich oczywiście ten wariant był wcześniej i w początkowej fazie szczepień w ogóle nie było widać efektu, bo cały czas była populacja ludzi w podeszłym wieku, która przechodziła ciężko zakażenie. Natomiast u nas on pojawił się na tyle późno, że już mieliśmy znaczną część populacji, tej wiekowej, uodpornioną, zaszczepioną.
Gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o przypadkach koronawirusa na świecie, było niedowierzanie, że to dojdzie do nas. Gdy pojawił się pierwszy przypadek w Polsce, była najpierw mowa o scenariuszu niemieckim, potem nawet o włoskim. Początek epidemii to duże braki w środkach ochrony osobistej, źle skonstruowane na początku zapisy w ustawie o zwalczaniu chorób zakaźnych. O ile jesteśmy mądrzejsi teraz?
Zawsze mówiąc o złych stronach, musimy pamiętać, że wtedy nie mieliśmy wiedzy, nie byliśmy przygotowani. Pytanie, czy na kolejne epidemie będziemy przygotowani, czy nie nastąpi zapomnienie, bo człowiek ma w naturze, że to, co złe, wypiera. Obawiam się, że nie wyciągniemy nauki z tej lekcji. Ale o tym przyjdzie jeszcze czas porozmawiać, gdy już będzie koniec pandemii. O ile ktoś będzie wtedy chciał pytać o zdanie takie osoby jak ja.
Natomiast wracając do początku pani pytania, pamiętam, że o tym wirusie usłyszałem 8 stycznia. Byłem wtedy na spotkaniu komitetu programowego takiego dużego kongresu chorób zakaźnych, który miał się odbyć wiosną. Mieliśmy przygotowywać program i ktoś rzucił, że ten wirus w Chinach coraz szerzej się rozprzestrzenia. Nikt nie wiedział, jaki to wirus. Dopiero następnego dnia padło hasło, że to pewnie koronawirus. Proszę zwrócić uwagę - 8-9 stycznia spotykają się najważniejsi eksperci z zakresu chorób zakaźnych i mikrobiologii klinicznej i oni nie do końca wiedzą, co to jest.
Na początku był ten temat bagatelizowany przez ekspertów.
Oczywiście. To przecież nie pierwsza epidemia, która się rozpoczyna. Nawet podczas pierwszej epidemii SARS, która pojawiła się prawie 20 lat temu, zidentyfikowano raptem 8-9 tys. przypadku. Też nie był to powód, żeby potem robić z tego wielkie halo, aczkolwiek pamiętajmy, że już wtedy ten wirus napędził stracha.
W niektórych regionach wojewodowie znowu zwiększają liczbę łóżek covidowych. Na razie, jak informuje Podlaski Urząd Wojewódzki, zajęta jest nieco ponad połowa i prawie 2/3 respiratorów. Jak widzi pan nasz region na tle kraju i jak u nas epidemia będzie się rozwijać?
To trudno przewidzieć, bo nieraz ognisko wybucha zupełnie niespodziewanie w miejscu, w którym tego nie oczekiwaliśmy. Aczkolwiek w tej chwili już mamy znaczącą część populacji uodpornioną, w związku z tym nawet jeżeli te ogniska się pojawiają, to są małe. Poza tym pamiętajmy, że ogniskami pierwotnie były takie miejsce jak np. DPS-y. W tej chwili to już nie będzie miejsce rozprzestrzeniania się, ponieważ tam pensjonariusze i personel są uodpornieni.
Podobnie będzie wkrótce w szkołach, przynajmniej w stosunku do nauczycieli. Nie znam statystyki, jaki jest odsetek wyszczepialności nauczycieli w województwie podlaskim, ale mam nadzieję, że jest stosowny, że jest dosyć wysoki.
Czy grozi nam narodowa kwarantanna?
Nie sądzę. Od początku mówię, że działania powinny być na poziomie lokalnym. W momencie, gdy populacja nie była uodporniona, uważałem, że nie należy zamykać całych miast tylko na przykład zakłady pracy, w których wybuchały ogniska. Oczywiście to można by było robić, gdyby robiono masowo testowanie. Tego nie było. W tej chwili trudno już winić kogoś za to, że nie ma tyle testowania, bo możliwości są, laboratoria są. To jest tylko kwestia ustalenia, kogo powinno się testować, czy mamy np. techniczne możliwości i czy sanepidy mają techniczne możliwości nadzoru.