Radio Białystok | Gość | abp Tadeusz Wojda - metropolita białostocki
"Największy dar, jaki nam zostawił - suwerenności, niepodległości, wolności, poczucia odpowiedzialności za naszą ojczyznę" - mówi o św. Janie Pawle II abp Tadeusz Wojda.
Dziś ważna rocznica, dla Kościoła i ludzi wierzących, ale można śmiało powiedzieć, że także dla wszystkich Polaków - obchodzimy 100-lecie urodzin Jana Pawła II. Metropolita białostocki, abp Tadeusz Wojda przez ponad 20 lat studiów i pracy w Rzymie z bliska obserwował pontyfikat polskiego papieża. O najważniejsze przeżycia z nim związane metropolitę, abp Wojdę zapytała Dominika Dębska.
Dominika Dębska: Księże arcybiskupie, święty już Jan Paweł II był bardzo ważną postacią w życiu wielu z nas i to wyraża się między innymi w tym, że pamiętamy spotkania z nim, że to są niezapomniane wydarzenia. Ksiądz arcybiskup z racji na swoją wieloletnią pracę w Watykanie, Jana Pawła II papieża widywał dosyć często, ale czy właśnie w Watykanie po raz pierwszy ksiądz arcybiskup Jana Pawła II spotkał?
Abp Tadeusz Wojda: Owszem, w Watykanie przez wiele lat posługi wielokrotnie miałem okazję spotykać i też poza Watykanem, bo papież też bardzo dużo się poruszał, jednak to pierwsze takie osobiste, zupełnie osobiste spotkanie, to było na Jasnej Górze w 79 roku, kiedy w czerwcu papież przybył do Polski. I wtedy w Częstochowie po mszy świętej udało nam się przedostać przez te kordony, nas kilku kleryków się dostało na szczyt i wtedy śpiewaliśmy kilka pieśni religijnych, piosenek razem z papieżem. To było coś niesamowitego, bo no pierwsza rzecz - papież tak blisko, spotkać papieża to był szczyt w ogóle już jakichkolwiek marzeń, ja stałem po lewej stronie papieża, gdzieś tam nawet jakieś zdjęcia są, no i wtedy pamiętam, Barkę żeśmy śpiewali, papież tym swoim basem tak ładnie wtórował, to było coś fantastycznego. Także to było to pierwsze osobiste spotkanie, które pozostało głęboko, głęboko w mojej pamięci, osobiście. To zaważyło, że czułem jakiś taki związek, jakąś taką więź duchową z Janem Pawłem II.
Potem krótko po moim przyjeździe do Rzymu, dwa-trzy tygodnie, kiedy pojawiła się jakaś grupa znajomych moich, właściwie siostra, która prowadziła tę grupę, z Koszalina, zaproponowała mi, żebym pojechał z nimi, jeśli jestem wolny, do Castel Gandolfo, tam była msza święta rano o 7:00. To był wspaniały klimat tych spotkań w ogóle, na wirydarzu msza była odprawiana, potem papież oczywiście podchodził do każdej grupy, zagadywał, zachęcał, żeby przyjeżdżali, no i ja sobie tak stanąłem na samym końcu grupy, żeby nie zajmować nikomu miejsca i papież tak przychodził, podchodził, widzi mnie, w pewnym momencie przechodzi przed całą grupą, przychodzi do mnie i mówi te słowa, które mi tak utkwiły mocno - 'To ja sobie zrobię zdjęcie z tobą'. Ten człowiek wielki, wobec którego myśmy się czuli tacy maleńcy zupełnie, jacyś tam przypadkowi, zagubieni - to był właśnie papież. On potrafił tak podejść do człowieka, serdecznie coś tam powiedzieć, takie ciepło ludzkie, które niosło od papieża.
Potem byłem wielokrotnie na różnych audiencjach. Audiencje nie tylko te ogólne, ale tak zwane 'baciamano', czyli pierwszy rząd, gdzie papież schodził potem, jak już szedł już, patrzył, tak jakby chciał przeniknąć do serca człowieka, jakoś tak tym wzrokiem już ten chwytał kontakt z osobą, do której za chwilę miał podchodzić. Czuło się jakąś taką moc, nawet z tego wzroku, który dawał nieprawdopodobną energię w człowieka, że tym spotkaniem żyło się przez długi czas.
