Radio Białystok | Gość | prof. Joanna Zajkowska - z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji UMB
"Jest pewna bezwładność w tych zakażeniach. Myślę, że najbliższe dni nie pokażą nam jakiejś poprawy, ale jeżeli zaczniemy rzeczywiście restrykcyjnie przestrzegać zasad, to co najmniej po tygodniu powinniśmy widzieć, że powinna być czy stabilizacja, czy dużo wolniejszy przyrost nowych przypadków" - mówi prof. Zajkowska.
8 tysięcy zakażeń koronawirusem w ciągu jednej doby. To budzi niepokój i zmusza do szybkich reakcji. Stąd nowe decyzje rządu w sprawie kolejnych obostrzeń sanitarnych - prawie połowa kraju będzie od soboty (17.10) w czerwonej strefie. Znajdą się w niej również Białystok i Suwałki, a także sześć powiatów z naszego regionu - białostocki, bielski, hajnowski, sokólski, wysokomazowiecki i zambrowski.
Od soboty kolejne powiaty i miasta w strefie czerwonej - są nowe obostrzenia
Wiąże się z tym wiele dodatkowych ograniczeń - szkoły średnie i uczelnie przechodzą na zdalny system nauczania. Zamknięte będą baseny, aquaparki i siłownie. Ponawiane są też prośby - przede wszystkim o zachowywanie dystansu i noszenie maseczek. Czy to może nas uchronić przed zakażeniem? M.in. o tym z wojewódzkim konsultantem w dziedzinie epidemiologii profesor profesor Joanną Zajkowską z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neoroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Przeraziły nas te liczby. Ponad 8 tys. nowych zakażeń w ciągu doby - to ostatni raport. Najbardziej zaludnione w Europie Niemcy wszczynały alarm przy 4 tys. Boję się pytać, czy tych zakażeń może być jeszcze więcej i na ile powinniśmy się przygotować? Co to przede wszystkim dla nas oznacza?
prof. Joanna Zajkowska: Na pewno będzie ich więcej. Mamy stan epidemii, widać, że ona przybiera na sile, przyspiesza. Mam nadzieję, że to będą osoby, które łagodnie chorują. Te liczby nie powinny nas przerażać, natomiast martwi mnie to, że możemy nie zabezpieczyć, nie udzielić pomocy medycznej tym, którzy tego potrzebują.
Może zabraknąć łóżek?
Część chorych jednak wymaga hospitalizacji, tlenoterapii, która może być podana tylko w szpitalu.
I lekarzy może zabraknąć.
Już brakuje. Staram się o tym nie myśleć. Są poczynione pewne działania, żeby uaktywnić, nadać pewne uprawnienia rezydentom późniejszych lat, żeby włączyli się też do działań wspierających lekarzy walczących z epidemią.
Tsunami uderzy za dwa tygodnie - tak alarmuje Dziennik "Gazeta Prawna". 14 dni - na tyle podobno wystarczy łóżek respiratorowych przy obecnej dynamice rozwoju koronawirusa w Polsce, tak wynika z modelu matematycznego szacującego wydolność systemu. Już teraz Narodowy Fundusz Zdrowia zaleca szpitalom ograniczenie do niezbędnego minimum, a nawet całkowite zawieszenie planowych zabiegów, żeby zapewnić te dodatkowe łóżka w szpitalach dla chorych na Covid-19. Grozi nam włoski scenariusz z marca i kwietnia?
Mam nadzieję, że nie włoski, dlatego że już lepiej radzimy sobie z leczeniem zakażeń, czyli ta śmiertelność u nas jest trochę niższa, dlatego że mamy już leki, mamy pewne doświadczenie jak prowadzić tych chorych, więc ta śmiertelność nie powinna być taka duża, kiedy Włosi pierwsi się zmierzyli z tą falą ciężkich zachorowań. Natomiast myślę, że te prognozy trzeba brać pod uwagę, ale też suma tych naszych wszystkich działań powinna jednak przyhamować troszkę ilość tych zachorowań. Na pewno przygotowujemy się na jeszcze większą ilość chorych, takie są podejmowane działania, oby się nie przydały. Najprawdopodobniej te obostrzenia, które są wprowadzane w tej chwili, mam nadzieję, że spowolnią i zmniejszą ilość dziennych zakażeń, a tym samym zachorowań, a tym samym zgonów.
