Radio Białystok | Gość | prof. Joanna Zajkowska - z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji
"Otwarcie szkół, nie spowodowało gwałtownego wzrostu zachorowań. Te zachorowania oczywiście będą, bo mamy czas epidemii, natomiast nie jest to główny czynnik napędzający wzrost zachorowań w populacji" - mówi prof. Zajkowska.
Jedna klasa z Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Technicznych w Białymstoku przechodzi od dziś na nauczanie zdalne - po tym, jak u nauczyciela stwierdzono zakażenie koronawirusem. W piątek dyrektor prewencyjnie odesłał uczniów do domów. Czy ten pierwszy wykryty w szkole przypadek to powód do niepokoju i co oznacza dla pacjentów przedstawiona właśnie przez resort zdrowia nowa strategia walki z epidemią na jesień? O tym z wojewódzkim konsultantem w dziedzinie epidemiologii - prof. Joanną Zajkowską z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Pani profesor, mamy pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem w białostockiej szkole, u nauczyciela wf-u. Czy to jest powód do niepokoju, bo właśnie teraz szkoły są w Polsce na takim pandemicznym celowniku - wszyscy obserwują i czekają, co się zdarzy?
prof. Joanna Zajkowska: Myślę, że jeszcze nie ma powodu do niepokoju, bo wykrycie tego zakażenia na pewno nie jest efektem kontaktu z uczniami, czy pracy w szkole, ponieważ mamy dopiero kilka dni roku szkolnego. Jest to wykrycie zakażenia, które mogłoby być wykryte w każdej innej grupie zawodowej.
Doświadczenia wielu krajów, ale też badania pokazują, że szkoły wcale nie są tym miejscem, gdzie ten koronawirus rozprzestrzenia się najbardziej. Mówią o tym i Światowa Organizacja Zdrowia i UNICEF, pokazują badania, które pani profesor ma przed sobą - to nie musi być potencjalne źródło największej zarazy.
Bardzo ciekawe opracowanie dotyczące powrotu i ryzyka wzrostu epidemii, czy zwiększania ilości przypadków poprzez powrót dzieci do szkół przygotowało ICDC, czyli instytucja, która zajmuje się nadzorem i kontrolą nad chorobami zakaźnymi w Europie. I okazuje się, że ten powrót, otwarcie szkół, nie spowodowało gwałtownego wzrostu zachorowań. Te zachorowania oczywiście będą, bo mamy czas epidemii, natomiast nie jest to główny czynnik napędzający wzrost zachorowań w populacji. Jeżeli mamy tych zachorowań dużo, to oczywiście i dzieci będą chorowały. Natomiast analizując bilans korzyści i strat, który wynika z zamknięcia szkół, okazuje się, że te straty jednak są duże, że wpływ zamknięcia szkół na młodzież, na efekty edukacji, na ich psychikę jest duży i szkoły powinny być otwierane, nawet z tego względu najszybciej, jak to jest możliwe. Uważam, że w obecnej sytuacji epidemicznej jest to dobra decyzja.
Z tego co zauważyłam, to rzeczywiście mało gdzie tak, jak w szkołach przestrzegany jest teraz, przynajmniej na początku, zobaczymy, co będzie później, ten reżim sanitarny zasada, o której mówił minister zdrowia DDM - dystans, dezynfekcja, maseczki. Uczniowie są zdyscyplinowani, ale kiedy już opuszczą mury szkoły, to są spotkania towarzyskie, to są duże imprezy rodzinne.
Dokładnie tak i dlatego taki duży nacisk kładzie się na edukację młodzieży, że o ile zachowania w szkole są w jakiś sposób kontrolowane, te same zachowania należy powielać po wyjściu ze szkoły. Jeżeli spotkania, to na świeżym powietrzu. Jednak należy pamiętać, że ten dystans jest niezwykle istotny, że do zakażenia dochodzi, jeżeli skracamy dystans i nie mamy maseczek, więc zachowanie w szkole to jest tylko jeden z elementów tej strategii, żeby kontrolować epidemię, którą mamy w tej chwili.
Ministerstwo zdrowia przedstawiło już strategię walki z epidemią na jesień i mówi w niej o takim elastycznym zarządzaniu ryzykiem. W tej koncepcji mieści się otwieranie szkół, ale w tej strategii jest trochę zmian w diagnozowaniu, w leczeniu zakażenia. Pani profesor, proszę powiedzieć, najprościej jak się da, co to oznacza dla nas pacjentów.
