Radio Białystok | Gość | Beata Pogorzelska - psychoterapeutka
W czasie nauki zdalnej zdecydowanie pogorszyła się kondycja psychiczna młodzieży. "Ważne jest, żeby rodzice i nauczyciele, mimo zabiegania, spróbowali zauważyć, czy coś się dzieje z dzieckiem, i zareagowali odpowiednio wcześnie".
"Zauważ mnie, bo zniknę" - apelują nastolatkowie z powodu pandemii od wielu miesięcy zamknięci w domach. Z badań Fundacji Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii wynika, że w czasie nauki zdalnej zdecydowanie pogorszyła się kondycja psychiczna młodzieży. Prawie 43 proc. badanych nastolatków ma myśli samobójcze, 75 proc. martwi się o przyszłość.
Jak im pomóc? O tym z psychoterapeutką Beatą Pogorzelską z niedawno otwartego w Białymstoku Ośrodka Środowiskowej Opieki Psychologicznej i Psychoterapeutycznej dla Dzieci i Młodzieży rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: "Zauważ mnie, bo zniknę" - tak mówią zamknięci od miesięcy w domach młodzi ludzie. Pytanie, na czyją uwagę mogą teraz liczyć, skoro dorosłych pochłania walka z pandemią, zdalną pracą i całą masę problemów, które się z tym wiążą?
Beata Pogorzelska: To prawda. Rodzice w tej chwili mają więcej problemów niż przed pandemią. W szkołach nauczyciele mówią, że w związku ze zdalnymi lekcjami często nie widzą swoich uczniów, ponieważ przyjęło się, że kamery są wyłączone, a uczniowie wyłączają nawet mikrofony. Na pewno teraz trudniej jest zauważyć, że coś się dzieje z dzieckiem.
Jak dzieci chodziły do szkoły, to rodzice mówili, że to szkoła powinna się zająć wychowaniem dzieci. Teraz kto się nimi zajmuje?
No właśnie. Ważne jest, żeby rodzice i nauczyciele, mimo zabiegania, mimo problemów, jednak spróbowali zauważyć, czy coś się dzieje z dzieckiem, i zareagowali odpowiednio wcześnie. Problem, z którym teraz się borykamy, jest taki, że młodzi ludzie trafiają na przykład do szpitala psychiatrycznego po próbie samobójczej, co oznacza, że te problemy nie zostały gdzieś wcześniej zauważone. Narastały przez pewien czas aż do takiego wielkiego problemu.
Rozumiem, że nauczyciel faktycznie w tej chwili może mniej zauważyć, bo w klasie jednak widział ucznia...
...widział jego zachowania, reakcje na przerwie, relacje z rówieśnikami.
Mógł szybciej wyłapać jakąś zmianę. Teraz na pewno jest to trudniejsze. Ale też ważne jest, żeby nauczyciele jednak w czasie kontaktów z uczniami zwracali uwagę na przykład na dzieci, które notorycznie zgłaszają problemy z kamerą, z dźwiękiem. Często nauczyciel wyczuwa, że być może coś się dzieje, czy też rodzice, jeżeli zauważają zmianę w zachowaniu swojego dziecka. Wiadomo, że teraz wszyscy troszkę inaczej funkcjonujemy i osoby, które może już wcześniej unikały trochę kontaktów społecznych, w tej chwili mogą się izolować. Natomiast osoby, które całkiem dobrze funkcjonowały, mogą ograniczyć swoje kontakty. Nie zawsze jest to jakaś ogromna zmiana. Pewne rzeczy mogą uśpić naszą czujność.
Niektórzy rodzice mówią, że ich dzieci zamieniły się w zombie. Kiedyś miały zainteresowania, wychodziły, coś robiły, a teraz się snują po domu, nawet po kilkunastu godzinach spędzonych przed różnymi monitorami. Nic im się nie chce. Ta przemiana w zombie powinna już rodziców zaniepokoić?
Myślę, że tak. Samemu dziecku czy młodej osobie trudno jest zakomunikować, że coś się z nim dzieje, dlatego że jest takie wrażenie, że wszyscy tak żyjemy. Wszyscy bardziej skupiliśmy się na tym świecie wirtualnym, bo pracujemy zdalnie, uczymy się zdalnie.
I uważamy to za normalne.
Tak. I inni dookoła nas też mówią, że nie wychodzą. Nie ma za bardzo, gdzie wyjść. Gdy rozmawiałam z młodymi ludźmi w momencie, kiedy ogłoszono, że będą otwarte galerie handlowe, to od razu zakomunikowali, że idą pierwszego dnia, kiedy tylko będzie można, mimo że nie można tam zjeść...
Nie można za bardzo przymierzyć, ale nie chodzi o zakupy.
Nie chodzi. Chodzi o to, żeby się spotkać, mieć kontakt, wyjść. Mieć takie wrażenie, że możemy.
