Radio Białystok | Gość | Dariusz Piontkowski - minister edukacji narodowej
- Opowieści, że tegoroczna rekrutacja do szkół średnich była trudniejsza, gorsza, że miał nastąpić jakiś armagedon, zupełnie nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.
Uczniowie wracają do szkół. W naszym regionie pierwszy dzwonek 2 września usłyszy prawie 135 tysięcy uczniów. W związku z reformą edukacji w pierwszych klasach szkół średnich będzie w tym roku więcej uczniów niż w latach ubiegłych - tzw. podwójny rocznik, czyli ostatni rocznik absolwentów gimnazjów i pierwszy rocznik absolwentów 8-letnich szkół podstawowych.
W pierwszych klasach liceów uczyć się będzie 333,3 tys. uczniów, w pierwszych klasach techników - 299 tys. uczniów, a w pierwszych klasach szkół branżowych pierwszego stopnia - 109,7 tys. uczniów.
Minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski weźmie udział w poniedziałek w Ogólnopolskiej Inauguracji Roku Szkolnego 2019/2020 w Zespole Szkół Zawodowych im. Stanisława Staszica w Wysokiem Mazowieckiem. Następnie pojedzie na rozpoczęcie roku szkolnego do Zespołu Szkół Samorządowych w Jedwabnem.
Lech Pilarski: Sądzi pan, że dojdzie do strajku nauczycieli?
Dariusz Piontkowski: Na razie nie widzę powodu, aby strajkować. Nawet związki, które wcześniej o strajkach mówiły, teraz mówią o jakichś konsultacjach, a niektóre z nich wręcz stwierdzają, że zgodnie z polskim prawem dziś nie da się strajku rozpocząć.
Trzeba tak naprawdę rozpoczynać spór zbiorowy, a spór zbiorowy to najpierw rozmowy, negocjacje, mediacja, a dopiero gdzieś potem jakaś forma protestu, jeżeli w ogóle by do niej doszło, no i po drodze jakieś referendum. Także na pewno początek roku będzie spokojny.
Rozporządzenie, które od 1 września wprowadza nowe płace w edukacji, satysfakcjonuje nauczycieli?
Jest to jeden z elementów, który - jak sądzę - pozwoli nauczycielom zastanowić się, czy w ogóle jakikolwiek protest jest potrzebny. Przypomnę, że od września prawie o kolejne 10 proc. podwyższamy wynagrodzenie. Wraz z podwyżką 5-procentową, która nastąpiła w styczniu, daje około 15 proc. w skali roku. Jest to największa podwyżka jaką kiedykolwiek nauczyciele otrzymali w ciągu jednego roku budżetowego.
Rozumiem, że części z nich może to nie satysfakcjonować, ale możliwości budżetu są ograniczone. Mówimy o tym, że także w kolejnym roku będą podwyżki. Chcemy, aby nauczyciele godnie zarabiali, ale też potrzebujemy spokoju w szkołach. Nauczyciele także powinni docenić to, co się zmienia z korzyścią dla nich.
Wiceszef ZNP powiedział, że ten miliard, który dodatkowo został przeznaczony na edukację, na podwyżki dla nauczycieli, to za mało. Nie pokryje to wszystkich potrzeb finansowych w edukacji, szczególnie jeśli chodzi o podwyżki dla nauczycieli w przedszkolach.
Trzeba przypomnieć, że część zadań nie jest objęta subwencją - w tym między innymi prowadzenie przedszkoli. Jest to zadanie własne samorządu terytorialnego i to samorząd musi w ramach swoich podatków, udziału w podatkach, które otrzymuje, pokryć tego typu zobowiązania.
W ogóle oświata w Polsce jest finansowana przynajmniej z trzech źródeł. Jedną z nich jest subwencja oświatowa - ona pokrywa w większości płace nauczycieli, plus do tego dotacje oraz właśnie udział samorządów w podatkach publicznych, w tym takich podatkach jak PIT i CIT, a one w ostatnim czasie bardzo mocno wzrosły, ponieważ mamy do czynienia z rozwojem gospodarczym naszego kraju.
Ile PKB przeznaczamy na edukację?
To zależy, jak liczyć. Ja mogę powiedzieć o subwencji oświatowej, która jest co roku przekazywana. W tym roku jest to łącznie z tym dodatkowym miliardem prawie 47 miliardów złotych.
Oprócz tego przeznaczamy dodatkowe pieniądze na subwencjonowanie sześciolatków w przedszkolach. Tu państwo daje dodatkowe pieniądze, chociaż nie jest do tego zobowiązane, bo - jak mówiłem - przedszkola są zadaniem własnym samorządu. Plus jeszcze do tego dotacja na przedszkolaki te mniejsze między 3. a 5. rokiem życia. Łącznie jest to ponad 50 miliardów złotych z całego budżetu państwa.
Plus do tego programy, które państwo przeznacza na wyposażenie szkół - między nimi Aktywna Tablica czy program Posiłek w domu i szkole. Jest to program, który ma pozwolić samorządom na odbudowanie stołówek i jadalni szkolnych tak, aby dzieci mogły jeść dietetyczne, dobrze zbilansowane posiłki w godnych warunkach.
Przez jakiś czas nasi poprzednicy z PO-PSL nie zachęcali do tworzenia stołówek, a nawet tworzyli warunki do tego, aby je likwidować i zastępować kateringiem. Według nas jest to złe podejście.
Chcemy również wraz z Ministerstwem Zdrowia doprowadzić ponownie do uruchomienia gabinetów pielęgniarek, higienistek oraz stomatologów tak, aby dzieci, których stan zdrowotny zębów nie jest najlepszy, miały zapewnioną opiekę stomatologiczną.