Novum jest skrócenie czasu izolacji do 10 dni. Ten czas izolacji jest opracowany na podstawie badań naukowych. Pacjent, który wykazuje objawy, zakaża mniej więcej do ósmego dnia, później, mimo że ma objawy chorobowe i choruje - nie jest infekcyjny, czyli nie jest zagrożeniem dla innych ludzi. Ale też jest pewna elastyczność, czyli ten okres izolacji może być wydłużany i tutaj włączeni są lekarze podstawowej opieki zdrowotnej. Jeżeli wykryjemy przypadek zakażenia - izolację nakłada inspektor sanepidu, wprowadza daną osobę do krajowego rejestru i w siódmej dobie od wykrycia tego zakażenia pacjent otrzymuje informację SMS-em, powinien otrzymać, żeby skontaktował się z lekarzem podstawowej opieki zdrowotnej w postaci teleporady, konsultując z lekarzem swoim rodzinnym, czy jego objawy są niepokojące. Jeżeli nic się nie dzieje takiego, co wzbudza niepokój lekarza rodzinnego, ta izolacja automatycznie wygasa po 10 dniach. Jeżeli pacjent przedstawia objawy, które są inne - po konsultacji z lekarzem w ustalane są, czy ten okres izolacji należy wydłużyć, czy nie. Drugą sprawą jest wykrywanie, czyli pomoc lekarzy POZ w wykrywaniu nowych zakażeń.
Trochę się buntują lekarze rodzinni, bo mówią, że to teraz na nich obowiązek spada.
Jest propozycja taka, budzi trochę emocji, nie wiem, jak to będzie wyglądało, ale propozycja jest następująca: pacjent, który ma objawy chorobowe, w postaci teleporady konsultuje się z lekarzem rodzinnym, przedstawia swoje objawy i lekarz rodzinny decyduje, czy pacjent ma przyjść na wizytę, zbadać go osobiście i dopiero w tym momencie ta osobista wizyta i wykonanie badania fizykalnego pozwala lekarzowi rodzinnemu zlecić badanie w kierunku COVID, czyli potwierdzić bądź wykluczyć, że jest to zakażenie COVID. No jest to punkt, który budzi wiele emocji, nie ma takiej zgody lekarzy rodzinnych na taką formę współpracy, natomiast potrzeba udziału lekarzy rodzinnych w udzielaniu świadczeń jest.
I pacjenci też to podnoszą.
Tak, ja sama obserwuję, pacjenci się skarżą, że odbijają się od zamkniętych drzwi lekarza rodzinnego.
Pani profesor - szpitale. Jednoimienne znikają, pojawia się taki 3-poziomowy system leczenia.
Myślę, że jest to bardzo dobre rozwiązanie, dlatego że szpitale jednoimienne były przygotowane na bardzo dużą ilość zachorowań w krótkim czasie. W tej chwili, kiedy wiemy, że ta epidemia ma taki charakter snujący się i będzie trwała jeszcze pewnie przez kilka-kilkanaście miesięcy, z większym lub mniejszym nasileniem, musimy być przygotowani stale na obecność takich chorych wśród naszych pacjentów. W związku z tym ta propozycja jest taka, żeby każdy szpital miał miejsce do izolacji, czyli jeżeli mamy podejrzany przypadek, żeby nie zamykać drzwi, tylko żeby ten pacjent mógł w warunkach izolacyjnych poczekać na wynik testu, bądź odizolować go od innych pacjentów, aby nie narażać innych pacjentów na zakażenie, jeżeli to jest pacjent podejrzany. To dotyczy tych szpitali, które nie mają oddziałów zakaźnych. W przypadku podejrzenia poważnego ten pacjent będzie kierowany do oddziału, który ma oddział obserwacyjno-zakaźny. Tam będą wykonywane badania. Jeżeli przebieg choroby nie będzie wymagał interwencji innych specjalistów, pacjent pozostaje w oddziale obserwacyjno-zakaźnym, których mamy na terenie województwa dosyć dużo. Natomiast zmniejszyła się liczba szpitali, które będą oferować usługi pacjentom zakażonym COVID, ale wymagającym specjalnych innych działań. Może to być pacjent zakażony, który ma zawał, pacjent, który wymaga operacji, pacjent, który wymaga pomocy ortopedycznej. I tę liczbę szpitali ograniczono do 9 w Polsce i wydaje się, że jest to liczba wystarczająca.
I Białystok jest też wśród tych miast.
Wyznaczony jest szpital MSWiA, z wyłączeniem oddziałów, które nie są dedykowane COVIDowi, czyli te, które zapewniają opiekę w zakresie kardiologii, w zakresie chirurgii, zostawione są dwa oddziały w Łomży. My mamy taki system kombinowany troszeczkę, nie jest to jeden szpital, tylko to są oddziały w szpitalu MSWiA i dwa oddziały w Łomży.
To usprawni leczenie?
Myślę, że zapewni opiekę pacjentom zakażonym COVID, ale też udostępnij możliwość świadczenia usług pacjentom niezakażonym, dlatego że wyłączenie szpital jednoimiennych, jednak blokowało część miejsc i też specjalistów, którzy byli dedykowani tylko pacjentom zakażonym COVID.
Myśli pani, że poradzimy sobie jesienią z koronawirusem w Polsce?
Myślę, że tak. Dużo się nauczyliśmy, zdobyliśmy dużo doświadczenia, pozbyliśmy się pewnego lęku, który na początku towarzyszył i może powodował takie zachowania czasami nieracjonalne. Myślę, że wszyscy okrzepliśmy z obecnością zakażeń wokół siebie i powinniśmy pamiętać, w jaki sposób dochodzi do zakażenia - bliski kontakt, brak maseczki, mycie rąk - podstawowe zasady.
Czyli DDM - dystans, dezynfekcja, maseczka. Bardzo dziękuję za rozmowę