Radio Białystok | Gość | Rafał Rudnicki [wideo] - zastępca prezydenta Białegostoku
- Nie dziwię się, że nauczyciele protestują. Oczywiście, zawsze tutaj poszkodowanymi będą dzieci, młodzież i dlatego zdecydowaliśmy się na powołanie sztabu, żeby te negatywne skutki starać się minimalizować w Białymstoku.
Nauczyciele przygotowują się do strajku. Strajk ma mieć charakter ogólnopolski, a jego przeprowadzenie zapowiadane jest na czas kwietniowych egzaminów gimnazjalnych i ósmoklasistów. W odpowiedzi prezydent Białegostoku powołał sztab kryzysowy. Chodzi m.in. o zapewnienie opieki dzieciom.
Powstał sztab kryzysowy w związku z zapowiadanym strajkiem nauczycieli
O tym, jaka będzie rola sztabu kryzysowego w wypadku strajku nauczycieli, z zastępcą prezydenta Białegostoku Rafałem Rudnickim rozmawia Jarosław Iwaniuk.
Jarosław Iwaniuk: Panie prezydencie, z jakiego charakteru kryzysem mamy do czynienia?
Rafał Rudnicki: Uważam, że sytuacja jest bardzo poważna i wbrew temu, co mówią chociażby przedstawiciele Ministerstwa Edukacji Narodowej, ona wymagała i wymaga koordynacji działań, powołania takiego właśnie sztabu kryzysowego w mieście Białystok.
Zresztą takie sztaby powoływane są także w innych miastach, dużych miastach w Polsce, bo jest to problem społeczny.
Powołanie sztabu kryzysowego bardziej jednak kojarzy się z jakimś kataklizmem. Czy to nie przedwczesne działanie, z lekka sugerujące nieuchronność strajku?
Moim zdaniem do tego strajku dojdzie.
Rozmowy trwają.
Nie wiemy tylko, w jakim procencie, ilu nauczycieli zdecyduje się strajkować. Natomiast oczywiście, zawsze powołanie sztabu kryzysowego - sama nazwa sugeruje, że jest to coś groźnego. Ale uważam jako z jednej strony osoba odpowiedzialna za edukację w mieście, a z drugiej strony jako rodzic dziecka, które akurat jest ósmoklasistą, że to jest sytuacja naprawdę wyjątkowa, że grozi nam pewnym paraliżem. Paraliżem, który przede wszystkim uderzy w dzieci i młodzież.
Czym się zajmie ten sztab?
Będzie przede wszystkim miał za zadanie z jednej strony monitorować sytuację i dlatego w jego składzie są przedstawiciele departamentu edukacji, a z drugiej strony znaleźć rozwiązania na te dni, kiedy może dojść do strajku, czyli 8 kwietnia i później, dlatego są w nim przedstawiciele i chociażby departamentu kultury, promocji i sportu, i departamentu białostockiej komunikacji miejskiej, i jednostek takich jak Białostocki Ośrodek Sportu i Rekreacji po to, żeby w razie czego mieć pewne propozycje rozwiązań, które pozwolą na to, żeby zapewnić bezpieczeństwo dzieci i młodzieży, które nie będą miały odpowiedniej liczby opiekunów w szkołach.
Przewiduje pan współpracę z podlaskim kuratorium oświaty?
Zawsze liczę na współpracę. Na pewno zaproszę przedstawicieli kuratorium oświaty do tego, żeby być może albo pani kurator, albo ktoś od niej delegowany też był w tym sztabie, bo mi zależy na tym, żeby znaleźć rozwiązanie, które w jak najmniejszym stopniu uderzy w dzieci i młodzież.
I jak patrzę niestety na decyzje podejmowane przez kuratorium oświaty i na słowa, które tam są wypowiadane, jak również przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, to mnie niezwykle martwi taki lekceważący stosunek do dzieci, do młodzieży.
Podam przykład, który w jakiś sposób wiąże się z tym strajkiem, ale tak naprawdę wiąże się z sytuacją w edukacji, w oświacie. A mianowicie kwestie związane z podwójnym naborem do szkół średnich. Kiedy okazuje się, że dzieci będzie dwa razy więcej, w przypadku takich miast jak Białystok to zaczyna być problemem, bo lekcje będą się kończyły o 17:00, o 18:00, a w niektórych przypadkach o 19:00, to z drugiej strony ze strony kuratorium słyszę, że przecież to żaden problem, bo za naszych czasów też tak długo się uczyliśmy. Ale to było 30 czy 40 lat temu, czasy się zmieniły. Powiedziałem wprost do przedstawicieli kuratorium: jeśli uważacie, że to nie jest taki problem, to stańcie przed rodzicami, powiedzcie, że to żaden problem, że wasze dziecko będzie się uczyło do 17:00 czy 18:00. Odważnych nie ma.
To jest na pewno problem. Ale problemem moim zdaniem jest również i to, że taka forma protestu jak strajk to stawianie uczniów w charakterze zakładników. Nie jest to chyba najlepszy przykład dawany przez dorosłych dzieciom.
Każdy decyduje się na strajk, kiedy jest postawiony pod ścianą. Jest to ostateczna decyzja o takiej formie protestu, zawsze bardzo trudna. Rozumiem nauczycieli, bo ich sytuacja materialna jest sytuacja niezadowalającą.
Dotychczasowe rozmowy, które były prowadzone z Ministerstwem Edukacji Narodowej, chociaż tutaj nie chcę wychodzić na rzecznika związków zawodowych, nie przyniosły żadnych rezultatów. Władze liczą na to, że ten problem uda się rozwiązać, przeciągając go w czasie, nie prowadząc żadnych dalszych dyskusji, żadnych rozmów, żadnego dialogu.