Co przede wszystkim spowolni? Były apele Ministerstwa Zdrowia "nie wychodźmy z domów, ograniczajmy swoje aktywności społeczne, nośmy maseczki" - takie apele słyszeliśmy w marcu i w kwietniu.
Tak, to są bardzo ważne zalecenia. Wiadomo, jaka jest droga transmisji - przekazuje człowiek od człowieka, w bliskim kontakcie. W związku z tym to, co zależy od nas, i to, co nie zależy od nas, czyli te obostrzenia, które powinny ograniczyć zgromadzenia, zmniejszyć liczbę uczestniczących w weselach, w pogrzebach, mam nadzieję, że to będzie egzekwowane bardziej restrykcyjnie, bo w tej chwili zbieramy pokłosie jednak tych dużych zgromadzeń. I oczywiście to, co zależy od nas, czyli trzymanie dystansu, maseczki, dezynfekcja rąk.
Takie uroczystości rodzinne... Teraz weekend przed nami, ludzie się zastanawiają, czy robić, czy nie, czy iść, czy nie iść.
Muszę powiedzieć z moich własnych obserwacji, oczywiście analizując ogniska, które są na Podlasiu, że to są ogniska oczywiście związane z zakładami pracy, z placówkami służby zdrowia, ale dużo jest pojedynczych zachorowań, z których wynika, że osobą zakażającą inne osoby jest ktoś nam najbliższy: przyjaciele, rodzina, znajomi. I o tym pamiętajmy, że każdy z nas może być zakażony, w związku z tym ograniczałabym te spotkania.
I maseczki, które jak podkreślają specjaliści, są teraz tak naprawdę może jakąś najbardziej prymitywną formą szczepionki, kiedy tej prawdziwej jeszcze nie ma, wszyscy na nią czekamy, ale widać, chociażby po sposobie noszenia tych maseczek, że wielu z nas brakuje takiej motywacji wewnętrznej, przekonania, że musimy je nosić. W jaki sposób maseczka chroni nas przed zakażeniem? Jak działa?
Muszę powiedzieć, że mnie też przeraża ta nonszalancja w noszeniu maseczek, nawet ośmieszana różnymi memami, żartami, noszenie na brodzie, gdzieś w sposób taki, że nie spełnia swojej funkcji. Natomiast chciałam przekonać, że jednak ta maseczka ma sens. Każdy z nas obserwował wielokrotnie, czy to na mrozie, czy w pobliżu szyby, że oddychając czy nawet rozmawiając, wydalamy parę wodną. Wirusy nie unoszą się samodzielnie, tylko są na kropelkach naszej śliny i tej pary, którą wydalamy. Maseczka chroni z jednej strony rozmówców czy osoby, które są w bliższym dystansie przed tym aerozolem, który wydalamy, oczywiście te największe, duże kropelki, one osadzają się na tej maseczce, dlatego obserwujemy, że ona wilgotnieje, potem staje się nieprzyjemna, dlatego trzeba ją zmieniać, ale ona chroni przed tym materiałem, który jest zakaźny, przed tym, który zakaża. Natomiast druga osoba - ten materiał z kolei osadza się z zewnątrz, czyli jeżeli dwie osoby mają maseczki nałożone, jeszcze trzymają dystans, tak naprawdę redukujemy ryzyko zakażenia niemalże do zera. Oczywiście sytuacje takie, kiedy mamy kaszel bądź takie nieprzewidywalne kichnięcie, te warunki się zmieniają, bo przeczytałam, że cząsteczki wirusa wydalane są z prędkością 64 km/h i może być ich przy kichnięciu wydalonych ponad 7 milionów, ale w jakiś sposób jednak ta maseczka przynajmniej część zatrzymuje. Natomiast w warunkach normalnej rozmowy czy oddychania ona pełni swoją funkcję.
Mam tutaj różne maseczki. To jest tak zwana chirurgiczna, mam też maseczkę z materiału, z muślinu, i taką bawełnianą, oczywiście jest też przyłbica. Czy one mają jednakową skuteczność?
