Radio Białystok | Gość | Artur Wiatr - z Biebrzańskiego Parku Narodowego
- Rozmawiamy z mieszkańcami. Starsze osoby z przerażeniem patrzą na to wszystko i opowiadają, że rzeczywiście pożary były nad Biebrzą od zawsze, ale to, co się wydarzyło, to jest dramat. I ta susza jest dramatyczna.
Płonie unikalna w skali Europy ostoja ptaków wodno-błotnych, ojczyzna łosi. Od niedzieli ogień pochłonął ponad sześć tysięcy hektarów bagiennych łąk i trzcinowisk.
Ogień strawił około 6 tysięcy hektarów łąk i lasu w Biebrzańskim Parku Narodowym - zdjęcia, wideo
- Zrobimy, co tylko się da, by ten cud natury ocalał. Zapłacimy za wszystko, co będzie potrzebne, by wygrać z ogniem - zapewnił minister środowiska Michał Woś.
"Biebrza w ogniu" - reportaż Pawła Wądołowskiego
O walce z ogniem nad Biebrzą z Arturem Wiatrem z Biebrzańskiego Parku Narodowego rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Jaka jest obecnie sytuacja?
Artur Wiatr: W porównaniu do tego, co było w poprzednie dwa dni, to wieści są bardzo optymistyczne. Potwierdzam to, co powiedział na konferencji prasowej pan minister - w tej chwili jest bardzo duże wzmocnienie sił i środków, także czujemy się bardzo bezpiecznie pod tym względem, co pewnie daje też dużą gwarancję kolegom strażakom.
W tej chwili najpoważniejszy problem jest w okolicy Wrocenia. Tam jeszcze w nocy się paliło, było widać łunę i płomienie. W okolicach Grząd i być może w okolicach Wólki Piasecznej też było lekkie zagrożenie, ponieważ ogień lekko się wdarł we fragmenty lasu. Działania będą teraz koncentrowane w miejscach, które były najbardziej zagrożone, gdzie coś się działo.
Spaliło się około 10 proc. powierzchni Parku.
Tak, takie mamy w tej chwili szacunkowe analizy - między 5 a 6 tys. hektarów. Będziemy to jeszcze bardzo szczegółowo analizować.
W niedzielę wieczorem był pan w miejscu, gdzie - można by powiedzieć - zaczął się ten wielki pożar. W okolicach Kopytkowa. Czy są już jakieś informacje na temat przyczyn pożaru?
Oczywiście będzie to szczegółowo badane. W tej chwili też mogę potwierdzić to, co powiedział pan minister - wszelkie nasze przypuszczenia prowadzą do tego, że jednak był to czynnik ludzki, czy nieostrożne obchodzenie się z ogniem, czy celowe wypalanie bądź podłożenie ognia. Skala tego jest tak duża, że trzeba będzie to zbadać i na ile się da wyjaśnić.
Jak duże są to straty przyrodnicze? Zdjęcia, szczególnie fotografie satelitarne, są porażające.
Prawda, są porażające. Pożar objął środkową część doliny Biebrzy. Na szczęście udało nam się ochronić Czerwone Bagno - serce i sanktuarium biebrzańskiej przyrody, jeden z najstarszych polskich rezerwatów przyrody. To wszystko udało się uratować, tam ogień nie dotarł. Na szczęście ten teren w żaden sposób nie został bezpośrednio dotknięty pożarem.
Natomiast wszystko wewnątrz - Las Wroceński i jego okolice - tam się bardzo dużo wypaliło - siedliska, czy to jeśli chodzi o faunę i florę. Będziemy to analizować, straty będą na pewno duże.
Na szczęście jest dopiero początek sezonu, więc jeszcze nie wszystkie ptaki zdążył przystąpić bezpośrednio do lęgów, być może nie narodziły się jeszcze pisklęta wielu gatunków.
Wczoraj miałem okazję widzieć parę lisów, które wychodziły z okoli pożarzyska. Były otumanione dymem. Pożar i dym zupełnie spustoszyły ich poczucie realności. Były bardzo blisko, nie reagowały.
Wypaliły się też bardzo cenne siedliska, kępy, które sprawiają tyle problemów przy gaszeniu, z przyrodniczego punktu widzenia są bardzo cenne. To wszystko poszło z dymem.
Na szczęście - tutaj nie mamy jeszcze super potwierdzonych informacji - ale był to pożar przede wszystkim powierzchniowy, więc ogień nie wniknął w głąb torfu. Będziemy to na pewno szczegółowo analizować. Koledzy z Wojsk Obrony Terytorialnych mają bardzo profesjonalny sprzęt, drona z kamerą termowizyjną, więc pewnie będzie to szczegółowo badane. Ewentualnie, gdyby zaszło takie zagrożenie, że pożar jednak wniknął w strukturę torfu, to trzeba się będzie zastanowić, jak szybko sobie z tym poradzić.
Chyba trzeba by było wtedy sprowadzić wodę.
Właśnie. Tutaj dotykamy drugiego bardzo poważnego problemu - wody. Nad Biebrzą jest to w szczególny sposób widoczne i odczuwalne, ponieważ o tej porze roku dolina Biebrzy zwykła wyglądać zupełnie inaczej - były rozlewiska, wody było bardzo dużo, torf był wypełniony wodą. W tej chwili sytuacja jest ekstremalnie odwrotna. Jesteśmy po drugiej stronie bieguna, jest bardzo sucho. Potrzebny jest deszcz, długotrwałe opady, które mogłyby tę sytuację trochę zbilansować.
Sytuacja ta też potwierdza nasze działania renaturyzacyjne, które prowadzimy na dawnych ciekach melioracyjny, dawnych ciekach wodnych wykopanych jeszcze za czasów carskich. Potwierdza, że wszystkie nasze działania są bardzo sensowne po to, żeby tylko gdzie się da i jak się da, magazynować wodę, buforować, żeby było jej tak najwięcej.
W tej chwili w miejsce bezpośrednich działań kolegów strażaków będą ciągnięte linie albo z Biebrzy, albo z rzeki Ełk. Tam, gdzie się da, w tej chwili wodę dowozimy beczkowozami. Oczywiście lata helikopter, samoloty.
Pożar też pokazuje nam, jak cenne są bagna biebrzańskie, jak cenne było to, co przez tyle lat tutaj się utworzyło, i to, czym mogliśmy się cieszyć i obserwować.
Rozmawiamy z mieszkańcami. Starsze osoby, pokolenie naszych mam, dziadków z przerażeniem na to wszystko patrzy i opowiada, że rzeczywiście pożary były nad Biebrzą od zawsze, ale to, co w tej chwili się wydarzyło, to jest dramat. I ta susza jest dramatyczna.