Radio Białystok | Gość | Jan Kochanowicz - dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku
"Mam nadzieję, że szpitale tymczasowe to taki bufor bezpieczeństwa. Przy obecnej liczbie zachorowań raczej wydaje się, że wystarczy łóżek, które mamy w szpitalu zakaźnym" - mówi Jan Kochanowicz.
21 059 osób - według niedzielnych (29.11.2020) danych - przebywa w polskich szpitalach z powodu COVID-19. Jest to najniższa liczba od 3 tygodni. Wydaje się, że sytuacja powoli stabilizuje się, bo w ciągu doby do szpitali trafia znacznie mniej osób zakażonych koronawirusem niż w październiku i na początku listopada. Eksperci ostrzegają jednak, że to się może zmienić. W kraju przybywa więc tzw. łóżek covidowych. W Białymstoku za kilka dni mają działać szpitale tymczasowe. Z pełnomocnikiem wojewody do spraw ich utworzenia, dyrektorem Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku Janem Kochanowiczem rozmawia Renata Reda.
Renata Reda: W Podlaskiem od początku epidemii stwierdzono już w prawie 25 800 zakażeń koronawirusem.
Jan Kochanowicz: Badania, które są przedstawiane, to jest czubek góry lodowej. Jeśli przyjmiemy według danych epidemiologicznych, że mamy objawy u 20% pacjentów, a u 80% nie mamy objawów, więc jeśli w tej chwili przede wszystkim koncentrujemy się na badaniach osób z objawami, to każdy z tych wyników należałoby pomnożyć co najmniej razy 5.
W moim przypadku początek w domu, w rodzinie był bardzo niecharakterystyczny. Najmłodszy syn, który chodzi na warsztaty terapii zajęciowej, był trochę zmęczony, przeziębiony, trochę kataru, bez gorączki, po kilku dniach takie objawy wystąpiły u średniego syna i u żony. Poprosiłem o możliwość pracy zdalnej. Nie ma sytuacji takiej, która by potwierdziła, że ktoś z moich najbliższych współpracowników został zakażony.
W jakim czasie uporał się pan z objawami koronawirusa?
Sama gorączka to było 11 dni, do chwili obecnej jeszcze odczuwam osłabienie. W moim przypadku oprócz gorączki, utraty węchu, upośledzenia smaku, to było też osłabienie. Jako ozdrowieniec mam stosunkowo wysoki poziom przeciwciał, przekraczający 5 razy normę, dlatego też podjąłem decyzję o oddaniu osocza i jutro z synem wybieramy się do stacji krwiodawstwa.
Ilu pacjentów covidowych mają kliniki przy Żurawiej?
W tej chwili ta liczba się ustabilizowała, pomiędzy 50 a 90 pacjentów mamy. W tej chwili przygotowanych jest ponad 160 łóżek, dodatkowo jeszcze mamy 16 łóżek intensywnej terapii w szpitalu na Skłodowskiej, tak zwanych łóżek OIT-owych, gdzie są leczeni najciężej chorzy pacjenci. Trzecim takim miejscem, gdzie są hospitalizowani pacjenci z COVID-19 jest to szpitalny oddział ratunkowy. Trafiają tam pacjenci z dyżurów, a pacjenci, którzy są w stanie lżejszym, są przekazywani do innych szpitali, które się zajmują leczeniem pacjentów z COVID-19, przekazujemy też na nasz szpital zakaźny.
Natomiast w przypadku pacjentów w ciężkim stanie, którzy wymagają intensywnej terapii, to jeśli nie ma możliwości hospitalizacji w naszym szpitalu, bo tych łóżek intensywnych jest deficyt, to pacjenci czasami przez kilka dni, nawet rekordziści tygodni, są na szpitalnym oddziale ratunkowym hospitalizowani, dopiero jak jest miejsce, to ich przekazujemy czy do innych szpitali, czy u nas na Oddział Intensywnej Terapii.
Panie profesorze przy Żurawiej ma przybyć jeszcze 90 łóżek covidowych, w hali przy Wołodyjowskiego - 80. Na jakim etapie są przygotowania, bo hala miała być już udostępniona pod koniec tego tygodnia, a 10 grudnia szpital tymczasowy przy Żurawiej.
Jeśli chodzi o stronę budowlaną, hala została już odebrana, rozpoczęto wyposażanie. Na miejscu musimy być zdolni do pilnej szybkiej interwencji. Musimy zdawać sobie sprawę, że ogromna liczba pacjentów, która tam będzie - 80 łóżek to są trzy spore kliniki, które mamy na Skłodowskiej, czy ulicy Żurawiej - w jednym miejscu, do jednego zarządzania, do jednej obsługi.
Inną sytuację mamy na ulicy Żurawiej - tam nie budowaliśmy od podstaw szpitala tymczasowego, tylko przyspieszyliśmy inwestycję, która trwa i kliniki pulmonologiczne, które miały za kilka miesięcy powstać, pan wojewoda przyspieszył inwestycję o kilka miesięcy, tak abyśmy pierwsze i drugie piętro tak zwanego bloku A1 mogli pacjentom udostępnić już na początku grudnia.
