Radio Białystok | Gość | Małgorzata Kidawa-Błońska - wicemarszałek Sejmu
"Ludzie potrzebują zaufania, potrzebują poczucia godności i poczucia tego, że są częścią wspólnoty, nikt nie chce być poza nawiasem, nikt nie chce być wykluczony" - mówi wicemarszałek Sejmu.
Odbudowa zaufania do instytucji państwa to jedno z najważniejszych zadań prezydenta - powiedziała Małgorzata Kidawa-Błońska w Białymstoku. Wicemarszałek Sejmu w ramach prawyborów w PO spotkała się wczoraj z członkami tej partii. Z Małgorzatą Kidawą-Błońską rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Czy widzi pani jakieś rozsądne rozwiązanie szefa Najwyższej Izby Kontroli?
Małgorzata Kidawa-Błońska: Nie ma tutaj rozsądnego rozwiązania, bo ta sprawa jest zbyt skomplikowana, wielowątkowa i tak naprawdę najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby pan Banaś podał się do dymisji. Ale z tego co powiedział, on tego nie zamierza robić, a pytań, które nasuwają się ludziom jest coraz więcej. Samo odejście pana Banasia także nie rozwiąże tych wszystkich problemów, bo ludzie muszą wiedzieć jak to się stało, że osoba mająca taką opinię, czy co do której jest wiele wątpliwości mogła pełnić funkcję w Najwyższej Izbie Kontroli.
Proszę zwrócić uwagę - tak konstruowano ustawę o Najwyższej Izbie Kontroli, tak zapisano ten urząd w Konstytucji, bo nikomu nie przyszło do głowy, że osoba wobec, której są zarzuty, która działa w taki sposób mogłaby tę funkcję objąć. Nikomu nie przyszło do głowy, że może nikt nie zareagować mając wątpliwości, że ta osoba będzie się ubiegała o ten urząd.
Dlatego państwo pokazało, że nie zdało tutaj egzaminu, że poddali się wszyscy - nie zadziałały służby, nie zadziałał minister Kamiński, nie zadziałał premier, nie zadziałała marszałek Sejmu, bo ja pamiętam moich kolegów na mównicy sejmowej, którzy ostrzegali. Wtedy wystarczyło zrobić przerwę i sprawdzić, bylibyśmy w kompletnie innym miejscu.
Ale Najwyższa Izba Kontroli ma problemy, jeśli chodzi o swoich szefów, bo poprzednik też miał zarzuty i też sprawa nie była rozwiązana do samego końca.
Ale ta sytuacja jest kompletnie inna. Kiedy Krzysztof Kwiatkowski starał się o tę funkcję, wobec niego nie toczyła się żadna sprawa, cieszył się bardzo dobrą opinią i nie było nawet wątpliwości, że będą jakieś zarzuty wobec niego, które pojawiły się później, które zresztą do końca nie zostały wyjaśnione, bo sprawa trwa. Ale na początku nie było tego, więc nie można tego porównywać.
Czy nie irytuje pani to ciągle podgryzanie pani, jako ewentualnej kandydatki Platformy Obywatelskiej na prezydenta?
Nie, to jest naturalne, że w kampanii szuka się momentów zaczepnych, żeby zdenerwować przeciwnika, żeby podważyć jego wiarygodność. Ale ja mam bardzo twardy charakter, duże poczucie humoru i duży dystans, także ze spokojem to wszystko znoszę.
Myślę tutaj o wypłynięciu kandydatury prezydenta Poznania w ostatniej chwili, jakieś takie niedopowiedzenia ze strony na przykład Donalda Tuska.
To jest kampania, kampania ma swoje prawa, kandydat w kampanii musi pokazać, że jest twardy i że robi swoje. Ja jestem zdeterminowana, żeby wygrać te prawybory, debata 7 i wybory 14 i na tym jestem skoncentrowana. A na wszystkie jakieś sygnały z zewnątrz patrzę czasami z sympatią, czasami z uśmiechem - ważne, że ta kampania się toczy, ja jestem z niej bardzo zadowolona, bo te wszystkie spotkania dają mi bardzo dużą siłę i takie poczucie, że ludzie mi ufają i chcą, żebym ich reprezentowała.
Co próbuje ugrać Donald Tusk uśmiechając się do Polskiego Stronnictwa Ludowego, wskazując na ewentualną lepszą kandydaturę Władysława Kosiniaka-Kamysza?
Donald Tusk współpracował z PSL-em, jest szefem EPP, w której są obie partie - i Platforma Obywatelska, i Polskie Stronnictwo Ludowe, a Donaldowi Tuskowi bardzo zależy na tym, żeby w Polsce nastąpiła zmiana jakości uprawiania polityki, zmiana debaty, zmiana dialogu, dlatego popiera te partie, które są w ramach EPP. Przecież myśmy współpracowali nie tylko w ,rządzie ale także w tej wielkiej koalicji partii europejskich.
