Radio Białystok | Gość | Zbigniew Nikitorowicz [wideo] - zastępca prezydenta Białegostoku
"Żeby utrzymać dotychczasowy poziom jakości, częstotliwości połączeń musimy podnieść ceny biletów, jeżeli nie podniesiemy, to zabraknie w budżecie miasta pieniążków na dotacje do komunikacji miejskiej" - mówi zastępca prezydenta Białegostoku.
Od marca przyszłego roku mają wzrosnąć ceny biletów jednorazowych Białostockiej Komunikacji Miejskiej. O tym z zastępcą prezydenta Białegostoku Zbigniewem Nikitorowiczem rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Ta sytuacja potwierdza tezę, że jak skończyły się wybory, to idą podwyżki i tak się dzieje. Pytanie dlaczego taka skala tych podwyżek?
Zbigniew Nikitorowicz: Jest to teza troszkę chybiona, bo wybory były ponad rok temu.
Ale przez rok trzeba było te podwyżki dopracować. Pytanie dlaczego tak dużo, pytanie dlaczego taka skala tych podwyżek, czy nie zostały popełnione błędy wcześniej, polegające na tym, że robiliśmy konkurencję dla autobusów, teraz notujemy spadek wpływów i za bilety musimy tak dużo płacić.
Ale jaka konkurencja?
Typu BiKeR, typu szerokie drogi i później się dziwimy, że ludzie nie chcą jeździć autobusami.
Panie redaktorze, to świadoma polityka miasta, żeby białostoczanie mogli wygodnie i bezpiecznie podróżować po wyremontowanych drogach. Rower miejski jest alternatywą i oczywiście to w pewien sposób wpływa również na przewozy, ale jest to środek transportu zdrowy, ekologiczny, zeroemisyjny i mam nadzieję, że pan redaktor popiera rozwój sieci Biker.
Oczywiście, ale popieram także komunikację tanią, bo przypomnę, że tok temu w kampanii wyborczej były takie pomysły, żeby komunikacja w ogóle była za darmo. Stolica Estonii jest tutaj przykładem, że można.
Jest to jedyny przykład, zresztą bardzo niefortunny, niespełniony, nie sprawdza się, jest to tylko Tallinn, we wszystkich miastach i w Polsce, i w Europie komunikacja jest płatna. Natomiast jeżeli chodzi o komunikację w Białymstoku - obecnie wpływy z biletów stanowią zaledwie 40% kosztów funkcjonowania komunikacji miejskiej, te koszty wynoszą 120 mln zł, 60% kosztów - z tej kwoty 120 milionów - ponoszą wszyscy białostoczanie w formie podatków, czyli dopłacają do komunikacji miejskiej.
Pytanie tylko czy te koszty są na tyle sprawdzane, żeby móc je redukować? Kolejne pytanie czy zanalizowaliśmy dobrze potrzeby komunikacyjne białostoczan, żeby usprawnić sieć, by korzystali oni częściej z komunikacji miejskiej i rezygnowali z samochodu i tak dalej?
Jeżeli chodzi o koszty zakupu autobusu wzrosły o 28%, są wyposażone w klimatyzację, ekrany, są bardziej niskoemisyjne. Koszty płacy - w ciągu ostatnich 8 lat wzrosły o 40% - o tyle wzrosło wynagrodzenie, które płacimy pracownikom spółek komunikacyjnych, w tym kierowców. O 20-30% wzrosły ceny części zamiennych, cena paliwa też wzrosła, od stycznia mamy wzrost opłaty paliwowej, spółki komunikacyjne nie są z niej zwolnione, te opłatę paliwową wprowadza rząd, czyli są to obiektywne, zewnętrzne czynniki, które powodują wzrost kosztów o kilkadziesiąt procent.
Dlaczego wydaliśmy tyle pieniędzy na autobusy, teraz te autobusy będą wozić mniej pasażerów, bo będą drogie bilety i tak dalej. Taki rachunek ciągniony próbujemy zasygnalizować.
Na autobusy tyle wydaliśmy, bo tyle kosztują. Pasażerowie chcą, żeby autobusy były wyposażone w klimatyzację.
Na ile zmieniliśmy siatkę połączeń, na ile powinniśmy zwiększyć częstotliwość jazdy autobusami, żeby ludziom się bardziej opłacało jeździć autobusem niż samochodem?
Żeby utrzymać dotychczasowy poziom jakości, częstotliwości połączeń musimy podnieść ceny biletów, gdyż jeżeli tego nie podniesiemy, to zabraknie w budżecie miasta pieniążków na dotacje do komunikacji miejskiej. Jeszcze raz przypominam, to jest 60% kosztów funkcjonowania miasta. Niestety polityka rządu jest taka, że do samej edukacji i oświaty musimy w przyszłym roku dopłacić 300 mln zł. Ta luka jest olbrzymia i ona jest pokrywana z podatków białostoczan, z tego co każdy płaci na przykład w formie podatku PIT. I tutaj dalej żeby utrzymać jakość komunikacji miejskiej musi nastąpić ta podwyżka cen biletów.
Czy uda się wygrać z rządem stosując politykę podwyżek, bo do tego będą dochodziły podatki od nieruchomości, za śmieci itd.
Nie prowadzimy walki z rządem, tylko musimy się dostosować do zewnętrznych warunków, jeżeli budżet jest jakimś zbiorem skończonym, to jest 2 miliardy złotych, z czego ponad 800 milionów złotych wydajemy na edukację, to na pozostałe potrzeby musimy albo w mniejszym stopniu realizować, albo realizować na dotychczasowym poziomie jakości, częstotliwości połączeń, ale żeby ci, którzy korzystają troszkę więcej zapłacili. Nie są to, jeszcze raz podkreślam, drastyczne podwyżki, tylko są to umiarkowane podwyżki. Ja tutaj je pokrótce przedstawię - bilet jednorazowy będzie kosztował 1,50 zł w wypadku biletu ulgowego, dotychczas kosztował 1,40 zł. Bilet jednorazowy elektroniczny, bo zdecydowana większość z tego korzysta, będzie kosztował 3 zł, kosztował 2,80 zł, bilet miesięczny - ulgowy to jest 60% biletów, jakie kupujemy to są bilety ulgowe - 50% zniżka - będzie kosztował 50 zł. Chciałbym tylko przypomnieć, że na przykład był taki dramatyczny reportaż u państwa 2 dni temu o mieszkańcach Czarnej Białostockiej, którzy wykupują bilety za 190 zł miesięczne PKS, płaczą płacą i nie mogą dojechać. A w Białymstoku komunikacja miejska bardzo dobrze funkcjonuje.
Tu wywołał pan temat, który mógłby spowodować zwiększenie dochodów dla komunikacji miejskiej, bo skoro mieszkańcy Supraśla, Czarnej Białostockiej i innych okolic mają problemy z dojazdami, to może tam zacząć dorabiać pieniądze, a nie podwyższać ceny biletów tutaj na miejscu, ale to temat na zupełnie inną rozmowę. Na razie mamy podwyżki i czekamy na reakcję społeczną na te podwyżki.
Nikt nie jest zadowolony z powodu podwyżek, ale też nikt nie byłby zadowolony, gdybyśmy musieli ograniczyć funkcjonowanie komunikacji miejskiej, czyli na przykład o 20% zredukować liczbę kursów.