Radio Białystok | Gość | prof. Adrian Chabowski - prorektor do spraw kształcenia UMB
Jako uczelnia medyczna zakazujemy naszym organizacjom studenckim jakichkolwiek imprez, nie rekomendujemy spotkań towarzyskich, apelujemy o rozsądek. Rozważamy też zmianę harmonogramu zajęć - mówi prof. Adrian Chabowski.
Kilkudziesięciu studentów Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku jest zakażonych koronawirusem. Wciąż nie ma pewności, jak w najbliższych tygodniach i miesiącach będzie wyglądało kształcenie na uczelniach wyższych.
M.in. o nauczaniu w tych niełatwych czasach z prorektorem do spraw kształcenia Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku profesorem Adrianem Chabowskim rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Rośnie liczba studentów Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, którzy są zakażeni koronawirusem. Według rektora prof. Adama Krętowskiego, do zakażeń, wbrew powszechnej opinii, nie dochodziło głównie na uczelni, a na spotkaniach poza zajęciami.
prof. Adrian Chabowski: Zdecydowanie tak, na pewno nie dochodziło do zakażeń na terenie uczelni. Są to studenci z bardzo różnych grup, bardzo różnych roczników i co więcej - z różnych kierunków. Także nie można powiedzieć o tym, że ognisko było na uczelni. To po prostu są bardzo różne zakażenia różnych osób.
Ilu studentów jest teraz zakażonych i ilu jest też na kwarantannie?
W tej chwili kilkudziesięciu, tak jak mówiliśmy, studentów ma wynik pozytywny. Oczywiście każdy student jest w danej grupie studenckiej na ćwiczeniach i ta grupa studencka jest wówczas odsuwana od nauczania stacjonarnego. Polecamy tym studentom pozostanie w domu, samoizolację, należy czekać na kontakt z sanepidem. Natomiast my wtedy proponujemy tym studentom kształcenie zdalne.
Co do tych spotkań pozauczelnianych to chyba nie jest to budujące, że młodym ludziom, którzy mają zajmować się ratowaniem zdrowia i życia ludzkiego, w kwestii właśnie zdrowia i życia zabrakło wyobraźni.
Zdecydowanie tak. Niemniej jednak pamiętajmy, że to jest młodość, która ma swoje takie, a nie inne strony. Natomiast zdecydowanie jako uczelnia medyczna z jednej strony zakazujemy naszym organizacjom studenckim organizowanie jakikolwiek imprez, nie rekomendujemy też spotkań towarzyskich w większych grupach. Niemniej jednak to jest tylko i wyłącznie młodzież, która zawsze gdzieś się spotka, czy to w pubie, czy to w restauracji, czy w parku.
Czyli pozostają wam jedynie apele, nie macie żadnych innych raczej możliwości, żeby zdyscyplinować studentów.
Zdecydowanie tak. Apelujemy o zdrowy rozsądek po prostu.
W tej kwestii macie dzisiaj spotkanie z pracownikami sanepidu. Na czym ma polegać to spotkanie, co chcecie wypracować?
Chcemy przede wszystkim pomóc, chcemy przede wszystkim współpracować i koordynować działania, czyli udostępnić sanepidowi odpowiednie listy studentów, ich możliwe kontakty w grupach, ich możliwe kontakty z kadrą, która prowadziła dany przedmiot, dane ćwiczenia oczywiście. Przede wszystkim na tym będzie polegało spotkanie, żeby wypracować pewne reguły gry, które po prostu usprawniają działanie.
Czyli możecie wskazać sanepidowi, które osoby na przykład powinny zostać wysłane na kwarantannę.
Ta decyzja kto powinien być wysłany, to jest decyzja sanepidu. My możemy wskazać grupę osób z kontaktu.
Rozmawiałem z kilkoma studentami Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku i są oni zaniepokojeni kilkoma kwestiami. Na przykład praktyki na oddziałach odbywają się tylko w określonych terminach i jeżeli wykluczy ich zakażenie czy też kwarantanna to zastanawiają się, w jaki sposób mają odbyć i zaliczyć te praktyki.
Tutaj chciałbym uspokoić, to nie powinien być problem studentów, to raczej jest zadanie uczelni, żebyśmy udostępnili jakiś inny termin po prostu. Jeżeli będzie sytuacja bardzo trudna, to rozważamy nawet rozmieszczenie inaczej studentów w grupach popołudniowych czy wieczornych, rozważamy także możliwość wydłużenia roku akademickiego, czyli zmianę harmonogramu zajęć.
Do kiedy?
Wtedy zobaczymy czy o dwa tygodnie, czy to będzie do połowy lipca. Naprawdę trudno jest w tej chwili powiedzieć.
Studenci podkreślają też, być może bardzo przyjemną, z pozoru błahą kwestię, ale muszą sami sobie zapewniać maseczki czy przyłbice podczas zajęć, podczas praktyk na oddziałach. Mówią też, że dostają jedną paczkę rękawiczek na całą grupę, co jest niewystarczające. Czy tak to powinno być, czy to jednak uczelnia powinna zapewniać te podstawowe środki ochronne?
