Radio Białystok | Gość | prof. Marcin Moniuszko - prorektor Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku
Od początku wiedzieliśmy, że jedno miejsce nie wystarczy. Widzimy dynamikę rozwoju tej pandemii i było oczywiste, że trzeba szukać drugiego miejsca na laboratorium - mówi prof. Marcin Moniuszko.
Dzisiaj ma rozpocząć działalność drugie laboratorium, w którym będą badane próbki na wirusa SARS-CoV-2. Będzie funkcjonowało w Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku. O tym z prorektorem uczelni profesorem Marcinem Moniuszką rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Rozmawiamy wirtualnie, ale o całkiem realnym przedsięwzięciu. Dzisiaj będzie rozpoczynało działalność laboratorium, dlaczego tyle czasu trzeba było, żeby mogło badać próbki?
prof. Marcin Moniuszko: Uniwersytet Medyczny w Białymstoku nie czekał. Już od dobrych kilku tygodni nasi specjaliści, nasz sprzęt pracował w laboratorium sanepidu i tam wszystkie nasze siły były włożone, zarówno infrastrukturalne, jak i ludzkie po to, by wesprzeć laboratorium Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.
W dalszym ciągu ci ludzie, nasi najlepsi diagności genetyczni, tam pracują. Ale od początku wiedzieliśmy, że jedno miejsce absolutnie nie wystarczy. Widzimy dynamikę niestety rozwoju tej pandemii, było oczywiste, że trzeba szukać drugiego miejsca i generalnie nie czekaliśmy, tylko równolegle do tamtych działań, które prowadziliśmy już w sanepidzie, tworzyliśmy własne laboratorium.
To nie jest kwestia tego, czy jest jakieś jedno urządzenie i aparatura, ale trzeba dostosować, zaadaptować całą infrastrukturę pomieszczeń, technologie, transport próbek, po to żeby coś co do tej pory, jak my to nazywamy pracowało w takim trybie pokojowym, czyli zaplanowanym, od czasu do czasu eksperyment naukowy, po to żeby teraz pracowało pełną parą, niemal jak fabryka w trybie ostrodyżurowym z przyjmowaniem próbek całą dobę, z późniejszą analizą przez jak największą liczbę godzin w ciągu dnia.
W ten sposób uniwersytety medyczne nigdzie w Polsce, nigdzie na świecie w takim trybie ostrodyżurowym nie działały, więc nie chodziło tylko i wyłącznie o infrastrukturę, ale po prostu o dostosowanie całości do tego trybu pracy. Ludzie pracowali i pracują do tej pory ciężko. W tej chwili dokonujemy rozmnożenia tego laboratorium, powstaje kolejne na terenie Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku i ruszamy. Potrzeby są duże, ruszamy.
Szef WHO (światowej organizacji zdrowia) mówił: "testy, testy, jeszcze raz testy", ale dochodzą do nas informacje, że wszystko długo trwa. Dlaczego, w pana opinii, to badanie wykonanie tego testu jest tak wydłużone w czasie?
Problem polega na tym, że my czasami do jednego worka wrzucamy w naszym rozumieniu różne rodzaje testów. A nie ma jednego rodzajów testów, o których mówi się w przestrzeni medialnej na koronawirusa. Te testy molekularne, które są złotym standardem, które polegają na zbadaniu materiału genetycznego wirusa, one niestety z reakcji na sam fakt, jak długo ta reakcja przebiega zajmują tyle czasu. Reakcja sama w sobie zajmuje około kilku, do ośmiu godzin, plus cała logistyka transportu, opisu i tak dalej - z tego wynikają czasami te kwestie związane, że otrzymanie wyniku zajmuje kilkanaście godzin, a w niektórych miejscach Polski również do dwóch dni może dochodzić do oczekiwania na wynik.
Czasem niektórzy mylą właśnie również te testy molekularne genetyczne, które są złotym standardem, z testami takimi szybkimi, które są wykonywane, badają tak zwane przeciwciała przeciwko koronawirusowi. Rzeczywiście można je zrobić szybko, ale niestety takie szybkie testy, które oceniają przeciwciała przeciwko koronawirusowi, niestety nie są zbyt precyzyjne i one w żadnym stopniu nie mogą zastąpić tych testów molekularnych, tych testów genetycznych i nie pozwolą za nie podjąć decyzji. Więc siłą rzeczy musimy opierać się na tych testach molekularnych.