My dorośli wychodzimy do pracy, wychodzimy na zakupy. Dzieci są teraz jak w więzieniu tak naprawdę.
Tak, to prawda. One mają większe ograniczenia.
Czyli rodziców powinno zaniepokoić to, że ich dziecko się zmieniło.
Tak. Myślę, że rodzic ma taką intuicję i warto jej posłuchać, tym bardziej, jeżeli młody człowiek sam zgłasza potrzebę jakiejś pomocy, narzeka, że jest mu ciężko, zwraca się do rodzica z obawami. Owszem, każdy ma obawy, ale my dorośli mamy więcej mechanizmów radzenia sobie z tymi trudnościami. Zareagujmy i postarajmy się znaleźć jakieś rozwiązania.
Właśnie o to rozwiązanie teraz spytam. Sytuacja nie jest prosta, skoro 43 proc. badanych nastolatków ma myśli samobójcze, 75 proc. martwi się o przyszłość, a 70 proc. czuje się bardziej rozdrażniona niż wcześniej. Tak przynajmniej wynika z raportu Fundacji Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii. Czy w takiej sytuacji wystarczy rozmowa, pytanie, z czym masz problem, co cię trapi? Czy potrzebna jest tu już pomocy specjalistów? Kiedy sama ingerencja rodziców nie wystarcza i trzeba szukać pomocy na zewnątrz?
Myślę, że rozmowa rodzica z dzieckiem to podstawa. Bardzo ważne jest wsparcie rodzica, ale czasami faktycznie jest tak, że rodzic nie jest pewien, czy będzie w stanie pomóc, tym bardziej, jeżeli dziecko zgłasza, że bardzo się boi o swoją przyszłość, że ma myśli samobójcze. Myślę, że to już jest taki moment, kiedy rodzic powinien poszukać sojuszników w swoim otoczeniu, w swoim środowisku.
Jednym z takich miejsc w Białymstoku, gdzie można liczyć na bezpłatne porady psychologów, jest między innymi Ośrodek Środowiskowej Opieki Psychologicznej i Psychoterapeutycznej dla Dzieci i Młodzieży. Tam można szukać wsparcia.
Tak. Możemy mówić, że jest to poradnia psychologiczno-psychoterapeutyczna. To nowe miejsce. Są to nowe ośrodki, które powstają w Polsce właśnie jako odpowiedź na potrzeby młodych osób i ich rodziców. Rodzice mogą zgłosić potrzebę skorzystania z konsultacji psychologicznej. Na początku psycholog rozmawia z rodzicem, z dzieckiem, stara się poznać sytuację, rozpoznać, jaka jest potrzeba.
Po trzech takich spotkaniach tworzony jest plan dalszego działania, dalszego wsparcia w zależności od nasilenia problemu. Czasami może to być kilka spotkań psychologicznych z młodym człowiekiem, wsparcie rodzica. Natomiast jeżeli okaże się, że problem jest troszkę głębszy, wymaga dłuższej pracy, to można skorzystać ze wsparcia psychoterapeutycznego, czyli takiej dłuższej, pogłębionej pracy nad konkretnym problemem bądź problemami, które zostały zdiagnozowane podczas pierwszej wizyty.
Nie czekajmy, aż pandemia się skończy, aż sytuacja będzie ustabilizowana, bo niektórzy wróżą jeszcze co najmniej rok walki z wirusem. Ratujmy teraz te dzieci.
Jak najbardziej. Szczególnie że porady oferowane przez ośrodek są bezpłatne, niepotrzebne jest skierowanie. Rodzic po prostu kontaktuje się z ośrodkiem i otrzymuje termin wizyty.
Ale nie czeka się rok?
Czeka się bardzo krótko. W tej chwili jeszcze jest dużo wolnych miejsc, także jak najbardziej zapraszamy. Nie musi to być bardzo nasilony problem. Wystarczy, że rodzic niepokoi się, czuje, że przydałoby się jakieś wsparcie.
Idea funkcjonowania tego ośrodka to praca z dzieckiem, z młodym człowiekiem, ale też z jego środowiskiem, czyli z rodziną i ze szkołą. Jeżeli to nauczyciel widzi problem, dobrze by było, gdyby to on zasygnalizował i przekonał rodzica, że może warto pójść na taką konsultację i upewnić się, być może wykluczyć, ale jeżeli jest problem, to zająć się nim jak najwcześniej.
Ośrodek mieści się przy ul. Waszyngtona 30 lok. 1u.
Jest też Centrum Pomocy Dzieciom Stowarzyszenia Klanza w Białymstoku, Ośrodek Profilaktyki i Terapii dla Młodzieży i Dorosłych "Etap", są poradnie psychologiczno-pedagogiczne. Tych miejsc jest trochę. Może nie tyle, ile potrzebujemy, ale trochę jest. Warto poszukać i się tym zainteresować.