Radio Białystok | Gość | Dariusz Piontkowski - minister edukacji narodowej
- Ponad 95 proc. szkół zgłasza gotowość do nauczania na odległość bądź już to robi - informuje minister edukacji.
Ministerstwo Edukacji Narodowej zmieniło przepisy, dzięki którym możliwe jest prowadzenie kształcenia na odległość w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania szkół i placówek oświatowych.
Określone zostały też zasady prowadzenia nauczania na odległość i stworzona możliwość oceniania i klasyfikowania uczniów. Nowe przepisy będą obowiązywały od 25 marca do 10 kwietnia 2020 r.
Lech Pilarski: Mamy de facto dwa dni na to, żeby przygotować się do pracy zdalnej. Sądzi pan, że wszystko pójdzie dobrze?
Dariusz Piontkowski: Myślę, że w tej chwili już dużo rzeczy idzie dobrze, bo z tego, co wiem, przytłaczająca większość szkół - ponad 95 proc. - zgłasza gotowość do nauczania na odległość bądź już to robi.
Zdajemy sobie sprawę, że nauczyciele w ostatnich kilku dniach wykonali ogromną pracę, aby przygotować się do nowego sposobu kontaktu ze swoimi uczniami. Niektórzy z nich robili to już wcześniej, ale jestem pełen szacunku i podziwu dla tych wszystkich, którzy w ciągu tych kilku dni poznali nowe metody pracy, skontaktowali się z uczniami, zorganizowali się i dziś to nauczanie w dużej mierze trwa.
Aczkolwiek tak jak mówiliśmy; te pierwsze kilkanaście dni poświęcone było raczej temu, by powtarzać wiadomości, rozszerzać wiedzę, a niekoniecznie robić systematyczny wykład. Ponieważ przerwa jednak się przedłużyła, uznaliśmy, że nie ma innego wyjścia. Skoro nie chcemy, aby były to tylko i wyłącznie ferie, to musimy systematycznie prowadzić nauczanie nowymi metodami.
Co to znaczy, że uczniowie będą oceniani?
Mogą mieć wystawione oceny za pracę, którą będą wykonywali przez najbliższe dni. To nie oznacza, że nagle wszyscy muszą mieć klasówki, wszyscy muszą być odpytywani, natomiast nauczyciel może ocenić postęp pracy swoich podopiecznych i może wystawiać oceny. Rozporządzenie, które wydaliśmy w piątek (20.03), przewiduje taką możliwość. Daje także możliwość klasyfikowania uczniów.
Nie wskazujemy jakieś jedynej metody pracy, bo zarówno komunikatorów, jak i sposobów pracy jest dosyć dużo. Bardzo dużo zależy od możliwości technicznych zarówno nauczyciela, jak i uczniów.
Musimy pamiętać także o pewnych ograniczeniach - nie każdy musi mieć dostęp do szybkiego internetu, nie u każdego w domu musi być tak, że każdy członek rodziny ma swój komputer czy laptop, więc nauczyciel musi brać to pod uwagę.
Prostszym sposobem komunikacji wydaje się poczta mailowa bądź dziennik elektroniczny, który ma przytłaczająca większość szkół. To także są metody na to, by kontaktować się z uczniami.
Generalnie w rozporządzeniu wskazujemy, że chcielibyśmy unikać takich sytuacji, że uczeń non stop przez 6, 7 czy 8 godzin jest przed monitorem komputera. Zresztą nie byłoby to możliwe. Stąd wyraźnie mówimy o tym, żeby stosować różne metody wobec tych samych uczniów, uwzględniając także ich możliwości techniczne oraz psychofizyczne, czas, który muszą poświęcić na wykonywanie zadań.
O tym ostatnim wspominam wielokrotnie, ponieważ docierają do nas sygnały, że czasami nauczyciele nie doceniają czasu, który trzeba przeznaczyć na wypełnienie zadań w ramach poleceń, które przesyłają do uczniów i warto by pamiętali o tym, że czasami skopiowanie linków, wysyłanie polecenia to dużo mniej czasu niż potem praca na zadany temat czy odpowiedzenie na jakieś pytania.