Koronawirus oczywiście spowodował szereg dramatów, szereg tragedii, ale spowodował też olbrzymi impuls, jeżeli chodzi o rozwój różnych technik biotechnologicznych i zaczynają pojawiać się miejsca na świecie, że nawet te testy genetyczne molekularne zaczynają skracać czas swojego wykonania. Tutaj też równolegle, nie czekając na to, aż one pojawią się na rynku europejskim oficjalnie, już takie zamówienia również złożyliśmy po to, żeby takie testy molekularne, które będą zajmowały około godziny, maksimum półtorej, również móc umieścić na izbach przyjęć, na SOR-ach, na oddziałach chorób zakaźnych, żeby robić jej na miejscu, żeby nie trzeba było już wysyłać takiej próbki na przykład do laboratorium.
I tak laboratoria będą pełne próbek od pacjentów z kwarantanny, od pacjentów, którzy już leżą w szpitalach, ale również niesłychanie istotne będzie to, by móc szybko podejmować decyzje wobec pacjentów, którzy akurat wjeżdżają na izbę przyjęć, wyjeżdżają na SOR, mają inne ciężkie choroby i powstaje dylemat, w którym miejscu, do którego szpitala takiego pacjenta akurat przekierować, z uwagi na to, że nieznany jest jego status koronawirusowy. Takie szybkie testy również są nam potrzebne, wszelkiego rodzaju testy są nam niesłychanie potrzebne.
Tu będzie miejsce i dla laboratoriów, tu będzie miejsce i dla testów wykonywanych na SOR-ze, tylko problem też polega na tym, że te technologie dopiero wchodzą i w Europie jeszcze na przykład dotychczas ich nie ma, one powstały dopiero w Stanach Zjednoczonych, jeżeli chodzi o te szybkie testy molekularne. Ale my już od początku zamówiliśmy je, czekamy, mamy nadzieję, że w ciągu trzech tygodni ta dostawa pojawi się. Ponieważ one dopiero przed kilkoma dniami zostały zaakceptowane przez amerykańskie instytucje regulatorowe.
Podsumowując - wiele jest różnego rodzaju testów, ale nie wszystkie z tych testów, o których się mówi, szczególnie te testy takie szybkie, serologiczne, mają na tyle precyzyjne właściwości, że mogłyby nam z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć - tak ten pacjent nie ma koronawirusa, albo ten pacjent ma koronawirusa. Podstawą niestety będą zawsze testy molekularne, zawsze. Do tej pory, na obecny stan wiedzy tak niestety musimy na to patrzeć.
Na szczęście będzie drugie laboratorium. O ile wzrośnie "moc przerobowa", ile tego rodzaju testów w ciągu doby będziecie mogli przeprowadzać?
Liczymy, że "moc przerobowa" miasta jako takiego, wzrośnie o 100-200% już w najbliższych dniach. Natomiast już przygotowujemy się również do zakupu innego rodzaju robotów, w zasadzie złożyliśmy zamówienia, my tu nie czekamy, wszystkie rzeczy dzieją się równolegle. Zaczynając pracować z sanepidem, jednocześnie zaczęliśmy działać i składać zamówienia na różnego innego rodzaju urządzenia po to, żeby być przygotowanym na tą wysoką falę epidemii, więc już oczekujemy na przyjazd robotów, które umożliwią nam robienie po kilkaset próbek dziennie.
Taki jest plan, bo takie będą potrzeby. Zdajemy sobie z tego niestety sprawę, że takie potrzeby będą. Oczywiście bardzo liczymy, że przeszkodą nie staną się kłopoty w dostawach, to jest coś, co w tej chwili jest zmorą całego systemu ochrony zdrowia na całym świecie, czy te dostawy pojawią się w odpowiednim terminie. Bardzo na to liczymy, ale znowu nie czekamy aż coś do nas przyjdzie i wtedy zareagujemy - te reakcje nastąpiły na samym początku, teraz czekamy na ich finalizację. W tej chwili ten wzrost nastąpi o 100- 200%, z czasem ten wzrost wydolności testowej miasta i regionu powiększy się o kilkaset kolejnych procent.
A zatem lekarze mogą już przesyłać próbki do waszego laboratorium w Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku?
Dzisiaj roześlemy dokładną informację z instrukcją pobierania próbki, z dokładnym formatem skierowania, nie chodzi tylko o to, żeby ogłosić taką informację, ale dzisiaj szpitale taką informację otrzymają w jaki sposób mogą przygotować próbki, żeby były one dla nas jak najszybciej przesłane, jaki będzie tryb tego oznaczania, to się dzisiaj wszystko wydarza.
Wszystkim życzymy, wszystkim nam, sobie, pacjentom, ale też wszystkim sektorom ochrony zdrowia, żeby w tych trudnych czasach dostawy sprzętu przebiegały w sposób niezakłócony, to jest coś na czym nam w tej chwili zależy najbardziej po zdrowiu i życiu ludzkim.