Radio Białystok | Gość | Waldemar Kraska - wiceminister zdrowia
- Niestety prognozy, które mamy na najbliższe dni, nie pokazują aż tak dużego trendu, jeżeli chodzi o zmniejszenie liczby dziennych zachorowań, więc jesteśmy dość blisko przed decyzją o tzw. kwarantannie narodowej - mówi wiceminister.
Kolejna doba przyniosła rekordowo duży wzrost zakażeń koronawirusem - ponad 27 tysięcy przypadków. Jak blisko już do ogłoszenia narodowej kwarantanny? Co to oznacza? Czy nasza służba zdrowia poradzi sobie z tą sytuacją i czy uda nam się opanować epidemię?
Z wiceministrem zdrowia Waldemarem Kraską rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Po raz pierwszy przekroczyliśmy wskaźnik lockdownowy wyznaczony przez premiera - 70 zakażeń na 100 tys. mieszkańców. Co to oznacza?
Waldemar Kraska: Niestety jesteśmy w dość poważnej sytuacji, jeżeli chodzi o nowe zakażenia. W ciągu ostatnich dni rzeczywiście te liczby były dość duże. To, co zaproponowaliśmy, czyli kolejne restrykcje, to będzie hamowanie, ale niestety - tak jak w przypadku samochodu - nie będzie to hamowanie w miejscu. Będą to restrykcje, które zadziałają za kilkanaście dni.
Niestety, prognozy, które mamy na najbliższe dni, pokazują, że nie widzimy aż tak dużego trendu, jeżeli chodzi o zmniejszenie liczby dziennych zachorowań, więc jesteśmy dość blisko przed decyzją o tzw. kwarantannie narodowej, czyli tym całkowitym lockdownie, kiedy to musimy bardzo zdecydowanie przerwać transmisję wirusa.
Jeszcze ciągle mam nadzieję, że najbliższe dni jednak nie przyniosą nam aż takich dużych zwyżek, jeżeli chodzi o nowe zachorowania. Będziemy obserwować, jaki mamy trend. Myślę, że w przyszłym tygodniu na pewno będzie decyzja, co robimy dalej.
Przez ile dni ten wskaźnik musi być przekroczony, żeby ogłosić kwarantannę narodową?
To może nie chodzi o sam wskaźnik. Na pewno musimy się na czymś opierać, ale ja śledzę troszkę inną sytuację, bo nadzoruję także szpitale tymczasowe czy szpitale covidowe i wskaźnik zajętości łóżek, czyli to, ilu pacjentów z puli nowych osób, które uległy zakażeniu, trafia do szpitala, jest dla mnie bardzo istotny. To pokazuje, jak długo polska służba zdrowia wytrzyma taką liczbę nowych pacjentów, którzy niestety muszą być hospitalizowani.
W tej chwili odbywa się to na takiej zasadzie, że jeszcze liczba nowych łóżek, których przebywa nam codziennie w tym systemie, jest zdecydowanie większa od pacjentów, którzy trafiają do oddziału. Ale wiemy, że w pewnym momencie ta pula się skończy, dlatego też zwiększamy liczbę miejsc, jeżeli chodzi o szpitale tymczasowe, które niedługo powstaną praktycznie w każdym województwie, także w województwie podlaskim. Będzie to dodatkowa pula łóżek dla pacjentów z koronawirusem. Uruchamiamy też dość dużą pulę, jeżeli chodzi o izolatoria, czyli przekształcamy nieczynne już sanatoria na takie miejsca.
Ale wszystko to są tylko łóżka i respiratory. Najważniejszym elementem tego systemu są jednak lekarze, pielęgniarki, ratownicy. To jest najbardziej istotny element. Musimy, i robimy to, bardzo dbać o każdego lekarza, każdą pielęgniarkę i ratownika, bo w tej chwili naprawdę są to zawody na wagę złota.
Czy uruchomione zostaną szkolenia? Rozmawiałem z jednym z lekarzy mającym już trochę siwych włosów na głowie, który powiedział, że dzień to góra, żeby się przeszkolić i móc obsłużyć respirator, oczywiście bez intubacji.
Rzeczywiście, obsługa respiratora nie jest może wielką sztuką. Prowadzenie na tym respiratorze pacjenta jest na pewno zdecydowanie bardziej trudne. Na pewno te szkolenia w poszczególnych szpitalach będą się odbywać, bo chcemy, żeby także inni, nie tylko anestezjolodzy, brali udział w leczeniu pacjentów z koronawirusem. Dlatego ważne jest, żeby kadra medyczna była dostępna z różnych specjalizacji i będziemy po nią sięgać.