Z jednej strony rzeczywiście, jest to w pewnym sensie obowiązek uczelni i my interwencyjnie zapewniamy maseczki jednorazowe, jak również rękawiczki jednorazowe. Podkreślam to słowo interwencyjnie, dlatego, że student, jak każdy inny obywatel, w tej chwili powinien nosić maseczkę, zakrywać usta i nos w przestrzeni publicznej, czyli wszędzie. Natomiast zdecydowanie tak, mamy odpowiednie zapasy, mamy odpowiednie środki przeznaczone na to, że jeżeli studentowi taka maseczka gdzieś zostanie porwana, uszkodzona, zapomni, to taką maseczkę na pewno otrzyma. Podobnie z rękawiczkami jednorazowymi. Proszę zwrócić uwagę na to, jak wiele środków dezynfekcyjnych w tej chwili jest w uczelni. Chciałbym może zbyt górnolotnie powiedzieć, ale jest to jedno z bezpieczniejszych miejsc w tej chwili.
Czy w ogóle wśród studentów kierunków medycznych jest możliwa nazwijmy to dezercja? Czy mogą odmówić praktyk bez konsekwencji, czy zajęć na uczelni w obawie o swoje zdrowie? Czy osoby wybierające takie kierunki po prostu nie mogą odmówić nauki w tych warunkach?
Proszę państwa, jest w pewnym sensie wolność, każdy może odmówić nawet przyjścia do pracy. Natomiast zdecydowanie wśród studentów powinien być pewien rodzaj świadomości, że takie sytuacje będą się zdarzać, oni będą pracować z ludźmi chorymi. Czy to będzie grypa, czy to będzie Covid, czy to będzie gruźlica, będą pracować z osobami zakażonymi w swojej niedługiej już przyszłości. Więc po pierwsze, środki ochrony osobistej jak najbardziej tak, ale po drugie świadomość, że takie zajęcia muszą się odbywać. Jeżeli student jest na kwarantannie z samoizolacji, ma zwolnienie lekarskie - nie ma problemu. Natomiast w każdej innej sytuacji zapraszamy na zajęcia.
Czyli to jest bardzo mocny test tych młodych ludzi.
Na pewno tak. Na pewno bardzo mocny test czy świadomie wybrałem odpowiedni zawód medyczny.
Wracając do kwestii kształcenia czy też nawet zdalnego kształcenia, bo słyszeliśmy, że rząd rozważał takie pomysły, i tak jak studenci filozofii, socjologii czy nawet informatyki, mogą zdalnie się kształcić, to studenci kierunków medycznych bez tych zajęć praktycznych chyba nie nauczą się tego zawodu.
Tutaj nie ma możliwości, żebyśmy absolutną większość kształcenia przełożyli na kształcenie tak zwane zdalne, czy na kształcenie na odległość. Nie ma po prostu możliwości, żeby nauczyć praktyki, a zdecydowana większość naszych kierunków ma naprawdę znaczną ilość godzin praktycznych. To nie są tylko kontakty z pacjentem, ale to jest naprawdę dużo zajęć w kształceniu praktycznym, klinicznym.
Minister Wojciech Murdzek zapowiadał we wrześniu, że wszyscy studenci medycyny w Polsce będą przetestowani metodą opracowaną przez Polską Akademię Nauk, łącznie miało to być około 150 000 osób. Jak to wygląda na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku? Czy były takie testy, czy są planowane?
Czekamy na decyzję Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. My zadeklarowaliśmy chęć udziału, zadeklarowaliśmy współpracę w ramach tego projektu, natomiast na na chwilę obecną nie mamy żadnych decyzji, żadnych wskazówek.
To jeszcze temat trochę odchodzący od samego kształcenia, choć jest związany z nim i z uczelnią. Jak informuje dzisiejsza Rzeczpospolita - w Polsce nie brakuje jeszcze respiratorów i oby tak pozostało, problem jest natomiast z personelem i jak czytamy - trwa łapanka do obsługi. Jak wygląda sytuacja w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku?
Tak naprawdę to nie jest do mnie pytanie, ja jestem prorektorem do spraw kształcenia, więc takie informacje do mnie docierają jedynie szczątkowo, natomiast wydaje się, że my nie mamy aż tak złej sytuacji, niemniej jednak ta sytuacja związana z obsługą respiratorów na pewno jest sytuacją bardzo trudną.
Pomóc w tej sytuacji mają właśnie studenci, bo Ministerstwo Zdrowia umożliwia samodzielne dyżury na intensywnej terapii rezydentom 4 roku po pół roku pracy na takim oddziale. Jak wylicza rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz, w ten sposób baza anestezjologów powiększy się do 400-500 osób.
Od razu troszkę skoryguje. To już nie są studenci, to są absolwenci, to są lekarze, którzy są na czwartym roku specjalizacji. W związku z powyższym, oni już pewne doświadczenia mają. Niemniej jednak proszę zwrócić uwagę, że te osoby, ci rezydenci, są zatrudnieni i to na pełny etat, więc oni, tak czy siak, pracują, więc to jest kwestia przesunięcia tych osób.
Czyli możemy być spokojni, fachowców w naszych szpitalach nie zabraknie.
Miejmy taką nadzieję.