Radio Białystok | Gość | prof. Joanna Zajkowska - wojewódzki konsultant w dziedzinie epidemiologii
Otwarcie galerii handlowych jest mniej ryzykowne niż powrót do restauracji - uważa prof. Zajkowska. - Restauracja to siedzenie w jednym miejscu w zamkniętym pomieszczeniu. Jeżeli będziemy dłużej spotykali się w większej grupie, to jest to naprawdę dobra okazja, żeby transmitować wirusa. Przekonaliśmy się o tym po weselach.
Od 1 lutego ponownie otwarte są galerie handlowe - to mały krok w luzowaniu obostrzeń. Jest jednak duża presja, by odmrażać kolejne branże. Czy sytuacja epidemiczna na to pozwala?
Między innymi o tym z wojewódzkim konsultantem w dziedzinie epidemiologii prof. Joanną Zajkowską rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Od kilku tygodni dobowy przyrosty zakażeń nie przekracza w Polsce 10 tys. Czy świadczy to o pewnej, dającej powody do optymizmu stabilizacji, czy po prostu - takie opinie też się słyszy - oznacza to, że mniej osób się bada, bo nie chcą covidowego stygmatu, izolowania, kwarantanny domowników?
prof. Joanna Zajkowska: Na pewno są w tym elementy prawdy, dlatego że jednak dużo osób choruje. Jestem przekonana, że te statystyki nie odzwierciedlają tych raportowanych przypadków, które są codziennie podawane. Raczej patrzyłabym na liczbę zgonów. To jest rzeczywiście taki miarodajny wykładnik efektów epidemii.
No właśnie. Te 300-400 osób w ciągu doby to bardzo dużo. To znaczy, że nie możemy mówić o żadnym optymizmie, że liczba zakażeń się stabilizuje. Jednak jest spora presja na to, żeby gospodarka się odmrażała. Podaje się właśnie liczbę zakażeń.
Tak, ale patrzymy na liczbę zgonów - i ona też jest stabilna, więc jesteśmy w jakiejś takiej fali pewnej stabilności. Natomiast myślę, że rozpoczęcie szczepień i przede wszystkim ochrona seniorów wpłynie na wskaźnik śmiertelności, bo to jest ta grupa najbardziej narażona.
Mimo tego, że cały świat się teraz zamyka, kolejne kraje zaostrzają reżim sanitarny, wprowadzają ograniczenia w podróżowaniu, jest duża presja na odmrażanie gospodarki. Z oczywistych względów. My na razie od dziś otwieramy galerie handlowe. Czy będzie to taki papierek lakmusowy, który pokaże nam, jakie powinny być kolejne kroki w ewentualnym luzowaniu obostrzeń?
Musimy pamiętać o tym, w jaki sposób się zakażamy. To jest jednak bezpośredni kontakt w odstępie mniejszym niż 1,5 metra, taki twarzą w twarz. Jeżeli po galerii się przemieszczamy, to jednak ryzyko tych bezpośrednich kontaktów, czyli przebywania w dłuższym czasie z drugą osobą w małej przestrzeni, nie jest duże. My się w galeriach przemieszczamy.
I są to duże przestrzenie.
Tak. Jeżeli będziemy przestrzegali tego, że do sklepu będzie wpuszczanych 10 osób na określoną liczbę metrów kwadratowych, to też to ryzyko bezpośredniego kontaktu nie będzie duże. Oczywiście z wyłączeniem na przykład używania przymierzalni w sklepach, czyli tu, gdzie się zatrzymujemy na dłużej i możemy oddychać tym samym powietrzem.
Myślę, że to jest taki pierwszy kroczek. Nawet ze względów psychologicznych, gospodarczych widzimy, że bardzo trudno wytrzymać te obostrzenia. Nawet patrząc na Holendrów, którzy są bardzo zdyscyplinowani, a jednak protestują.
Pani profesor, a co z siłowniami, restauracjami, pubami, o stokach narciarskich nie wspomnę. Tam też jest duży bunt i chęć tego, żeby one też się otworzyły.
Z punktu widzenia gospodarczego jest to niezwykle istotne. Natomiast popatrzmy, że restauracja jest to jednak takie miejsce, które stwarza okoliczności zakażeń, dlatego że jest to siedzenie w jednym miejscu w zamkniętym pomieszczeniu.
Jeżeli spotykają się dwie osoby, zjadają posiłek, powiedzmy, że stoliki są rozstawione w odstępach, to jeszcze to ryzyko nie jest duże. Ale przecież nie możemy wyznaczyć, ile osób siada przy stoliku, więc jeżeli będziemy dłużej spotykali się w większej grupie, to jest to naprawdę dobra okazja, żeby transmitować wirusa. Przekonaliśmy się o tym po weselach, po spotkaniach rodzinnych, po takim wspólnym biesiadowaniu. To jednak jest miejsce zakażeń.