Najbardziej komfortowe są te materiałowe, natomiast przeczytałam, że najbardziej skuteczne są te, które łączą ze sobą kilka rodzajów materiałów, czyli co najmniej dwa rodzaje materiałów, inny splot, inny materiał użyty, one są bardziej skuteczne. Maseczka chirurgiczna też jest złożona z kilku warstw, tą niebieską warstwą zakładamy na zewnątrz i ona ma jeszcze taki element, który zapewnia przyleganie przy nosie.
To te druciki. A przyłbica?
Przyłbica chroni nas właśnie przed nagłym opryskaniem, czyli przed tym takim grubym aerozolem, zarówno emitowanym przez nas, jak i przed niespodziewanym kichnięciem czy kaszlnięciem osoby, którą mamy naprzeciwko. Natomiast ona nie zastępuje maseczki. Najlepsze jest połączenie maseczki plus przyłbicy. Przyłbica ma jeszcze tę zaletę, że chroni nas przed automatycznym, odruchowym dotykaniem naszej twarzy.
Do oczu też nie dotkniemy.
Oczu też nie należy dotykać, bo jednak śluzówki, spojówki, to też jest droga zakażenia.
A co z tym noszeniem takim poniżej nosa, pod brodą albo na brodzie? Czy to w ogóle ma sens?
Żeby maseczka spełniała swoją funkcję, musi być założona tak jak należy, czyli przykrywać nozdrza i usta.
Prawie wszystkie ekspedientki w sklepach noszą w ten sposób maseczki, że mają albo na brodzie, albo pod nosem, niestety.
Należy zwracać uwagę, upominajmy się nawzajem grzecznie, nie agresywnie, ale przypominajmy, bo od tego zależy nasza sytuacja, która będzie za tydzień, za dwa tygodnie.
Wielu tak zwanych antycovidowców albo jak niektórzy mówią koronasceptyków twierdzi, że noszenie maseczek to ograniczenie ich wolności, rozporządzenie, które mówi o takim obowiązku, nie ma mocy prawnej i tak dalej, i tak dalej, ale wiele autorytetów i to nie tylko medycznych mówi, że to jest, jeśli już nie obowiązek prawny, to obowiązek moralny. Też słyszałam hasło "kochasz - włóż maseczkę". Tutaj chyba trzeba się odwołać do zdrowego rozsądku, mam nadzieję, że to nam wszystkim przemówi do rozsądku, to co pani profesor tam opowiedziała o działaniu tych maseczek, ale też do sumienia trzeba się odwołać.
Myślę, że powinno to wejść do naszego stylu życia w tej chwili, nie warto protestować. Zobaczcie państwo, że po epidemii Sars, która była w Azji, Azjaci bardzo często noszą te maseczki, nie robią z tego wielkiego problemu. To należy nawet do dobrego zwyczaju, jeżeli jestem przeziębiony, zakładam maseczkę, bo chronię innych wokół siebie.
Azjaci zrobili teraz kolejne badania, pokazali precyzyjnie wszystkim, nam Europejczykom też, że maseczki chronią, naprawdę chronią.
Ukazało się już wiele prac, które na dużej populacji pokazują, że tam, gdzie stosuje się maseczki, oczywiście one same nie zapewnią nam gwarancji, muszą być w połączeniu z innymi zachowaniami, czyli trzymanie dystansu, mycie rąk, tam, gdzie są zastosowane te restrykcje, rzeczywiście ilość zakażeń zmniejsza się, jest widocznie mniejsza.
Może jednak te 8 tysięcy przemówi do rozsądku koronasceptykom na przykład i nie będą narażać innych? Przynajmniej z myślą o innych może te maseczki będą nosić?
Mam nadzieję, że jest to jednak niewielka grupa. Natomiast jest pewna bezwładność w tych zakażeniach, więc myślę, że najbliższe dni nie pokażą nam jakiejś poprawy, natomiast jeżeli zaczniemy rzeczywiście restrykcyjnie przestrzegać zasad, to co najmniej po tygodniu powinniśmy widzieć, że powinna być czy stabilizacja, czy dużo wolniejszy przyrost tych nowych przypadków.
Przetrwamy to?
Musimy. Obyśmy przetrwali z jak najmniejszymi stratami.