Radio Białystok | Gość | Jacek Bogucki - podlaski senator
"Ja zadaję takie proste pytanie tym, którzy protestują - niech wskażą wśród tych zadań te, które ich zdaniem były mniej ważne, niż te, które oni składali" - mówi Jacek Bogucki.
320 wniosków złożyły samorządy z województwa podlaskiego do ostatniego rozdania pieniędzy z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. Tym razem do podziału w całej Polsce jest 1 mld 650 mln zł. Tymczasem nie ucichły jeszcze publiczne protesty samorządów, które czują się pokrzywdzone po ogłoszeniu wyników poprzedniej transzy, w której rozdysponowano ponad 4 mld zł. Na żale i narzekania wójtów odpowiedział podlaski senator Jacek Bogucki i właśnie o tym "liście otwartym" rozmawiał z nim Adam Dąbrowski.
Adam Dąbrowski: Panie senatorze, napisał Pan taki tekst "Wkładam kij w samorząd". To chodziło o ten kij w szprychach czy o kij w mrowisku?
Jacek Bogucki: Chciałem wywołać temat, który żyje od jakiegoś czasu, ale spojrzeć na ten temat z drugiej strony. Na protesty części samorządów przeciwko sposobowi podziału środków przy naborze na Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych.
Ten temat był głośny pod koniec ubiegłego roku, ale właściwie już chyba się to wszystko wyciszyło.
O ile wcześniej protestowali przedstawiciele większych miast, to tym razem wójtowie gmin wiejskich. A wydaje mi się, że te gminy w końcu mają swoje pięć minut, w końcu mają dofinansowanie takie, które równoważy wcześniejsze pomijanie przy wielu programach gmin wiejskich, dysponowanie większości pieniędzy jednak i unijnych i krajowych do największych ośrodków miejskich - tak działo się przez większość tego 20-kilkulecia przemian w Polsce.
Może dlatego, że skoro już są te pieniądze i gminy dostają te pieniądze, to liczyli, że także i tym razem tak będzie.
Było do podziału przy tej transzy ponad 4 miliardy, a wniosków złożono na ponad 60. Siłą rzeczy tylko co 15 wniosek lub 15 proponowana przez samorządy dotacja mogła być sfinansowana - to pokazuje skalę zainteresowania. Nie wszyscy mogli otrzymać takie wsparcie.
Przy pierwszej transzy tego Funduszu Inwestycji Lokalnych było tak, że wszyscy dostali mniej więcej proporcjonalnie. Tutaj były wnioski, które otrzymały dofinansowanie, były takie, które zostały odrzucone. Może to zabolało?
Przy drugim i kolejnym naborze określone zostały zasady, priorytety, tak żeby wspomagać inwestycje, które wydają się z punktu widzenia państwa i mieszkańców Polski istotne, takie, których samorząd nie jest w stanie udźwignąć sam. Podobnie jest przy innych finansowaniach - nie finansuje się z pieniędzy, choćby unijnych, przeznaczonych dla przedsiębiorców, bieżącej działalności, remontów w obiektach, tylko inwestycje w nowe technologie, w nową infrastrukturę.
Analityk na zlecenie fundacji Batorego czy z fundacji Batorego obliczył, że do tych samorządów gdzie władze są zwolennikami czy też przedstawicielami ugrupowania rządzącego poszły pieniądze kilkukrotnie, czy nawet dziesięciokrotnie większe w przeliczeniu na mieszkańca niż do tych, gdzie rządzi, że tak powiem opozycja.
Większość z tego co pamiętam samorządowców nie należy do żadnej partii, więc trudno też określić przynależność poszczególnych włodarzy czy sympatie polityczne poszczególnych włodarzy, ale na to też jest bardzo prosta odpowiedź, choć nie analizowałam takich danych, wyrównujemy różnice rozwojowe. Poprzedni rząd, rząd PO-PSL, wcześniej rządy lewicowe, miały koncepcję rozwoju kraju taką, że inwestowano głównie w duże miasta, w największe ośrodki, to one miały być motorem rozwoju całej Polski. Jak rozwinie się Warszawa, to rozwinie się i okolica, jak rozwinie się Gdańsk, to rozwinie się okolica, jak rozwinie się Białystok to też całe Podlasie.
