Radio Białystok | Gość | Mirosław Michalczuk [wideo] - zastępca wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska
WIOŚ kontroluje sortownię odpadów w Studziankach. "Nie zauważyliśmy, żeby na większą skalę było tutaj wykonywane przetwarzanie odpadów, do którego celu ta instalacja została wybudowana".
Po kolejnym pożarze podlaski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska znów kontroluje wysypisko w podbiałostockich Studziankach. Czy stwierdził jakieś nieprawidłowości? Co zrobić, by poprawić gospodarkę odpadami w naszym regionie i w kraju?
O tym z zastępcą wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska Mirosławem Michalczukiem rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Czy Polska wciąż jest śmietniskiem Europy a województwo podlaskie śmietniskiem Polski?
Mirosław Michalczuk: Myślę, że to może za daleko idące stwierdzenie, że województwo podlaskie jest śmietnikiem, ale nasze kontrole wykazują, że do naszego województwa na pewno dotychczas docierały odpady z innych województw. Takie miejsce właśnie to m.in. Studzianki, gdzie ostatnio były bardzo intensywne działania w celu powstrzymania tego procederu.
Przeglądałem zdjęcia z waszych kontroli i ciężko było dostrzec tam ciężarówki, które miałyby podlaskie rejestracje.
Dokładnie. Było to w większości województwo mazowieckie. Stwierdziliśmy, że to stamtąd dowóz był najbardziej intensywny. Zresztą było widać, że nie były to śmieciarki, tylko duże samochody załadowane w jakimś magazynie, w jakimś punkcie przeładunkowym i dowożone tutaj w zasadzie do magazynowania, bo nie zauważyliśmy, żeby na większą skalę było tutaj wykonywane przetwarzanie, do którego celu ta instalacja została wybudowana.
Jeżeli chodzi o zagraniczne transporty śmieci, to problem ten nigdy chyba aż tak bardzo nas nie dotyczył. Udało się też temu przeciwdziałać, między innymi wzmacniając kontrole na granicach. A czy są jakieś metody walki z tym, by nasz region, który ma problem z zagospodarowaniem własnych odpadów, nie był zaśmiecany przez inne części kraju?
W tej chwili, jeśli chodzi o odpady komunalne, to przepisy się nieco zmieniły. Już nie obowiązuje regionalizacja, więc odpady mogą się przemieszczać między województwami. Należy jednak przypomnieć, że obowiązuje zasada bliskości, czyli odpady mają jechać do najbliżej położonej instalacji. Jeżeli na przykład trafiają do nas z innego województwa, to należy najpierw rozważyć, czy na terenie tego województwa nie ma instalacji, która mogłaby je przetworzyć.
Niemniej jednak - jak wspomniałem wcześniej - stwierdzaliśmy, że odpady jechały do nas z województwa mazowieckiego. Jechały też wtedy, kiedy obowiązywała regionalizacja, stąd nasze bardzo intensywne kontrole w tych miejscach, gdzie te odpady docierały, i wszelkie działania podejmowane, żeby ten proceder w jakikolwiek sposób powstrzymać lub doprowadzić do stanu zgodnego z prawem.
Największy pożar w Studziankach wydarzył się w 2012 roku. Jego gaszenie trwało osiem dni. Powołani w śledztwie biegli uznali, że przyczyną było umyślne podpalenie. Sprawców nie udało się ustalić i śledztwo umorzono. Podpalenia czy samozapłony kojarzą się z tragedią a tu są wręcz na rękę i przynoszą zyski.
Niestety, tak to wygląda. Pożary powodują, że ubywa odpadów. Po drugie, w wyniku pożaru zmienia się kod odpadów, czyli ich rodzaj. W tym momencie mogą być przemieszczone legalnie do składowiska odpadów, gdzie mogą być zeskładowane, czego nie można byłoby zrobić przed pożarem. Odpady, które zalegały na magazynach, powinny być przetworzone. Dopiero wtedy mogą zmienić kod i ewentualnie można z nimi postępować w jakiś inny sposób.
Nazwa zakładu w Studziankach to Centrum Innowacyjnej Gospodarki Odpadami. Świat często nie rozumie innowatorów i może po prostu ludzie nie rozumieją takich innowacyjnych metod gospodarowania odpadami?