Te obiady na pewno się przydadzą, bo w wielu szkołach - takie informacje do nas napływają - zajęcia będą trwały bardzo długo. To z racji skumulowania po reformie dwóch roczników.
To znowu nie do końca prawda, bo z tych informacji, które mamy, wynika, że w większości szkół zajęcia będą odbywały się tak, jak dotąd, czyli w podobnych godzinach. W części szkół może rzeczywiście dojść do wydłużenia zajęć do 16:00, może do 17:00. Ale to będzie się odbywało raz czy dwa razy w tygodniu dla poszczególnych oddziałów.
Te samorządy, które inwestowały w edukację, które przekształciły na przykład gimnazja w szkoły średnie, bez problemu sobie z tym poradzą i nie będzie jakiegoś wielkiego problemu.
To jest znowu próba zafałszowania sytuacji, tak jak było chociażby z rekrutacją, kiedy próbowano sugerować, że jakaś grupa uczniów, absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych nie znajdzie miejsc w szkołach średnich. Oczywiście tak się nie stało. Mówiliśmy o tym od samego początku, że tych miejsc jest zdecydowanie więcej.
Ale nie znaleźli miejsca w takiej szkole, w której chcieli.
Ale każdego roku jest tak, że część uczniów nie dostaje się do tych szkół, które są najbardziej popularne. Tam jest przecież rywalizacja pomiędzy uczniami, którzy mają oceny z egzaminów na świadectwach takie a nie inne i rywalizują ze swoimi rówieśnikami.
Rekrutacja w tym roku odbywała się w dwóch różnych grupach - oddzielnie dla absolwentów szkół podstawowych, oddzielnie dla gimnazjalistów. I co roku jest rywalizacja, i co roku rodzice i uczniowie nie są pewni, do jakiej szkoły się dostaną.
W tym roku więcej uczniów już po pierwszym etapie rekrutacji dostało się do szkół średnich - prawie 90 proc. W tamtym roku było to około 86 proc., więc wszystkie opowieści, że tegoroczna rekrutacja do szkół średnich była trudniejsza, gorsza, że miał nastąpić jakiś armagedon, zupełnie nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Są to zaklęcia opozycji, która próbuje w fałszywym świetle przedstawić sytuację w polskiej oświacie.
Podobnie było, gdy wygaszaliśmy gimnazja i tworzyliśmy nową sieć szkół. To znaczy, samorządy ją tworzyły wraz ze zmianą ustawy o nowej strukturze szkół. Wtedy też podobno miała być tragedia, uczniowie mieli nie wiedzieć, gdzie się uczą, a wszystko skończyło się normalnie, szkoły funkcjonowały.
Podobnie było zresztą wtedy, kiedy wprowadziliśmy rodzicom prawo do tego, aby decydowali, czy 6-, czy 7-latki pójdą do szkoły. W polskiej oświacie dzieje się wszystko w porządku i ten rok szkolny będzie kolejnym dobrym rokiem.
Od września w liceach wchodzi nowy program, który budzi pewne zaniepokojenie. Czy będzie doskonalony, zmieniany?
Na razie nie ma powodów do niepokoju. Przypomnę, że zmiana programowa obowiązuje już w szkołach podstawowych. Od września część uczniów, którzy skończyli szkoły podstawowe i trafili do szkół średnich, rozpoczynają naukę według nowego programu. Ale z ich punktu widzenia obojętnie, czy to byłby stary program, czy nowy, to i tak jest nowy etapy edukacji. Z ich punktu widzenia jest to po prostu nowy etap szkolny.
Podstawy programowe, które przygotowaliśmy dla liceów, różnią się od tych, które dotąd obowiązywały, chociażby tym, że cały materiał rozłożony już będzie w liceach na 4 lata, w technikach - na 5 lat.
Dotąd przypomnę liceum było 3-letnie. Teraz więc uczniowie będą mieli dodatkowy rok na to, aby podobny zakres materiału opanować. Dotąd uczniowie po gimnazjum kończyli tak naprawdę materiał w pierwszej klasie szkoły średniej, na przykład z historii, której uczyłem przez ponad 20 lat. Uczniowie w pierwszej klasie szkoły średniej uczyli się XX w., bo w gimnazjum nie zdążyli opanować całego materiału. Potem pozostawało około półtora roku na to, aby przygotować się do matury.
My teraz przywracamy taki normalny cykl wykładu tego przedmiotu, i innych również. Od pierwszej klasy uczniowie więc będą uczyli się najpierw historii starożytnej, średniowiecza i tak dalej, a więc tego normalnego, logicznego ciągu, który powinien obowiązywać.
Przywracamy nauczanie przedmiotowe, przeznaczamy na nie więcej godzin. To naszym zdaniem powinno przynieść poprawę jakości nauczania, większą wiedzę i umiejętności uczniów na zakończeniu tego etapu szkoły.
Za niecałą godzinę przywita pan uczniów w Wysokiem Mazowieckiem.
Wybrałem szkołę w powiecie, w którym było spokojnie, nie było żadnego strajku. To jeden z nielicznych powiatów, gdzie taka sytuacja była, gdzie nauczyciele - z ich punktu widzenia - postawili wyżej dobro uczniów a nie tylko i wyłącznie swoje aspiracje finansowe.
To jest także szkoła branżowa, szkoła zawodowa. Chcemy podkreślać, że te szkoły są bardzo ważne, przedsiębiorcy potrzebują dobrze wykształconych fachowców. Szkoły średnie takie dają, a jednocześnie umożliwiają potem - jeżeli ktoś będzie sobie tego życzył - kontynuowanie nauki na studiach wyższych.
Życzę oczywiście wszystkim dobrego nowego roku szkolnego.