Gros środków, zdecydowanie więcej, przeliczając na mieszkańca, trafiało na inwestycje w Białymstoku niż na inwestycje gdziekolwiek, w jakiejkolwiek gminie wiejskiej. Ale to zmieniło się na szczęście i dlatego więcej środków trafia do mniejszych ośrodków, a tak się składa, że włodarzami dużych miast są ludzie związani choćby z Platformą Obywatelską, z innymi opozycyjnymi partiami. Włodarzami mniejszych gmin częściej są ci, którzy oficjalnie zapisali się kiedyś do Prawa i Sprawiedliwości, są członkami Prawa i Sprawiedliwości, czy kandydowali z Prawa i Sprawiedliwości, więc może z tego wynika ta różnica, że więcej środków skierowano do gmin wiejskich, do tych samorządów, które do tej pory takiej szansy nie miały.
Także w naszym województwie pojawiły się protesty z gmin, których włodarze uznali, że to z powodów politycznych zostali pokrzywdzeni czy niedocenieni.
Policzmy nie ostatni okres czy ostatni nabór, ale choćby ostatnie 30-lecie czy 20-lecie, czy 15-lecie, jakiś dłuższy okres i wtedy oceńmy, kto tak naprawdę pozyskiwał więcej środków, a kto mniej. Ja nikomu nie żałuję tych środków, które otrzymywali wcześniej, ale wtedy ani jako poseł z terenu, który nie do końca był wtedy tak doceniany, ani żaden z wójtów nie chodził do telewizji, do radia, z szacunkiem dla Radia Białystok, do żadnej gazety, czy w mediach społecznościowych nie protestował przeciwko temu, tak jak i żaden rolnik - nie słyszałem, żeby protestował, że jego sąsiad otrzymał dotację na nowy traktor, a on takie dotacji nie otrzymał. Tu jakaś nowa jakość się pojawiła w negatywnym znaczeniu słowa „jakość”, że samorządowcy, którzy pełnymi garściami czerpali do tej pory z pieniędzy publicznych, zarówno krajowych, jak i unijnych, raptem przy jednym naborze protestują. Ja zadaję takie proste pytanie tym, którzy protestują - niech wskażą wśród tych zadań te, które ich zdaniem były mniej ważne, niż te, które oni składali. Nie słyszałem, żeby tego typu zastrzeżenie od któregokolwiek z samorządowców się pojawiło. To jest bardziej mowa o tym, że „dlaczego ja nie dostałem?”. Bo po prostu pieniędzy jest zbyt mało, żeby wszystkie potrzeby, wszystkie oczekiwania spełnić. Tak jak powiedziałam, tych pieniędzy jest 15-krotnie mniej niż wniosków złożonych przez samorządy, a więc na 15 zł tylko jedna złotówka mogła być dofinansowana.
Teraz jeszcze dzielona będzie trzecia transza albo jak niektórzy mówią - druga część drugiej transzy. Sądzi pan, że te pieniądze podzielone tym razem już w Warszawie, nie na poziomie województwa, także wywołają takie kontrowersje?
Pewnie tak, tu ewidentnie widać, że protestujący są związani z konkretnymi partiami opozycyjnymi, więc próbują przedstawiać się w taki sposób, że brak tego wsparcia jest jakąś karą. Ja przez lata pracy w samorządzie nigdy nie traktowałem, że dotacja, której nie otrzymałem, a wielokrotnie otrzymywałem wiele dotacji, ale wielokrotnie wnioski składane czy przez powiat wysokomazowiecki, czy przez moją rodziną gminę, w czasach kiedy pełniłem tu funkcję, były odrzucane i nigdy nie traktowałem tego jako karę, starałem się następny wniosek napisać lepiej. Tu uznano, że te pieniądze się jakby samorządom należą, że każdy powinien otrzymać i to tyle, ile uważa za potrzebne. Nie chcę się wypowiadać za komisję, ale jak czytałem zasady to pewnie będą brane pod uwagę: po pierwsze - dotychczasowe dofinansowanie, po drugie - skalę przedsięwzięcia. Jeśli gmina musi stworzyć na przykład przedszkole czy żłobek, czy szkołę, musi ponieść ogromne koszty wielomilionowych nakładów na zbudowanie takiego obiektu, to dofinansowanie wydaje się być bardziej celowe i potrzebne, niż sfinansowanie bieżącego czy nawet gruntownego remontu innego obiektu, bo na remonty środki zapisane są zarówno w subwencji oświatowej, jak i w dochodach własnych jednostki samorządu terytorialnego, to tam należy gromadzić środki przez lata po to, żeby w odpowiednim momencie wykonać remont. Naprawdę trzeba na to spojrzeć w taki sposób, że dodatkowe dotacje czy to krajowe, czy unijne zawsze powinny trafiać na zadania, które przekraczają możliwości danego samorządu, które wykraczają poza bieżące funkcjonowanie.