Uważam, że to błąd, bo zawsze jestem za tym, żeby rozmowy prowadzić. Natomiast oczywiście, to jest najbardziej drastyczna, najbardziej uderzająca w dzieci, młodzież, też w rodziców, forma protestu. Ale jeśli wszystkie pozostałe nie dały rezultatu, to nie dziwię się, że nauczyciele zdecydowali się na taki krok, bo ich sytuacja materialna jest zła.
I to nie jest tak, jak mówi jeden z ministrów rządu, że na rękę nauczyciel dostaje takie samo wynagrodzenie co poseł. To wręcz zostało obrócone w żart, że oczywiście na jedną rękę, a na drugą rękę jest druga część wynagrodzenia i to powoduje, że to wynagrodzenie jest dwa razy wyższe w przypadku parlamentarzystów niż nauczycieli.
Nie dziwię się, że nauczyciele protestują. Oczywiście, zawsze tutaj poszkodowanymi będą dzieci, młodzież i dlatego zdecydowaliśmy się na powołanie sztabu, żeby te negatywne skutki starać się minimalizować w mieście Białystok.
Sztab kryzysowy przede wszystkim, jak pan mówił, ma zapewnić opiekę dzieciom i młodzieży, ale strajk zaplanowany jest w trakcie kwietniowych egzaminów gimnazjalnych i ósmoklasistów. Może też zahaczyć o egzamin maturalny. Dyrektor jednej ze szkół w Białymstoku mówił w Radiu Białystok, że jeżeli 75 do 80 proc. nauczycieli przystąpi do strajku, to przeprowadzenie tych egzaminów technicznie będzie niemożliwe. Czy Urząd Miasta w jakiś sposób będzie pomagał w przeprowadzeniu tych egzaminów. W jaki sposób może wspomóc? Bo mówił pan wczoraj o wspomaganiu dyrektorów, ale to jest ich rola jednak.
Tak, to rola dyrektorów. Tutaj Ministerstwo Edukacji Narodowej ma taki pomysł, żeby zmienić rozporządzenie po to, żeby ewentualnie emeryci, osoby z innych placówek mogły być w komisjach egzaminacyjnych. Ale to - tak jak powiedziałam wczoraj na konferencji - to tylko i wyłącznie prawo dyrektora, żeby takie osoby znaleźć i takie osoby zatrudnić.
Tylko oczywiście wtedy powstaje pytanie, skąd znaleźć wynagrodzenie dla tych osób za to, że zasiadają w tychże komisjach. Jest to temat bardzo złożony. My oczywiście będziemy starali się pomagać dyrektorom, jeśli okaże się, że w danej szkole jest zagrożenie związane z tym egzaminem. Ale mówię, za tę sytuację przede wszystkim odpowiada Ministerstwo Edukacji Narodowej, które od jakiegoś czasu stara się przerzucić odpowiedzialność za ten stan rzeczy niestety na samorządy. Nad czym bardzo ubolewamy.
Wspomniał pan o podwójnym naborze do szkół średnich w tym roku. Czy już wiadomo w ilu placówkach w Białymstoku będą podwójne klasy, a w ilu nie?
To tak naprawdę dopiero okaże się po naborze. Wiemy, że mniej więcej 4 000 dzieci jest z miasta Białystok, 4 000 spoza Białegostoku trafi najprawdopodobniej do naszych placówek oświatowych. Zobaczymy, jak to dyrektorzy ułożą. Na pewno sytuacja będzie trudna, ale to okaże się dopiero wtedy, kiedy zostanie przeprowadzony nabór.
Strajk może przeszkodzić w sprawnym przeprowadzeniu tego naboru?
Nie. Moim zdaniem strajk w żaden sposób nie przeszkodzi. Odbędzie się nabór, który odbywa się w sposób elektroniczny. Myślę, że tutaj nie będzie żadnych problemów.
Stanowisko Unii Metropolii Polskich, które podpisał również prezydent Białegostoku, mówi między innymi o tym, że obecna subwencja oświatowa, jaką z Ministerstwa Edukacji dostają samorządy, jest niewystarczająca. Ile samorząd Białegostoku dopłaca do funkcjonowania oświaty w mieście?
Mniej więcej otrzymywaliśmy 61 proc. z subwencji oświatowej środków w roku 2017. W 2018 r. - 58 proc., czyli jak widać, ta subwencja cały czas się zmienia. W budżecie to mniej więcej 700 milionów kosztuje nas oświata. To jest około 30 proc.
My z roku na rok niestety dokładamy do funkcjonowania oświaty coraz więcej i nad tym ubolewamy, bo rozmowy - i tutaj powiem tak, obojętnie, kto rządzi w Ministerstwie Edukacji Narodowej - są trudne i zawsze każdy rząd stara się tę subwencję, mówiąc kolokwialnie, przycinać. I my jesteśmy jako samorządy zmuszeni dokładać. Ale nas, i to można przeczytać w stanowisku Unii Metropolii Polskich, najbardziej boli to, że nikt nie stara się z nami prowadzić żadnego dialogu, że nie jesteśmy zapraszani do stołu rozmów, że ministerstwo wychodzi z założenia, że samorządy będą w stanie to wytrzymać. Jak do tej pory wytrzymują, ale to oczywiście odbywa się w ten sposób, że traci na tym jakaś inna pozycja budżetowa, że pieniądze są przesuwane na oświatę, bo na oświacie nie można oszczędzać.