Najbliższe decyzje to czekanie na kwarantannę narodową?
Chciałbym, żeby do tego nie doszło. Jestem z natury optymistą. Niestety dochodzą do nas w tej chwili informacje, że ta zwiększona liczba nowych zakażeń to także efekt niedawnych demonstracji na polskich ulicach. Mówiliśmy o tym i przewidywaliśmy to. Nie wiedzieliśmy, jaka będzie tego skala.
W tej chwili są różne informacje, ale na pewno jest to także efekt. Może nie dotyczy to tych młodych osób, które demonstrowały w ostatnich dniach, ale są to osoby, do których protestujący wrócili, czyli rodzice, dziadkowie. To bardzo niepokojące, szczególnie że osoby starsze w zdecydowanie cięższy sposób przechodzą zakażenie koronawirusem. Wiem, że na weekend szykują się kolejne demonstracje, więc apeluję do wszystkich ludzi: odłóżmy to na czas po epidemii. Jeżeli już nie zależy nam na własnym życiu, własnym zdrowiu, pomyślmy o swoich najbliższych.
Czyli dystans społeczny, dezynfekcja, maseczki.
Tak. Od lutego już powtarzamy te hasła. Być może zostały zapomniane, ale wiele raportów pokazuje, że przy półtora metra dystansu i założonych maseczkach ryzyko zakażenia spada prawie do 5 proc. Tak niewiele potrzeba, żeby ograniczyć pandemię.
Czy mamy duży zapas respiratorów?
Jeżeli chodzi o łóżka i respiratory, to ja się nie martwię - tego na pewno nam nie zabraknie. Gorzej jest oczywiście z kadrą medyczną, która musi obsłużyć ten sprzęt, bo samo łóżko, sam respirator nie leczy.
W tym tygodniu do polskich szpital trafi dodatkowo chyba ponad 800 respiratorów, razem z kardiomonitorami. Wiem, że są przygotowane następne partie w przyszłym tygodniu - ponad 2000 respiratorów. Ale to są tylko urządzenia. Do nich są potrzebni ludzie, którzy potrafią je obsługiwać, więc kadra medyczna jest w tej chwili naszym największym oczkiem w głowie.
Są informacje, że poznańscy naukowcy opracowali test, który daje 99-procentową wykrywalność. Czy jest szansa, żeby pojawił się na rynku błyskawicznie, aby można było go wykorzystać? Bo wyniki testów antygenowych są różnie komentowane.
Rzeczywiście te pierwsze testy antygenowe, które pojawiły się na wiosnę, były to wstępne testy tzw. pierwszej generacji. Ich czułość i swoistość nie była może rewelacyjna, ale wtedy takie testy były na rynku. W tej chwili są już testy drugiej generacji, testy antygenowe, które są zdecydowanie dokładniejsze. Niektórzy mówią, że są już praktycznie porównywalne z testami genetycznymi. Dużą zaletą jest także to, że czas badania i wyniku to około 15-20 minut, czyli bardzo krótko.
Chcemy w tej chwili testy te szeroko wprowadzać do szpitalnych oddziałów ratunkowych, do izb przyjęć, aby jak najwięcej pacjentów mogło z nich skorzystać. Wtedy można wykonać taki test, jak podjeżdża karetka z pacjentem, który jest podejrzany o zakażenie koronawirusem. Karetka poczeka 15 minut na wyniki. Wtedy jest decyzja, czy pacjent musi jechać do szpitala covidowego, czy też nie ma wirusa i może być leczony w tym szpitalu niecovidowym. Myślę, że to zdecydowanie usprawni przepływ pacjentów i nie będzie długich kolejek i oczekiwania na wynik testu PCR, który trwa kilkanaście godzin.
Wracając do pytania o ten poznański test - czu uda się go szybko wdrożyć? Mielibyśmy własne narzędzie pomiarowe.
Myślę, że tak. Stawiamy na to, żeby właściwie być niezależnym od dostawców z zagranicy. Chcemy, żeby wszystkie testy, które są wykonywane w Polsce, były robione na miejscu. Podobnie postawiliśmy na sprzęt ochrony osobistej. Wykorzystywany jest każdy krajowy zasób. Jeżeli ten test rzeczywiście ma taką dobrą czułość i swoistość, na pewno będzie wykorzystywany w polskich szpitalach.