Radio Białystok | Gość | Dariusz Piontkowski - przewodniczący podlaskich struktur PiS, minister edukacji
"Liczę na to, że rozmowy, które będą trwały, doprowadzą do tego, że ta koalicja będzie dalej funkcjonować, to jest najlepsze rozwiązanie dla Polski. Dziś większość Polaków nie jest gotowa na kolejne wybory parlamentarne" - mówi Dariusz Piontkowski.
Sytuacja polityczna w Polsce od dawna nie była tak napięta. Ustawa o ochronie zwierząt podzieliła koalicję rządzącą. Czy Zjednoczona Prawica przetrwa w obecnej formie, jakich zmian można się spodziewać i jakie to oznacza konsekwencje dla regionalnych działaczy – m.in. o to przewodniczącego podlaskich struktur Prawa i Sprawiedliwości, ministra edukacji narodowej Dariusza Piontkowskiego pyta Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Co się stało w ubiegłym tygodniu na polskiej scenie politycznej? Mało kto raczej spodziewał się, że to ustawa o ochronie zwierząt może okazać się kluczowa dla koalicji pod hasłem Zjednoczona Prawica, a raczej - być może - jej końca.
Dariusz Piontkowski: To raczej nie sama ustawa, tylko to, co się działo w koalicji już od dłuższego czasu. Jak rozumiem, prezes wspominał o rozmowach koalicyjnych wokół rekonstrukcji rządu, jak państwo wiedzą te rozmowy trwały od kilku tygodni i to raczej te rozmowy były swego rodzaju punktem zapalnym i brak chęci porozumienia ze strony tych mniejszych partii, które przy tej okazji chciały chyba zbyt wiele ugrać dla siebie.
Czyli rozumiem, że ustawa o ochronie zwierząt jest tylko pretekstem, by przedefiniować koalicję rządzącą. Przypomnijmy - prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński podkreślał, że ogon nie może merdać psem.
No to jest właśnie to, o czym wspominałem, aczkolwiek trzeba też wyraźnie wspomnieć, że sama ustawa i jej zapisy budziły także emocje i wątpliwości części naszych kolegów, to też jest prawda, ale sama ustawa nie była, moim zdaniem, głównym elementem tego sporu wewnątrz koalicji, tylko raczej tego jak ona ma funkcjonować, jakie mają być relacje pomiędzy poszczególnymi ugrupowaniami, w tym pewnie także i spory programowe. Ja akurat w tych rozmowach dotyczących rekonstrukcji rządu nie uczestniczyłem, ale z informacji, które przekazał prezes Jarosław Kaczyński na klubie, można wnioskować, że to raczej rozmowy koalicyjne stały się powodem sporu, a ustawa była tylko takim zapalnikiem, który doprowadził do otwartego konfliktu.
Panie ministrze, ilu członków liczą podlaskie struktury Prawa i Sprawiedliwości?
Kilka tysięcy osób.
Struktury Solidarnej Polski w regionie to 10 członków. To chyba nie byłaby duża strata dla PiS-u?
Każde zawirowanie byłoby problematyczne. Przypomnę, że wspólnie rządzimy około 5 lat, to są zmiany pozytywne dla Polski i regionu, wydawało się, że warto je kontynuować, tylko tak jak to pan prezes kilkakrotnie mówił - my musimy także myśleć o pewnym samoograniczeniu i to samoograniczenie nie może dotyczyć tylko i wyłącznie Prawa i Sprawiedliwości, ale nasi koalicjanci także muszą o tym pamiętać.
Sondaże są bezlitosne dla koalicjantów - sondaż Ibrisu dla Wirtualnej Polski pokazuje jasno - Solidarna Polska ma 1,5% poparcia, ugrupowanie Jarosława Gowina "Porozumienie" niewiele ponad procent, PiS może wtedy liczyć wciąż na 35%.
To pokazuje ogromną różnicę w poparciu, jednak wiele lat działalności Prawa i Sprawiedliwości powoduje, że jesteśmy ugrupowaniem dużo bardziej rozpoznawalnym niż te dwa pozostałe i ten sondaż przypomina, przynajmniej częściowo, jaka jest realna siła oddziaływania wszystkich trzech ugrupowań i nasi koalicjanci powinni o tym pamiętać.
Zakładając, że koalicja pod hasłem Zjednoczona Prawica w tej formule nie przetrwa, czy widzi pan jednak taki scenariusz, że skruszeni politycy Solidarnej Polski odpokutują na przykład w ten sposób, że zostawią swoje ugrupowanie i formalnie przyłączą się do Prawa i Sprawiedliwości?
Liczę na to, że rozmowy, które jeszcze będą trwały, doprowadzą do tego, że ta koalicja będzie po prostu mogła funkcjonować, wydaje się, że to jest najlepsze rozwiązanie dla Polski, dla trwałości rządu i spokoju politycznego. Dziś chyba większość Polaków nie jest gotowa na kolejne wybory parlamentarne.
