Radio Białystok | Gość | Ewa Zgiet - dyrektorka Szpitala Psychiatrycznego w Choroszczy
- Wydaje mi się, że szpitalowi najbardziej przydałby się wzrost finansowania. (...) Placówka ma problemy z pokryciem kosztów realizacji świadczeń. Udało się zwiększyć to finansowanie w pewnym stopniu, jednak nie jest to satysfakcjonujące - mówi dyrektor szpitala w Choroszczy.
90 lat temu rozpoczął pracę Szpital Psychiatryczny w Choroszczy. Zapewniał wówczas opiekę 400 pacjentom. Dziś możliwości są ponad dwukrotnie większe.
Jubileuszowe uroczystości, choć w ograniczonym zakresie, rozpoczną się w środę (25.11) w południe. Zaprezentowana zostanie m.in. książka historyczna o działalności placówki pt. "Wierni powołaniu" autorstwa Beaty Olesiewicz, Moniki Żmijewskiej oraz Eugeniusza Muszyca.
90 lat Szpitala Psychiatrycznego w Choroszczy - audycja
Z dyrektorką Szpitala Psychiatrycznego w Choroszczy Ewą Zgiet rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: To chyba jeden z nielicznych szpitali w województwie podlaskim o tak długiej ciągłości działania. 90-lecie to wspaniały jubileusz.
Ewa Zgiet: Tak. Dzisiaj obchodzimy jubileusz 90-lecia powstania szpitala. 90 lat temu 25 listopada został otwarty Szpital Psychiatryczny w Choroszczy. Otwarto oddziały z liczbą 400 łóżek. W dalszym okresie powstawały kolejne oddziały i liczba łóżek w szpitalu psychiatrycznym wynosiła 1000.
Przed wojną szpital w Choroszczy zasłynął w kraju pewnym sposobem opieki nad pacjentami. Spora grupa trafiła do okolicznych miejscowości, do gospodarstw i funkcjonowała przy normalnych rodzinach.
Tak. To był eksperyment. Doskonale się sprawdził. Zanim szpital w Choroszczy podjął działania, taką formę opieki stosowano w Belgii. To tam lekarze psychiatrzy byli prekursorami tego typu opieki. Mówimy w tej chwili o opiece domowej. To polegało na tym, że nasi pacjenci przebywali w domach, w gospodarstwach w okolicznych wsiach i opiekowała się nimi lokalna społeczność. Natomiast szpital zapewniał opiekę lekarską i wspierał rodziny, w których przebywali pacjenci w opiece domowej.
Czy ta metoda jest kontynuowana?
Aktualnie w opiece domowej znajduje się siedmiu pacjentów. Jest to forma opieki, która tak naprawdę chyba nie przetrwa. Przynajmniej obserwujemy takie tendencje, że postęp cywilizacyjny, inne zorientowanie na potrzeby społeczne nie dają gwarancji, że pacjent będzie miał należytą opiekę.
Co najbardziej by się przydało szpitalowi?
Wydaje mi się, że szpitalowi najbardziej przydałby się wzrost finansowania realizowanych przez nas świadczeń. Oczywiście podejmujemy starania w tym kierunku, rozmawiamy z Podlaskim Funduszem Zdrowia. Myślę, że w grudniu będziemy podejmowali rozmowy na temat dalszego finansowania świadczeń.
Psychiatria i tego rodzaju szpitale zawsze są gdzieś na uboczu, a to finansowanie nie do końca pokrywało koszty funkcjonowania.
Tak. Placówka, którą kieruję aktualnie, ma takie problemy z pokryciem kosztów realizacji świadczeń. Moi poprzednicy też wskazywali na ten problem. Udało się zwiększyć to finansowanie w pewnym stopniu, jednak nie jest to satysfakcjonujące i należałoby dalej działać w tym kierunku.
Czyli zwiększać nakłady na codzienne funkcjonowanie, nie mówiąc o potrzebach związanych z modernizacją.
Szpital powstawał w miejscu zburzonej fabryki Moesów. Staraniem pana doktora Zygmunta Brodowicza został powołany Związek Międzykomunalny do Utworzenia Szpitala i podjęto szerokie działania odnośnie sfinansowania odbudowania tych budynków.
Jeśli chodzi o czasy współczesne, większość budynków jest wyremontowana, dostosowana do potrzeb pacjentów. Natomiast kilka budynków jeszcze wymaga odrestaurowania, wyremontowania i przystosowania do udzielanych świadczeń. Oczywiście mamy plany inwestycyjne, mamy dokumentację projektową na zagospodarowanie tych budynków i będziemy starać się o finansowanie.
W szpitalu było ognisko koronawirusa. Sporo pacjentów i część personelu była zakażona. Czy udało się pokonać pandemię?
Udało się wygasić ognisko. Nas jako pierwszych dotknął ten problem. Było to ogromne wyzwanie, ale udało się zapanować nad sytuacją. Oczywiście są w tej chwili pojedyncze przypadki zakażeń, ale utworzyliśmy w szpitalu dwa oddziały covidowe - w jednym dysponujemy 25 łóżkami, w drugim - w oddziale psychogeriatrii - 20.
Personel bardzo zaangażował się w tworzenie łóżek covidowych. Nie miałam problemów z porozumieniem się z personelem, żeby zechciał objąć opieką pacjentów zakażonych.
Jaką metodę zastosowaliście, żeby opanować epidemię?
Przede wszystkim testy. Wykonaliśmy do tej pory prawie 7,5 tys. testów genetycznych. Sukcesywnie wykonywaliśmy testy i pacjentom, i pracownikom. Dzięki temu udało się nam wygasić ognisko. W tej chwili znikoma liczba personelu wykazuje pozytywne wyniki. W szpitalu zakażonych jest około 60 pacjentów. Obłożenie mamy na poziomie 584 pacjentów.
W poniedziałek, środę i piątek są testy.
Tak. Nie odchodzimy od tej procedury. Pozwala to na wyeliminowanie w szybkim trybie osób zakażonych. Jeśli chodzi o kadrę medyczną, nie mamy z tym problemu. Mamy ogromny potencjał, jeśli chodzi o zasoby kadrowe. W naszym szpitalu pracuje w tej chwili 900 osób - ponad setka lekarzy, ponad 250 pielęgniarek, 250 salowych, sanitariuszy, ratowników, terapeutów zajęciowych. Organizacja świadczeń psychiatrycznych wymaga zatrudnienia większej liczby osób do obsługi pacjenta.
Ponadto mamy świadczenia ambulatoryjne przy ulicy Radzymińskiej. Jest tam Centrum Zdrowia Psychicznego i Leczenia Uzależnień. Tam również musimy zatrudniać odpowiednią kadrę w odpowiedniej liczbie.
Coraz więcej ludzi wymaga wsparcia?
Wydaje mi się, że okres pandemii spowodował w naszym społeczeństwie większe potrzeby, jeśli chodzi o udzielanie świadczeń psychiatrycznych. W naszym ambulatorium odnotowujemy coraz więcej osób, które chcą skorzystać z opieki psychiatrycznej.
Jakie możliwości ma szpital?
Szpital dysponuje 830 łóżkami. W okresie pandemii jest taka obawa pacjentów, żeby właśnie w środowisku szpitalnym się nie zakazić. To jest chyba podstawowy czynnik, który powoduje, że obłożenie spadło z 800 do 580.
Czyli obawiamy się jednak szpitali?
Z tego, co obserwuję, nasz szpital ma bardzo wysoki wskaźnik obłożenia - na poziomie 65 proc. Moi koledzy, dyrektorzy innych szpitali, mają podobny wskaźnik, a nawet niższy.