Czegoś nowego nie buduje w przyszłości?
Zobaczymy co będzie, na razie próbuje zrobić żeby EPP było bardziej nowoczesne, bardziej wyraziste, takie były zresztą oczekiwania na kongresie w Zagrzebiu, że patrzono żeby to była nowa jakość, bo są przed Europą i przed nami wszystkimi nowe wyzwania i ważne, żeby ta grupa partii dała taki sygnał, że można działać inaczej, że może być inna jakość, nowa wizja świata.
Czym pani przebije ewentualne pomysły Andrzeja Dudy, bo przecież pojawią się na pewno w kampanii prezydenckiej, chociażby kwestia emerytur.
Jeszcze nie zaczynam kampanii, bo na razie to są prawybory, ale jedno mogę teraz powiedzieć - na pewno w całej kampanii będę mówiła to, co naprawdę uważam, że można zrobić, ale to co mogę zrobić. Nie będę rzucała żadnych obietnic na wiatr, bo chciałabym żeby słowa znaczyły to, co znaczą, że jeżeli ludziom coś obiecam, to będę miała pewność, że na pewno uda mi się to zrobić. Nie będę mówiła - chciałam, ale nie wyszło - nie, to co obiecam będę mogła i będę wiedziała, że zrobię.
Na przykład?
Poczekajmy na 14 (grudnia), muszę dostać nominację od mojej partii, wtedy będę mogła zacząć normalną kampanię, muszę sobie zostawić dobry scenariusz na wejście.
Pani marszałek, a jeśli doszłoby do drugiej tury, do której pani by się nie zakwalifikowała, to wtedy na kogo pani przekaże głos?
Na tego kandydata, który będzie reprezentował opozycję, bo uważam, że tylko wtedy możemy zacząć odnowę naszego kraju.
A jeśli chodzi o szansę w kampanii prezydenckiej, co jest do wzięcia z tego tortu prezydenckiego?
Jest prekampania, a jestem zdeterminowana do tego, żeby te wybory wygrać, a skoro ubiegam się, to w ogóle chcę wygrać wybory. Na razie skupiam się na przygotowaniu do kampanii tej wewnętrznej, potem zewnętrznej, badania zawsze pomagają zrozumieć pewne zachowania społeczne, ale to jest tylko jeden maleńki element opierania się na badaniach. Tutaj potrzebne jest znalezienie wspólnego języka z Polakami i przekonanie, że wszystko jest możliwe, a ja wiem, że te wybory wygramy.
Co zmieniło się ewentualnie w Polakach, na co może pani liczyć w kontakcie z nimi i liczyć na ich poparcie?
Ostatnie miesiące, a właściwie ostatnie lata pokazały, że Polacy chcą zmiany języka politycznego, nie chcą wykluczeni, chcą mieć poczucie, że powstaje zaufanie. Ludzie potrzebują zaufania, potrzebują poczucia godności i poczucia tego, że są częścią wspólnoty, nikt nie chce być poza nawiasem, nikt nie chce być wykluczony. I ludzie chcą, żeby był dialog, ludzie potrzebują rozmowy, potrzebują dyskusji, potrzebują różnic, ale nie chcą w innym Polaku, w innym obywatelu widzieć wroga. Tego nie chcą. Chcą się różnić, ale chcą czuć, że jesteśmy razem. A te ostatnie lata pokazały, że byliśmy dzieleni jako społeczeństwo bardzo mocno, a Polacy powiedzieli temu wyraźnie i to słyszałam na wszystkich spotkaniach w kampanii - my tego mamy dość, jesteśmy w Polsce, wszyscy mamy prawo tu być i wszyscy mamy prawo tu się dobrze czuć. A politycy powinni dać nam szansę, żeby tak było.
Ale żeby nie dać się wykluczyć, to trzeba mieć odpowiednie dochody, jak to zabezpieczyć, bo do tej pory spora grupa jednak Polaków była wykluczona finansowo.
Są różne wykluczenia i zadaniem państwa jest wspierać te osoby, które są najsłabsze z różnych powodów, czasami z powodu choroby, czasami z powodu wieku, czasami z powodu dochodów. I rolą państwa jestem najsłabszym pomagać, ale pomagać im tak, żeby nie czuli się, że są poza nawiasem, że są gorsi. Oni muszą czuć, że ta pomoc pozwala im z tego wychodzić. Ja myślę, że myśląc o polityce społecznej, o zmianie podejścia, musimy pomyśleć o tym, żeby ludzi nie zostawiać na tym marginesie nawet im pomagając, tylko pomagając wyciągać do tego normalnego życia, żeby poczuli się tą lepszą częścią społeczeństwa.