Radio Białystok | Gość | Barbara Górska - nauczycielka
"Z jednej strony musimy dać dzieciom czas na zaadaptowanie się do tej sytuacji, ale z drugiej strony mamy materiał do zrealizowania, mamy podstawę programową" - mówi Barbara Górska.
Chcieli tego rodzice, chciały też dzieci. Otwarcie szkół - choć na razie tylko dla klas 1-3 - to jeden z niewielu przejawów luzowania obostrzeń i powrotu do normalności. To też ogromne wyzwanie - dla nauczycieli, rodziców i samych uczniów.
O tych wyzwaniach z nauczycielką, mającą też doświadczenia w edukacji domowej, a także mamą czwórki dzieci - Barbarą Górską - rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Pani się cieszy, że ośmiolatek wyrwał się z domu po takiej przerwie i wrócił do szkoły?
Barbara Górska: Mam w sobie dużo emocji. Jak każda mama, z jednej strony oczywiście się cieszę razem z nim, że w końcu będzie miał możliwość regularnego spotykania się ze swoimi kolegami i koleżankami, wraca do szkoły, do takiego normalnego funkcjonowania, ale mam też sporo obaw. Jesteśmy po takim nietypowym poranku, kiedy już po wielu miesiącach luźnego wstawania, o takiej porze, o której chciał, musiał się rano zerwać, w dosyć pospiesznym trybie zjeść śniadanie, ubrać się, przyszykować sobie drugie śniadanie do szkoły i trzeba było dojechać.
Powiedziała pani o obawach, to zacznijmy od tych obaw rodziców. Jakie to obawy mają rodzice? Rodzice, którzy bardzo chcieli tego powrotu. Z czym są związane te obawy? Co dla pani jako rodzica będzie najtrudniejsze?
Dla mnie najtrudniejsza będzie niepewność, na jak długo dzieci wracają, bo nie mam w sobie takiego spokoju, że jest to powrót już do końca roku szkolnego. To zmienia całą rodzinną dynamikę - i nasze planowanie dnia, i funkcjonowanie po części też zawodowe. To jest takie najtrudniejsze, że to jest znowu zmiana, pytanie na jak długo. Są też obawy związane z takimi prozaicznymi rzeczami jak wygospodarowanie czasu na zawożenie dzieci, odwożenie, taka logistyka, jeszcze w takiej sytuacji jak u nas, kiedy mamy w domu malutkie dzieci, które też w ciągu dnia śpią, wygospodarowanie czasu będzie trudne, bo jednak nawet dla tych osób, które nie były zwolennikami tego zdalnego nauczania, nie ukrywajmy, było to dość wygodne, że my jako rodzice mieliśmy w ciągu dnia dodatkowe minuty, zyskane, dzięki temu, że nie musieliśmy dzieci zawozić i odwozić i pilnować tych wszystkich porannych czynności, do których teraz wracamy.
Pani jest teraz z dziećmi w domu, to rzeczywiście może było wygodne, ale bardzo niewygodne było dla tych rodziców, którzy pracowali, którzy musieli się tak organizować, żeby jeszcze z dziećmi odrobić lekcje. Generalnie jest to na pewno wyrwanie z jednej rutyny, tej domowej i nie wiadomo na jak długo, to jest problem. To jest też niewątpliwie wyzwanie dla nauczycieli, bo oni także po tygodniach nauki zdalnej i częściowo też tej domowej edukacji muszą pomóc dzieciom przestawić się na zupełnie inne tory. Pani też jest nauczycielką, więc z czym będzie najtrudniej? Chyba nie tylko z tym zróżnicowanym poziomem wiedzy przyswojonej w domu.
Tak, dzieci przychodzą dzisiaj do szkoły z różnym poziomem wiedzy, ale też przychodzą z różnymi emocjami, są stęsknione sobą nawzajem. Trzeba pamiętać, że szkoła poza tą funkcją edukacyjną pełni też funkcję socjalizacyjno-wychowawczą. O ile do tej pory funkcja edukacyjna była na pierwszym planie, to mam takie poczucie, że w najbliższych dniach i tygodniach ta druga funkcja, taka właśnie opiekuńcza, socjalizacyjna, będzie troszkę na pierwszym planie, żeby wdrożyć dzieci do tego nowego funkcjonowania. To będzie bardzo duże wyzwanie dla wychowawców, dla nauczycieli, żeby to mądrze połączyć, bo z jednej strony musimy dać dzieciom czas na zaadaptowanie się do tej sytuacji, ale z drugiej strony mamy materiał do zrealizowania, mamy podstawę programową, jest już styczeń, nie mamy takiej pewności, że dzieci od września opanowały pewien zakres materiału. Najtrudniejsze będzie to pogodzenie tych dwóch funkcji.