Czyli restauracje, puby na razie nie. A siłownie?
Siłownie też. To jest kwestia wentylacji. Są różne siłownie - małe, duże. Natomiast przy tej pogodzie w tej chwili jednak wentylacja jest gorsza, czyli mamy tę samą grupę osób ćwiczących, oddychających w tym samym pomieszczeniu.
Sprzęty do ćwiczeń oczywiście można świetnie zdezynfekować. Można to robić co 15 minut i tutaj nie widzę zagrożenia. Natomiast jeżeli w wydychanym powietrzu znajdują się wirusy, to bardzo trudno je wymienić. W związku z tym jednak to ryzyko istnieje. Osoby ćwiczące w siłowni to ludzie młodzi, zdrowi, którzy mają bardzo wiele kontaktów, czyli mają możliwość transmitowania wirusa na innych.
A szkoły? Na razie najmłodsi uczniowie klas 1-3 uczą się stacjonarnie, pozostali - zdalnie. Jakie powinny być następne kroki? Czy powinniśmy kolejnych uczniów wysyłać do szkół?
Jeżeli okaże się, że nie będziemy obserwować wzrostu zachorowań związanych z pójściem tych młodszych dzieci do szkoły, to myślę, że jednak to będzie konieczność, dlatego że efekty nauki zdalnej pozostawią długotrwałe skutki...
...i edukacyjne efekty, i psychologiczne. O nich też musimy pamiętać.
Tak, tak. Wszyscy o tym pamiętają. Natomiast myślę, że grupa nauczycieli starszych też będzie szczepiona w tej pierwszej grupie, żeby czuła się bezpiecznie. I przestrzeganie pewnych zachowań, czyli niezmienianie klas, trzymanie dystansu, powinno pozwolić na powrót dzieci do szkół, chociaż myślę, że jeszcze powinniśmy zaczekać, zobaczyć, jaki będzie skutek obecności tych młodszych dzieci w szkole.
Ponad 1 mln 100 osób zostało dotychczas zaszczepionych w Polsce przeciw COVID-19. Czy takie tempo szczepień, oczywiście w dużej mierze uwarunkowane dostawami, z którymi są duże problemy, daje nadzieję na wyhamowanie epidemii i odmrażanie kolejnych branż, o których mówiłyśmy?
Tempo rzeczywiście może nie jest zawrotne, ale zaczynamy od tych grup, które stanowią grupy ryzyka, czyli seniorów, wśród których jest najwyższy odsetek śmiertelności przy zachorowaniu na COVID-19. W związku z tym myślę, że rozpoczęcie szczepień od tych grup na pewno wpłynie na przebieg epidemii.
Poza tym szczepienie medyków otworzy nam możliwość świadczenia usług bez przerwy, dlatego że duże grupy były wyłączane z powodu kwarantanny, izolacji czy zachorowania. Jednak dostęp do placówek służby zdrowia był dużo gorszy. Myślę, że zaczęcie od tych dwóch grup wpłynie w jakiś sposób.
Pani profesor już się zaszczepiła?
Tak.
I jak samopoczucie?
Dobre. Mam szczęście, nie obserwowałam żadnych objawów ubocznych. Natomiast wśród moich kolegów czy wśród pacjentów, którzy są szczepieni, pojawiają się te skutki w postaci bolesności mięśnia, przejściowej gorączki czy powiększenia węzłów chłonnych. Niektórzy narzekają. Natomiast w młodszych grupach te odczyny są większe, co świadczy chyba o takiej żywszej reaktywności układu odpornościowego.
Kiedy pani zdaniem będziemy mogli trochę odetchnąć?
Myślę, że jeżeli będziemy mogli wyjść na powietrze, nie będziemy przebywać w zamkniętych pomieszczeniach, czyli kiedy minie ten okres wiosenny, ale też nie ten okres wiosenny, kiedy mamy coroczny wzrost zachorowań na grypę. Grypa co prawda ucichła. Może z powodu maseczek i dystansu tych zachorowań jest znacznie mniej. Natomiast jest to grypa sezonowa.
Jeżeli miniemy ten okres wzrostu zachorowań grypy sezonowej i też innych zachorowań infekcji górnych dróg oddechowych, to myślę, że z poprawą temperatur, z wyjściem na powietrze, z możliwością bardziej intensywnego wietrzenia i przebywania na świeżym powietrzu, tych zachorowań powinno być mniej.