Niedługo potem było takie spotkanie w kolegium, gdzie ja mieszkałem przez 5 lat. Otóż papież, to ciekawa rzecz, kiedy przyjechał do Rzymu, miał zamieszkać w kolegium belgijskim, ale to kolegium jeszcze nie było przygotowane, więc zamieszkał w kolegium pallotyńskim przez 33 dni, no i potem oczywiście przełożeni go zaprosili do tego kolegium. On z chęcią przyjmował tego typu zaproszenia i przyjechał, to był 1985 rok, o 7:00 rano msza święta była i ja oczywiście uczestniczyłem jako kapłan, nawet śpiewałem psalm responsoryjny w czasie mszy świętej. Gdzieś tam potem na wspólnym śniadaniu grałem trochę na gitarze, bo wtedy jeszcze trochę grałem, to było też przemiłe spotkanie, papież wspominał, jakie to było życie w tym kolegium. Między innymi opowiadał o tym, że grali w salonowca - taka gra, że komuś zakrywali głowę i uderzali ręką i miał zgadnąć, kto właśnie uderzył. I papież, żartując, mówił - 'No myśmy tak grali w tego salonowca i najbardziej lubiliśmy grać z Niemcami, wtedy za wojnę sobie odbijaliśmy'. To było takie przemiłe, bardzo sympatyczne. Papież bardzo chętnie śpiewał wspólnie i wspominał, i pytał o różne rzeczy, także to też takie spotkanie, które mi głęboko gdzieś tam zapadło, zarówno msza święta, jak i spotkanie przy śniadaniu z papieżem.
No potem oczywiście były te spotkania różne kolędowe, dużo górali zawsze było, górale zawsze byli związani z Janem Pawłem II, więc też próbowali wnosić troszeczkę tradycji góralskiej do Rzymu, na przykład choinki. Przecież to dla Jana Pawła II się pojawiły, czy nawet szopka na placu Świętego Piotra - to też za Jana Pawła II, w bazylice, czy w ogrodach watykańskich, także to są te akcenty. W tym czasie Polacy cieszyli się ogromnym szacunkiem u Włochów, bo Włosi byli zachwyceni papieżem, a my przy władzy korzystaliśmy wszyscy z tego.
Byłem też kiedyś na obiedzie u papieża, było nas wtedy może 5 osób, to był nowy rok akurat. Papież też dopytywał o pracę, o wszystko, słuchał bardzo dużo. To są takie sytuacje, takie spotkania, które pozostają w pamięci. Nie mówiąc już o wszystkich celebracjach, bo zawsze starałem się na te celebracje chodzić, bo sam fakt bycia z papieżem dodawał naprawdę dużo odwagi, dużo entuzjazmu. Człowiek się czuł niesiony na skrzydłach. Ten człowiek, który nas karmił całe życie takim pięknymi treściami, on i dzisiaj nas wspiera.
Pontyfikat Jana Pawła II wpłynął między innymi na dużą liczbę powołań kapłańskich w Polsce. Ksiądz arcybiskup wstąpił do seminarium jeszcze przed wyborem Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, ale czy można powiedzieć, że Jan Paweł II wpłynął na drogę kapłańską księdza arcybiskupa?
Myślę, że tak. Od samego dnia wyboru. Pamiętam, byliśmy w seminarium, kolacja i jeden z naszych profesorów, który zawsze miał zwyczaj słuchania radia watykańskiego - wchodzi do refektarza, z głosem drżącym i mówi, że Polak został papieżem. No wtedy pamiętam, wstaliśmy wszyscy, odśpiewaliśmy rotę i wszyscy do telewizji. No to był taki pierwszy moment, który gdzieś tak bardzo mocno się zapisał w sercu chyba wszystkich. Potem oczywiście już te spotkania, pielgrzymka, więc myśmy żyli papieżem, każdy z nas żył.
Co, zdaniem księdza arcybiskupa, już tyle lat po śmierci Jana Pawła II, najważniejszego papież nam zostawił? Czy w ogóle można tak to jakoś lapidarnie podsumować?
Zacznijmy od samej przemiany w Polsce, to jest chyba największy dar, jaki nam zostawił - suwerenności, niepodległości, wolności, poczucia odpowiedzialności za naszą ojczyznę, która się tak naprawdę rozpoczęła w tym 79 roku, w czasie tej podróży apostolskiej do Polski - Solidarność i tak dalej, ten wielki zryw duchowy Polski. Ale nie tylko wtedy, bo przez wszystkie inne podróże do Polski, 8 podróży przecież było do Polski i każda podróż miała swój temat. Ale też myślę świadomość powołania ludzkiego, czy może człowiek być człowiekiem w pełni bez Chrystusa, tych słów trudno zapomnieć. Szacunek dla drugiego człowieka to kolejna rzecz, potem całe nauczanie Jana Pawła II - będziemy jeszcze przez dziesiątki i może setki lat odkrywać papieża, choćby te słowa piękne, że człowiek jest drogą kościoła. Wystarczy tylko na nowo powracać do tych treści, odkrywać je, po to byśmy zrozumieli, kim rzeczywiście jesteśmy i takich rzeczy nam papież zostawił ogromnie dużo, wystarczy wziąć poszczególne encykliki, 14 encyklik - tym trzeba żyć, do tego trzeba wracać.