Panie ministrze, co będzie z posłem z Ziemi Łomżyńskiej - Lechem Kołakowskim, który zagłosował za odrzuceniem ustawy i został zawieszony w prawach członka Prawa i Sprawiedliwości? W jego medialnych wypowiedziach nie widać skruchy, cytuję tutaj: "zagłosowałem zgodnie z własnym przekonaniem i w interesie wyborców, jestem w stanie ponieść wszelkie konsekwencje wynikające z mojego głosowania" - to wypowiedź dla Polskiego Radia Białystok. Jakie to mogą być zatem konsekwencje, których pan poseł się nie boi?
To w konsekwencji może być całkowite usunięcie z partii, pozbawienie stanowisk sejmowych w klubie parlamentarnym, ale pan Kołakowski był świadomy tego, jakie konsekwencje wiążą się z takim, a nie innym głosowaniem. W dniu, kiedy odbywały się głosowania w sejmie, mieliśmy posiedzenie klubu parlamentarnego, w którym prezes Jarosław Kaczyński wyraźnie wskazywał, że osoby, które zagłosują inaczej, niż na to wskazuje dyscyplina partyjna, muszą liczyć się z wykluczeniem z partii. Co prawda prezes może tylko zawiesić, ale komitet polityczny, który pewnie niedługo będzie, będzie podejmował decyzję także o ewentualnym wykluczeniu i wtedy grozi panu posłowi Kołakowskiemu usunięcie z partii. Widocznie był na to gotowy.
Z całym szacunkiem dla parlamentarnego doświadczenia posła Kołakowskiego, który mandat poselski sprawuje piątą kadencję, nieprzerwanie od 2005 roku, ale śmiem wątpić, że dostałby się w swoim okręgu do parlamentu z jakiejkolwiek innej listy niż Prawa i Sprawiedliwości.
Na razie nie ma jeszcze żadnych wyborów, proszę o tym pamiętać. Mamy nadzieję, że to głosowanie też wstrząśnie postrzeganiem polityki przez poszczególnych posłów, pozwoli im też stwierdzić, jakie są rzeczywiste wartości. Wydaje mi się, że jedno głosowanie nie powinno być z punktu widzenia także takiego posła aż tak ważne, aby poświęcać spoistości klubu. Mamy w tej chwili bardzo ważne reformy do przeprowadzenia przed nami, wielokrotnie rozmawialiśmy choćby o potrzebie dokończenia reformy sprawiedliwości, rynku medialnego w Polsce i w wielu innych dziedzinach. A przypomnę, że także ciągle mamy do czynienia z pandemią i koniecznością sprawnego działania rządu, który potrzebuje większości parlamentarnej. Mam nadzieję, że ci posłowie, którzy z różnych powodów, akurat w trakcie tej ustawy dotyczącej ochrony zwierząt, zachowali się inaczej - będą brali pod uwagę także dobro Polski, łącznie z panem posłem Kołakowskim.
To przejdźmy jeszcze do pańskich kompetencji ministerialnych. Padł rekord, ponad 1000 zakażeń koronawirusem, czy te liczby nie wpływają na zmianę systemu pracy szkół, czy nie ma pan pomysłu, aby uczniowie wrócili do zdalnego nauczania?
Przypomnę, że pandemią, raczej zwalczaniem pandemii, zajmuje się główny inspektor sanitarny oraz minister zdrowia, natomiast to, co się dzieje w szkołach, jest tylko pochodną tego, co dzieje się w ogóle w Polsce z pandemią.
Z tych pierwszych ponad dwóch tygodni nauki widzimy, że system, który wprowadziliśmy, to znaczy reagowanie lokalne na ewentualne zwiększone zagrożenie epidemiczne, sprawdza się. Na razie tylko bardzo niewielki ułamek poniżej procenta szkół przeszło na system całkowicie zdalny, a zdecydowana większość tych szkół, to są szkoły, w których jakaś część uczniów uczy się zdalnie, bądź nauczycieli pracuje zdalnie, a pozostała część szkoły pracuje normalnie.
Na 48,5 tysiąca szkół dotyczy taki system mieszany bądź całkowicie kształcenie na odległość zaledwie około 200, to naprawdę jest ułamek procenta, więc na razie nie ma potrzeby, aby przechodzić na system zdalny. Wielokrotne mówiliśmy o tym, że to kształcenie na odległość ma jednak swoje ograniczenia, trudno zastąpić bezpośredni kontakt nauczyciela z uczniem, nawet przy pomocy najnowocześniejszych technik, stąd nie planujemy w tej chwili zamykania szkół, uważamy, że dopóki będzie to możliwe, a wydaje się na razie, że jest to możliwe, żeby szkoły normalnie funkcjonowały.
Powtórzę jeszcze raz, że zwłaszcza w niewielkich szkołach, gdzieś daleko od dużych aglomeracji, gdzie nie widać się zachorowań, nie ma żadnej potrzeby zamykania szkół, podobnie zresztą w dużych miastach, dopóki nie ma tutaj jakiegoś większego zagrożenia epidemicznego. Sam fakt, że ktoś pod Szczecinem zachorował, wcale nie oznacza, że pod Rzeszowem trzeba zamykać szkoły.
Czyli zostajemy przy obecnych rozwiązaniach, dziękuję bardzo za rozmowę.