Radio Białystok | Gość | prof. Dariusz Kiełczewski - ekonomista z Uniwersytetu w Białymstoku
"Lockdown zbliża się do nas wielkimi krokami i jeśli do piątku nic się nie zmieni, to obawiam się, że to się stanie" - mówi ekonomista.
Prawie 2 miliardy dla 170 tysięcy firm zatrudniających około 400 tysięcy pracowników. To wsparcie szczególnie dla branży gastronomicznej, wystawienniczej oraz fitness. Jednocześnie zapowiedziano zmianę strategii pomocy pandemicznej dla przedsiębiorców. O tym z ekonomistą prof. Dariuszem Kiełczewskim z Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Jak pan ocenia tę zapowiedź, jeśli chodzi o wsparcie dla przedsiębiorców?
prof. Dariusz Kiełczewski: To wybiórcze wsparcie, czyli zwrócenie uwagi szczególnie na te branże, które są najbardziej zagrożone, jest po części wymuszone tym, że ograniczenia związane z lock downem poprzednim i obecne ograniczenia bardzo osłabiają dynamikę rozwoju gospodarczego. Pieniędzy na pomoc jest coraz mniej, więc to jest znaczące. I też jest znaczące to, że od początku były sygnały, że to wybrane branże będą miały największe problemy. Te branże, które opierają się na bezpośrednim kontakcie z klientem, bezpośrednim kontakcie z konsumentem i tutaj szczególnie branża gastronomiczna, branża turystyczna czy wystawiennicza, czy sfera kultury to są właśnie te, które są najbardziej przez ten lock down i przez w ogóle pandemię poszkodowane.
Zakończyły się naloty dywanowe z pieniędzmi, teraz będzie amunicja precyzyjna w użyciu, czyli adresowanie pomocy szczególnie do tych branż dotkniętych, o których pan przed chwilą powiedział. Czy to nie jest ochrona przed lock downem, przed tym, co się wydarzyło na wiosnę tego roku?
Przy obecnym gwałtownym wzroście zachorowań lock down idzie do nas bardzo szybkimi krokami i być może to jest próba przygotowania się na to. Sama historia pandemii i poprzedni lock down i obecny, jeśli chodzi o moją branżę, jest to bardzo poważna porażka ekonomii głównego nurtu. Ekonomia głównego nurtu cały czas wychodzi z takiego założenia, że jak się pojawi problem, to wtedy rynek i państwo reaguje na pojawienie się problemu, a niektóre rzeczy można przewidzieć. Przecież matematycy obliczali jak mniej więcej będzie wyglądać rozwój pandemii, a i ekonomiści niektórzy pokazywali, jakie będą tego ekonomiczne skutki. Można było uniknąć tego nalotu dywanowego już wcześniej, ponieważ były wyliczenia, z których wynikało, które branże będą najbardziej zagrożone.
Jak pan sądzi, czy szykuje nam się lockdown, bo przecież zakażenia rosną?
Lockdown zbliża się do nas naprawdę szybkimi krokami i już są zapowiedzi, że jeżeli do piątku się nic nie zmieni, to trzeba będzie ten lock down wprowadzić i obawiam się, że tak się stanie.
Czy gospodarka to przetrwa? Po pierwszym okresie pierwszego lock downu mimo wszystko udało się ocalić sporo firm, udało się ocalić sporo miejsc pracy, a czy teraz się uda? Z jednej strony mamy trochę mniej pieniędzy, z drugiej strony liczba zakażeń jest znacznie większa niż na wiosnę.
Mamy sporo mniej pieniędzy i wiele branż jest naprawdę poważnie zagrożonych. Czy gospodarka to wytrzyma, to jest strasznie trudne pytanie. Wszyscy jesteśmy zainteresowani tym, żeby wytrzymała, natomiast też jest pytanie, jakie będą reakcje społeczne. Proszę pamiętać, że poprzedni lock down bardzo mocno zirytował społeczeństwo, które bardzo szybko miało go dosyć i już teraz jest grupa ludzi, która w ogóle neguje nawet istnienie pandemii, nie mówiąc już o tym, że ostentacyjnie nie noszą maseczek, ona zaczyna powoli rosnąć i tu też się pojawia pewien kłopot.
Wracając do samej gospodarki, to naprawdę nie zazdroszczę tym branżom, które żyją z konsumentów, z bezpośredniego kontaktu z konsumentami, no i też nie zazdroszczę wszystkim innym, bo to są wszystko naczynia połączone. Jak nie ma wartości dodawanej w sektorze przemysłu, w sektorze usług, to również sfera budżetowa ma się coraz gorzej, to jest poważny problem. A usługi są tą branżą, która w największym stopniu napędza, podwyższa poziom PKB.
Mieliśmy się przestawiać na usługi, a okazuje się, że twarde branże, które wytwarzają artykuły, mają się lepiej od branż usługowych.
Mają się lepiej, ponieważ gospodarka rynkowa poszła w kierunku serwicyzacji i ta serwicyzacja wymaga aktywnego konsumenta, który korzysta z tych usług. Jeżeli nie ma takich możliwości, to wiadomo, że dynamika gospodarki słabnie. Tu jest właśnie też słabość naszej gospodarki, bo wielu ekonomistów podkreśla, że u nas sektor przemysłowy jest zbyt słabo rozwinięty, że mamy za niski udział przemysłu w PKB, co też nie napawa wielkim optymizmem.
Czyli po pandemii powinniśmy rozbudowywać te sektory przemysłowe, tę twardą rzeczywistość gospodarczą?
Cały czas się powtarza, że powinniśmy bardziej rozwijać przemysł w tych regionach, gdzie jest to możliwe, bo udział przemysłu jest zbyt niski. To zresztą jest problem wszystkich krajów, które przeszły transformację ustrojową, że ten stary przemysł, który był, w znacznej mierze się rozpadł właściwie, a nie pojawił się na jego miejscu porządny konkurencyjny przemysł, który byłby stabilnym źródłem wzrostu PKB.
Jak pan sądzi, czy z powodu pandemii ucierpi też nasz eksport, bo przecież rozwijaliśmy się dzięki pieniądzom, czy dzięki towarom sprzedawanym za granicę?
Eksporterzy nie mieli się najlepiej, np. jeśli chodzi o polskich rolników i hodowców, to oni ponieśli bardzo duże straty ze względu na albo zablokowanie, albo drastyczne ograniczenie eksportu np. mięsa.
Czy pieniądze, które napływają do nas z Unii Europejskiej, z tych programów wsparcia, będą mogły nam pozwolić przetrwać lepiej ten pandemiczny kryzys?
Tu jest rzecz istotna, że Unia Europejska nie jest zainteresowana tym, żeby w jakimkolwiek kraju doszło do bardzo poważnego kryzysu gospodarczego, więc na pewno Unia w miarę swoich możliwości finansowych będzie starała się pomagać każdemu krajowi, który będzie miał problemy.
I na to liczymy, dziękuję za rozmowę.