Radio Białystok | Gość | Agnieszka Rzeszewska [wideo] - szefowa oświatowej Solidarności w Podlaskiem
- My jako "Solidarność" nie chcielibyśmy, by ten protest był kosztem dzieci. Dzieci nie mogą być zakładnikami. Zbliża się cała seria egzaminów, od których zależy ich życiowa kariera. Co nie znaczy, że nie chcemy podwyżek.
8 kwietnia rozpocznie się strajk w szkołach i innych placówkach oświatowych, w których - w wyniku referendum - uzyskana będzie zgoda na jego przeprowadzenie - poinformował prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz.
ZNP domaga się 1000 zł podwyżki dla nauczycieli i pracowników oświaty. W styczniu związek wszczął procedury sporu zbiorowego prowadzące do strajku w oświacie.
Decyzją ZNP od 5 marca do 25 marca zostanie przeprowadzone referendum strajkowe we wszystkich szkołach i placówkach, z którymi w ramach prowadzonego z nimi sporu zbiorowego zakończono etap mediacji, nie osiągając porozumienia co do żądania podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli o 1 000 zł.
Prezes ZNP poinformował, że prezydium Zarządu Głównego ZNP ustaliło treść pytania referendalnego. Brzmi ono: "Czy wobec niespełnienia żądania dotyczącego podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli, wychowawców, innych pracowników pedagogicznych i pracowników niebędących nauczycielami o 1000 zł z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 r., jesteś za przeprowadzeniem w szkole strajku począwszy od 8 kwietnia br.?".
(PAP)
O tym z szefową oświatowej Solidarności na Podlasiu Agnieszką Rzeszewską rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: 25 lat temu też był strajk. Jak się skończył?
Agnieszka Rzeszewska: Pamiętny strajk. Bardzo dużo oczekiwań. Liczyliśmy, że rząd nas zrozumie, że wystąpi w naszym interesie, a stało się dokładnie odwrotnie. Niczego nie wygraliśmy, straciliśmy pensje i bardzo długo nie podejmowaliśmy żadnych prób protestu, bojąc się właśnie takich skutków.
Wtedy też matura była na horyzoncie.
Tak, matura była na horyzoncie i wydaje mi się, że właśnie to przesądziło. Nie oddaliśmy po prostu dobra dzieci za własne dobro i przegraliśmy.
Można wyciągnąć wnioski z tamtego czasu. Teraz, gdyby nauczyciele poszli w tę stronę, to byłby kłopot z egzaminami.
Na pewno tak, więc jeśli słyszymy, że dla dobra dzieci będziemy strajkować w momencie, kiedy oni mają egzamin, to wydaje się to raczej nierozsądne. My jako "Solidarność" nie chcielibyśmy, by ten protest był kosztem dzieci. Dzieci nie mogą być zakładnikami.
Zbliża się cała seria egzaminów, od których zależy ich kariera życiowa, więc jeśli mielibyśmy złamać komuś karierę, no trudno wziąć na siebie taką odpowiedzialność. Co nie znaczy, że jako "Solidarność" nie chcemy podwyżek. My chcemy podwyżek, nie strajku. I będziemy próbować wszystkich możliwych rozwiązań, żeby dostać to, o co walczymy, ale nie kosztem dzieci.
Wiadomo, że strajk jest to forma zaszkodzenia komuś, od kogo zależymy, ale z drugiej strony jednak dzieci są dla nas zbyt cenne, żeby można było je poświęcić.
Zapowiada się jakieś pieniądze - czego oczekują nauczyciele, żeby po spełnieniu żądań na przykład, nie doszło do strajku?
"Solidarność" od samego początku mówiła o konieczności zmiany systemu finansowania zadań oświatowych i też zmiany systemu wynagradzania nauczycieli. W skrócie rzecz biorąc, mamy pensje wypłacane nie tak, jak należałoby dzisiaj w tym systemie. Więc do tego zmierzamy, ale słyszymy, że ministerstwo podejmuje już kroki w tym kierunku. Słucha nas.
Słyszymy o 1 tys. zł podwyżki.
Tego oczekuje ZNP. Natomiast przy 700 tysiącach nauczycieli jest to ogromna kwota, którą trudno pewnie wyłożyć jednorazowo.
Przypomnijmy sobie, jak wyglądała historia nauczycieli przy poprzedniej ekipie rządzącej. Przez 8 lat niewiele było tych podwyżek. Od 2012 r. żadnej złotówki. A dodatkowo zostaliśmy obciążeni dwoma godzinami pracy za darmo. Etos zawodu został bardzo zniszczony, tak bym powiedziała. Wszystkie wolne dni, kiedy szkoła jest pusta, niestety nauczyciele musieli tam przyjść. Z byle powodu byliśmy ciągani po komisjach dyscyplinarnych. Teraz też jest natłok takich spraw.
Przestaliśmy być szanowani, a my za swoją ciężką pracę oczekujemy nie tylko dobrego wynagrodzenia, ale też szacunku. A nie lubi nas społeczeństwo i kiedy teraz mielibyśmy jeszcze zrobić krzywdę dzieciom...
51 proc. Polaków jest przeciwko strajkowi.
Trzeba to przemyśleć. Co nie znaczy, że nie szykujemy się do jakiejś akcji protestacyjnej.