A potem jeszcze ci nauczyciele będą musieli jakoś nadrabiać zaległości różnych uczniów i poziom wiedzy wyrównać - to jest też problem, ale chyba dość odległy.
Myślę, że to już teraz, nawet w najbliższych dniach będzie się uwidaczniało, ale tak jak pani mówi, w najbliższych tygodniach będzie to efekt kuli śnieżnej, coraz bardziej będzie to widoczne. Zawsze jest ten problem, że uczniowie w klasie są na różnych poziomach, ale nigdy nie było to w tak dużym stopniu, jak teraz, po tym zdalnym nauczaniu.
Ten powrót po dość długiej przerwie, mimo radości, zwłaszcza pierwszaków, to także spory stres - maluchy muszą zacząć szkolną adaptację od początku. Z jakimi problemami muszą się zderzyć?
Z jednej strony niby edukacja w tym roku szkolnym odbywa się nieprzerwanie od września, ale de facto, zwłaszcza w kontekście tych pierwszoklasistów, myślę, że o tym dzisiejszym dniu, 18 stycznia, musimy myśleć jako takim drugim 1 września, drugim w tym roku. Ci pierwszoklasiści muszą się na nowo poznać, zarówno ze swoimi rówieśnikami w klasie, jak i ze sposobem funkcjonowania danej placówki, bo bardzo szybko zostały z niej wyrwane, z jej nowymi zasadami, z ograniczeniami. Z jednej strony, tak jak wspomniałam, to jest dla nich jak początek roku szkolnego, ale w związku z tym, że lekcje jednak odbywają się od tych czterech miesięcy, to dzieci stoją przed wyzwaniem konkretnych wymagań edukacyjnych, bo oczekuje się, że jednak pewne umiejętności i pewną już konkretną wiedzę zdobyły w ciągu tych kilku miesięcy. Myślę, że dla wszystkich to będzie trudne, ale dla wielu dzieci to może być naprawdę duża presja, dlatego ważne jest, żeby wytworzyć taką atmosferę wyrozumiałości, dać dzieciom trochę przestrzeni, czasu, na to, żeby się wdrożyły.
Atmosfery wyrozumiałości i w szkole i w domu, bo wyrozumiali muszą być nauczyciele, ale też rodzice, muszą dzieciaki wspierać w tym trudnym okresie.
Tak, uważam, że jest to bardzo potrzebne, żeby też nie przekładać swoich stresów i lęków, które mamy, bo więcej wiemy, na to co się dzieje w domu. W tych pierwszych dniach i tygodniach nie wymagajmy od dzieci też za dużo, bo na wymagania jeszcze przyjdzie czas. Teraz ważne jest, żeby wróciły do szkoły w dobrej atmosferze.
I oczywiście musimy wszyscy pamiętać o zasadach reżimu sanitarnego, bo pod takim warunkiem do tych szkół dzieciaki wróciły. Pilnować, by też dzieci o tym pamiętały i niestety nie przyzwyczajać się do tej sytuacji, bo w każdej chwili może się w tej pandemii wszystko zmienić, to też nie jest łatwe. Ten powrót nie jest dany raz na zawsze.
Co prawda rok 2020 już nas przyzwyczaił do zmian i nauczył nas, że wszystko się może zmienić, że nie ma sensu takie sztywne trzymanie się swoich planów, ale myślę, że dla wszystkich jest to już co najmniej męczące, dla nas wszystkich nie jest to łatwa sytuacja.
Doceńmy to, starajmy się, bo to otwarcie szkół, chociaż na razie tylko dla maluszków, to jeden z niewielu przejawów luzowania obostrzeń i powrotu do normalności, którego tak bardzo wszyscy oczekujemy. Bardzo dziękuję za rozmowę, życzę wytrwałości i dużo siły.