Powiedziałbym, że nazwa myli. Chociaż zależy, jak na to spojrzeć. Jeśli chodzi o nieprawidłowości, to jest to rzeczywiście bardzo innowacyjny sposób. Jest to instalacja, która posiadała pozwolenie określające prawidłowe sposoby postępowania z odpadami. A jednak działanie było nieprawidłowe. Innowacyjność jest tutaj całkowicie odległa od tego, jak powinno to wyglądać w rzeczywistości.
Można sobie z tego tematu żartować. Internauci też drwili. Na przykład oznaczali obiekt w Studziankach na mapach jako ognisko Studzianki. Ale problem jest poważny.
Zacytuję jednego pracowników WIOŚ: "za każdym razem inspektorzy WIOŚ kontrolują sortownię i za każdym razem wykrywają kolejne nieprawidłowości, najczęściej związane z niewłaściwym składowaniem magazynowanych odpadów". Obecnie prowadzone są dwa postępowania zmierzające do nałożenia kary, która ma wynosić od 5 tys. do miliona złotych. Na jakim etapie są te postepowania?
Dotychczas wymierzyliśmy już kilka kar, co świadczy o tym, jak ta instalacja nieprawidłowo pracuje. W 2018 r. wymierzyliśmy karę tzw. biegnącą w wysokości 87 tys. zł. za każdą dobę nieprawidłowego magazynowania odpadów. Potem zmniejszono tę karę do 62 tys. za każdą dobę.
W 2019 r. wymierzyliśmy karę 100 tys. zł. W tej chwili po ostatniej kontroli toczą się postępowania w dwóch aspektach. Jeden to wymierzenie kary za nieprowadzenie prawidłowo wizyjnego systemu kontroli. Drugie postępowanie, które właściwie już się zakończyło, dotyczyło wstrzymania przyjmowania odpadów. Postępowanie to zostało zakończone 14 lutego naszą decyzję, która została prawidłowo doręczona tego dnia.
Na papierze liczby te wydają się być duże, ale czy udało się wyegzekwować chociaż złotówkę?
Kary są ciągle w odwołaniach. Spółka wykorzystuje wszystkie możliwości odwołania się od naszych decyzji administracyjnych. Pierwsza kara przeszła już dwie instancje: Głównego Inspektora i Wojewódzki Sąd Administracyjny. Jest utrzymana w obu instancjach. Druga kara jest w tej chwili rozpatrywana w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska. Kara w wysokości 100 tys. zł również jest w GIOŚ. Czekamy na orzeczenie.
Niestety spółka nie poddaje się naszym ocenom, nie poddaje się karom. Podważa nasze ustalenia i odwołuje się przez wszystkie instancje. Myślę, że wykorzystuje tę możliwość i przesuwa w czasie ewentualnie egzekwowanie kary.
Jak widać nieprawidłowości są od dawna. To gdzie jest luka? Jakie rozwiązania systemowe należałoby wdrożyć, żeby poprawić sytuację?
Myślę, że rozwiązania te zostały już wdrożone, tylko obowiązują te instalacje, które powstają teraz. W 2018 roku znowelizowano ustawę o odpadach oraz ustawę o Inspekcji. Nadano nam nowe uprawnienia. Ustawa o odpadach zrobiła bardzo gęste sito, jeśli chodzi o możliwość uzyskania pozwolenia. Trzeba mieć wykonany operat pożarniczy.
Natomiast jeśli chodzi o instalacje już funkcjonujące, ustawa wprowadziła obowiązek ponownego wystąpienia o zmianę pozwolenia i uwzględnienie nowych przepisów. Ale termin był już dwukrotnie przesuwany. Pierwotnie był przesunięty na wrzesień zeszłego roku, ale na skutek różnych sygnałów ministerstwo przesunęło go do marca tego roku. Czyli wszystkie instalacje, które funkcjonują, które mają stare pozwolenia wydane według starych przepisów, muszą do marca tego roku złożyć nowe wnioski, uwzględniając warunki przeciwpożarowe.
Myślę, że jeżeli zostanie to przeprowadzone, to zagrożenie będzie mniejsze - pozwoli to wyeliminować podmioty, które stwarzają zagrożenie.