Uczniowie także wdrażają się do systemu pracy zdalnej i trzeba dać im szansę, aby to opanowali.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że tak naprawdę nie będzie sukcesu, jeżeli nie będzie zaangażowania po obu stronach. To nie tylko kwestia tego, czy nauczyciel przygotuje jakieś materiały i będzie zachęcał ucznia do tego, by zechciał z nim pracować, ale zależy to także od tego, na ile odpowiedzialnie uczniowie podejdą do tej pracy.
Czasami przecież trudno będzie sprawdzić nauczycielowi, czy uczeń rzeczywiście pracuje. Poza taką wirtualną lekcją, podczas której uczeń i nauczyciel mogą się wzajemnie widzieć, w innych formach pracy jest to mniej możliwe i tu bardzo dużo zależy od odpowiedzialności uczniów.
W przypadku tych młodszych tu także pewna rolę będzie po stronie rodziców. Oczywiście nie chcę, aby to rodzice odrabiali prace za swoje dzieci, ale raczej o to, by zachęcali je do sięgania do poleceń nauczyciela. Czasami może to być np. przeczytanie lektury czy fragmentu podręcznika.
To nie zawsze musi być taka praca, która kojarzy nam się od razu z wideokonferencją. Tak jak mówię: nie zawsze w każdym domu są możliwości techniczne, choćby z tego powodu, że jest dwoje lub troje rodzeństwa i trzeba dzielić się dostępem do komputera.
Czy czas "narodowej kwarantanny" zostanie wykorzystany do zbilansowania tego, czym dysponujemy, jeśli chodzi o zdalną pracę i cyfrową szkołę? Gdzie w tym momencie jesteśmy technologicznie?
Rzeczywiście to dobry moment do tego, aby sprawdzić, czym dysponują poszczególne szkoły. Poza dyrektorami czy nauczycielami informatyki trudno znaleźć lepsze źródło informacji. Staramy się takie informacje zbierać. Być może będzie możliwa pomoc także ze strony państwa.
Przypomnę jednak, że za wyposażenie szkół odpowiadają samorządy. To one powinny także wziąć pod uwagę to, czym dysponują szkoły i co ewentualnie można jeszcze zrobić.
Przy tej okazji warto powiedzieć, że nie zawsze nauczyciel musi korzystać ze swego prywatnego sprzętu. Jeżeli go nie ma lub ten, który jest, ma niewystarczające możliwości techniczne, albo z jakichś innych powodów nie chce korzystać ze swego sprzętu, może przecież skorzystać z komputerów, które znajdują się w szkole, i to za ich pomocą pracować z uczniami. Przecież szkoła nie jest miejscem zakażonym. Można tam spokojnie iść do pracy, jeżeli nie ma możliwości kontaktu z domu.
Jeśli chodzi o ogólnopolską sieć edukacyjną, rozpoczęliśmy to kilkanaście miesięcy temu. W momencie, kiedy startowaliśmy, zaledwie 10 proc. szkół w Polsce miało dostęp do szerokopasmowego, szybkiego internetu, czyli zakładaliśmy, że to jest przynajmniej 100 Mb/s.
W tej chwili ponad połowa wszystkich szkół już ma możliwość podłączenia się do ogólnopolskiej sieci edukacyjnej. Nie wszystkie chcą z tego korzystać, z różnych powodów. Czasami mają jakieś inne łącze, które dobrze funkcjonowało. A czasami mam wrażenie, że dyrektorzy czy samorządy ciągle jeszcze ociągają się z tym, żeby dołączyć do OSE.
Odnotowaliśmy też zjawisko przedziwne - w kilkunastu wypadkach w ostatnich kilkunastu dniach doszło do sytuacji, że na przykład dyrektorzy nie chcieli wpuszczać ekip remontowych, budowlanych, które chciały doprowadzić szybkie łącze do szkoły, zasłaniając się ochroną przed koronawirusem. Samo szybkie łącze raczej wirusa do szkoły nie doprowadzi, także apeluję do wszystkich dyrektorów, którzy zastanawiają się i którzy w najbliższym czasie mają mieć podłączone szybkie łącze, żeby pod tym pretekstem nie utrudniali pracy.
Natomiast wiem również, że czasami szybkie sieci już są zamontowane, już są położone kable w ziemi i czasami nie ma dostępu czy łącza z jakimś operatorem. Warto również na to zwrócić uwagę, bo w poprzednich latach różne instytucje kładły tę sieć światłowodową.