Odbiór jest właśnie dzisiaj, firma przekazuje piętra dla pacjentów, pozostanie kilka dni na uzupełnienie o czystą infrastrukturę medyczną. Każdy z pokoi dla pacjentów jest już wyposażony w instalację tlenową, salę chorych, wykonany z najnowszymi standardami, każdy pokój ma oddzielną łazienkę, tak że pacjent po hospitalizacji w takim pokoju będzie tam separowany do czasu ozdrowienia lub okresu, gdzie przestanie być już pacjentem zakaźnym.
Te dwa szpitale tymczasowe, w jakim czasie będą w 100% wyposażone w sprzęt, który zaplanowaliście?
Na początku zgodnie z planem, jest to w dużej mierze też uzależnione od dużych niedoborów kadrowych. Nawet gdybyśmy nie musieli obsłużyć szpitala tymczasowego, to mamy na chwilę obecną 70 etatów brakujących, nieobsadzonych w szpitalu klinicznym. Też dodatkowo jeszcze ten deficyt pogłębionym jest tym, że my też jako lekarze, pielęgniarki ratownicy medyczni - chorujemy. W normalnej sytuacji w szpitalu klinicznym 80 do 100 osób jest na zwolnieniach lekarskich, na opiece nad dziećmi, natomiast na obecnie ta liczba wzrosła do 300-350 osób, które przebywają na izolacji, kwarantannie, zwolnieniach.
Ilu pracowników do tych dwóch szpitali tymczasowym wam brakuje, bo planowaliście zatrudnić około 220 osób.
Mamy w tej chwili około jednej trzeciej kadry, przede wszystkim zasoby z naszego szpitala. Duże nadzieje są pokładane w zapowiadanych regulacjach prawnych, które umożliwią zatrudnienie specjalistów z krajów tak zwanych trzecich, ale oczywiście w naszym przypadku mamy na myśli specjalistów z Białorusi, Rosji i Ukrainy, którzy bez nostryfikacji dyplomów mogliby przystąpić do pracy i wspomóc nas.
Na razie są spore braki kadrowe, to jak poradzicie sobie, jeśli okaże się, że obłożenie szpitali tymczasowych będzie, odpukać, 100-procentowe?
Tutaj liczymy też na wsparcie ze strony pana wojewody, który ma możliwość delegowania pracowników, w jakim stopniu to okaże się skuteczne, to dopiero w pokażą najbliższe dni, a też i w którą stronę pójdzie sytuacja epidemiczna, przede wszystkim w naszym regionie.
Od kiedy pracownicy będą w dwóch w szpitalach tymczasowych zatrudniani? Od momentu uruchomienia tych placówek, czy w zależności od liczby pacjentów pojawiających się w nich?
My już w tej chwili zatrudniamy, delegujemy ich do pracy w innych miejscach w szpitalu, gdzie są pacjenci z COVID-19.
W klinikach zakaźnych macie jeszcze kilkadziesiąt wolnych łóżek. Jak pan się spodziewa, kiedy pojawią się pierwsi pacjenci już w szpitalach tymczasowych?
Mam nadzieję, że nigdy to nie nastąpi. Mam nadzieję, że jest to taki bufor bezpieczeństwa. W tej chwili przy obecnej ilości zakażeń, zachorowań raczej wydaje się, że wystarczy łóżek, które mamy w szpitalu zakaźnym.
I tutaj pojawią się głosy - to po co te szpitale tymczasowe i dodatkowe koszty?
Zawsze możemy mówić, że wydaliśmy w sposób niepotrzebny.
Ale nikt nie jest w stanie tego przewidzieć.
Przygotowujemy się na najgorsze, natomiast nie chcielibyśmy do tego dopuścić.
Jak sytuacja wygląda w innych klinikach USK?
Pracujemy, pacjenci są przyjmowani na bieżąco, niektóre kliniki, pomimo że szpital na ul. Skłodowskiej nie jest szpitalem tzw. covidowym, niektóre kliniki ze względu na swój unikatowy charakter zostały desygnowane do leczenia pacjentów z COVID-19. Należy wymienić klinikę neurochirurgii, klinikę chorób naczyniowych i transplantacji, klinikę kardiochirurgii, neurologii - tutaj dotyczy to zabiegów trombektomii, które nie są wykonywane w żadnym innym szpitalu na terenie województwa podlaskiego.
W trakcie już całej procedury okazało się, że w Polsce nie mamy kliniki hematologii, która mogłaby leczyć pacjentów z białaczką, dlatego też przeznaczyliśmy w klinice jedno łóżko dla pacjentki, która akurat ma takiego pecha, że nie dość tego, że ma białaczkę, to jeszcze zakaziła się koronawirusem. W tej chwili to leczenie już dobiega końca, pacjentka i jedną, i drugą chorobę ma opanowaną.
Dziękuję bardzo za rozmowę.