Radio Białystok | Gość | dr Joanna Zabielska-Cieciuch - specjalistka medycyny rodzinnej
"Przed paniką powinniśmy się ratować zdrowym rozsądkiem i naszą logiką, dlatego że osoby zestresowane, z dużym poziomem lęku będą miały obniżoną odporność i one są najbardziej podatne na zakażenia. " - mówi dr Joanna Zabielska-Cieciuch.
Lekarze rodzinni Federacji Porozumienia Zielonogórskiego apelują do pacjentów, by nie rezygnowali z kontaktu z lekarzem w razie objawów infekcji, wykonywali zlecone testy na koronawirusa, a także - jeśli nie są zdrowi - nie wychodzili z domu. A, jak się okazuje, nie wszyscy się do tego stosują. M.in. o tym ze specjalistką medycyny rodzinnej dr Joanną Zabielską-Cieciuch rozmawia Włodzimierz Filipowicz.
Włodzimierz Filipowicz: Z danych ministerstwa zdrowia wynika, że mamy mniej zakażeń niż na początku listopada, ale czy w rzeczywistości tych zakażeń jest mniej, czy tylko mniej potwierdzonych zostało testami?
dr Joanna Zabielska-Cieciuch: Ja myślę, że rzeczywiście jest ich mniej, ponieważ już drugi tydzień obserwujemy mniejszą liczbę pacjentów zgłaszających się do nas, mniej infekcji, a co za tym idzie też mniej i to dużo mniej zlecanych testów. W tej chwili zlecamy testy osobom, które mają objawy infekcji.
I dlatego pewnie, jeśli się mówi o wynikach i porównuje liczbę testów do liczby potwierdzonych testami, to wychodzi nawet ponad połowa?
Owszem, są pacjenci nieobjawowi testowani, ci którzy mają planowe hospitalizacje, byli testowani ci, którzy jechali do sanatoriów, teraz sanatoria nie działają, więc ta grupa również, kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, wypadła z testowania.
No i te, które potwierdzały, że już się nie jest zakażonym, bo one wchodziły w tę liczbę niepozytywnych.
Dlatego około 40-50% nawet zlecanych testów, to są wyniki pozytywne, bo samo zlecenie testu to są osoby, które mają objawy infekcji. My nie wiemy jakiej, dlatego zlecamy testy, bo czasami objawy są poważne, czasami są zupełnie błahe, imitujące przeziębienie jesienne, ale żebyśmy mogli powiedzieć, że to jest infekcja koronawirusem, musimy wykonać test.
Teraz czekamy jeszcze na dostępność do testów antygenowych, bo one pozwolą uzyskać miarodajną odpowiedź dużo szybciej. Proszę mi wierzyć 90% pacjentów, którzy do nas dzwonią, z którymi rozmawiamy, których konsultujemy i zlecamy testy, uważa, że to, co ich dopadło, to jest jesienne przeziębienie, ewentualnie zatoki i są bardzo zdziwieni - po pierwsze naszą propozycją wykonania testu, a po drugie, kiedy informujemy, że wynik jest dodatni.
Miałam w ubiegłym tygodniu pacjenta i był bardzo zdziwiony - mówił: 'to mnie pani okropnie zaskoczyła, siedzę w domu, chodzę tylko na osiedlowy ryneczek po zakupy, z rodziną się nie spotykam', natomiast w tym tygodniu ten pan jest hospitalizowany. Część przypadków od początku zaczyna się bardzo wysoką gorączką 39-40 stopni i bardzo burzliwie, ale najgorszy jest siódmy-ósmy dzień chorowania i albo ta infekcja ustępuje, albo dopiero zaczyna hulać.
To w takim razie, jeżeli słuchamy sobie tych różnych raportów, liczby zajętych łóżek, respiratorów, przeprowadzonych testów to, co robić, żeby nie wpadać w panikę?
Przed paniką powinniśmy się ratować zdrowym rozsądkiem i naszą logiką, dlatego że osoby zestresowane, z dużym poziomem lęku będą miały obniżoną odporność i one są najbardziej podatne na zakażenia. Stres okropnie obniża odporność. Takim osobom proponuję nieczytanie, niestudiowanie tych raportów, lepiej czas poświęcić na spacerowanie, aktywność fizyczna jest bardzo istotna dla zachowania właściwej odporności, dobrej kondycji.
Polacy, ale pewnie nie tylko Polacy, nie uświadamiają sobie, jakie jest najważniejsze zadanie takiej osoby, która zakazi się koronawirusem.
Kto ma pierwsze objawy infekcji - taka osoba powinna się izolować, nie chodzić do pracy, nie robić zakupów, ograniczyć kontakty ze znajomymi, z rodziną. Osoba, której zlecimy test od następnej doby ma już automatycznie nałożoną kwarantannę, współdomownicy funkcjonują wtedy normalnie. Dopiero w momencie, kiedy już mamy wynik testu dodatni, wtedy osoba zakażona robi się osobą izolowaną, a domownicy, współmieszkańcy od tego momentu podlegają kwarantannie, czyli też nie mogą wychodzić z domu.
Co powinien taki pacjent kontrolować?
Pierwszym podstawowym parametrem, który powinien kontrolować, to jest saturacja - poziom utlenowania krwi, do tego służy taki mały aparacik podobny do klipsa, zakładany na palec, który mierzy poziom wysycenia krwi tlenem oraz podaje czynność serca. Prawidłowa saturacja powinna być powyżej 95%.
Czy szukać koncentratora tlenu, czy też zaopatrywać się w butle tlenowe, czy to jest zły pomysł?
Absolutnie nie polecam takich pomysłów, dlatego że tlen w pewnym etapie jest potrzebny, ale wtedy są potrzebne i antybiotyki, i sterydoterapia, niekiedy podawanie osocza i wiele jeszcze innych elementów. Koncentrator tlenu u osób potrzebujących ma zbyt małe stężenie i zbyt małe ciśnienie, natomiast butlę z tlenem, jeśli ktoś nie wie jak tym się posługiwać, można zrobić sobie krzywdę.
Dziękuję bardzo.