W kalendarzy ZNP jest to, że teraz sondowane są szkoły, nauczyciel i oni mają zdecydować, czy ma być strajk. Czy u was też będzie podobnie?
Tak mówi procedura, tak mówi ustawa. Musimy tę procedurę przeprowadzić, żeby dojść do momentu referendum strajkowego, trzeba przejść etap rokowań i mediacji.
Jeśli w ZNP wyjdzie, że strajk będzie, bo nauczyciele będą chcieli, to jak zachowa się "Solidarność"?
My idziemy własną drogą. Czekamy na rozwiązania, które toczą się równolegle. Wiem, że rząd spotkał się na najwyższym szczeblu z Piotrem Dudą. Powstały dwa zespoły negocjacyjne, które 19 mają ostatecznie podjąć decyzję. W tej chwili trwają rozmowy. Wczoraj też było spotkanie na szczeblu rządowym, więc czekamy na wyniki tych negocjacji.
Co nie znaczy, że my tego procesu sporu zbiorowego nie przeprowadzimy. Od poniedziałku mamy spotkania i wtedy podejmiemy decyzję. To jest długi proces. Najpierw trzeba wystąpić do pracodawców. Jeśli oni nie spełnią naszych żądań, a spełnić ich nie mogą, bo one dotyczą rządu...
Ale rząd ma na 13-tkę dla emerytów, 500 plus od pierwszego dziecka. Można było poczekać na przykład pół roku i dać 1000 zł nauczycielom.
Jeszcze raz powiem. Tysiąc złotych to jest ogromna kwota, nigdy takiej podwyżki nie dostaliśmy. Na razie dostajemy 16 proc. przez 2 lata. Przez tamte 8 lat dostaliśmy 1 proc. rocznie można powiedzieć, bo była wysoka inflacja. Jeszcze dostaliśmy dwie godziny za darmo. To nie jest dużo z punktu widzenia nauczyciela, niemniej jednak jakieś podwyżki są. Chcemy więcej. My chcemy jako "Solidarność" 15 proc. jednorazowo - to jest około 600 zł. Chcemy procentowo, bo procenty zamieniają się co roku w kolejną kwotę.
Jak się znajdzie 600 zł, to 400 można dołożyć i będzie tysiąc. I jakoś pójdzie.
Na to pytanie nie odpowiem. Zmierzamy do tego, żeby wszystkie pensje nauczycieli, zasadnicze pensje, były wyższe, bo do tego zawodu nie przyjdą już młodzi ludzie. Dzisiaj nauczyciel stażysta zarabia 1 800 - 1 900 zł na rękę, więc to za mało, żeby chciał do tego zawodu przyjść. Nie chcemy, żeby to była negatywna selekcja. Chcemy, żeby najlepsi przychodzili do tego zawodu, więc powinni dostać płacę godną. I dlatego właśnie protestujemy.
Wszyscy o tym mówią, wszyscy ponoć to rozumieją i do tej pory pieniędzy się nie znajdowało. Czy rząd się uprze i nie da, czy rząd się ugnie i da?
Liczymy na to, że się ugnie, że jednak to zagrożenie strajkiem czy jakąkolwiek inną formą protestu, która może utrudnić funkcjonowanie szkół, ugnie się. Na to liczymy, właśnie po to prowadzimy ten spór, żeby móc uzyskać zrozumienie.
Przy poprzednim strajku rząd upadł.
No właśnie. To też trzeba wziąć pod uwagę. Co nie znaczy, że nauczyciele są dobrze opłacani.
Co oznacza, że ta akcja również jest związana z polityką.
No z pewnością. Jeśli nie dobro dziecka, bo tutaj go nie widać, a najważniejsze jest to, żeby ten proces trwał jak najdłużej, słyszymy - do odwołania, czyli być może aż do wyborów, to można mieć wrażenie, że to jest akcja polityczna, która niekoniecznie służy dobru nauczycieli. Nauczyciele stają się narzędziem w tym momencie. To wszystko trzeba wziąć pod uwagę.
Ja jestem przed spotkaniem z moimi przewodniczącymi kół i chcę wiedzieć, jak oni na to się zapatrują.
Gdybyśmy wzięli pod uwagę najgorszy scenariusz: mamy strajk i terminy egzaminów są zagrożone. Nie można tego przesunąć? Nie można tego w jakiś sposób ustawić tak, że do momentu, kiedy strajk się nie skończy, to nie ma egzaminów, a potem, jak się skończy, to egzaminy są?
Ale jeśli słyszymy, że do odwołania, to być może ten strajk nie skończy się przed rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego. To dzieci nie będą miały żadnej możliwości dostania się do swoich zaplanowanych szkół.
Trzy miesiące wakacji dla dzieci w czasie strajku? To jest możliwe? Jak to będzie wyglądało?
Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć.
Jak było 25 lat temu?
Myśmy byli w szkole każdego dnia.
Dzieci przychodziły?
Część dzieci była oczywiście pod opieką, bo małych dzieci przecież nikt nie mógł zostawić w domu, więc ta opieka była. Jednocześnie nie prowadziliśmy zajęć. Byliśmy w szkole, okupowaliśmy szkołę, ale dzieci, te najmłodsze na pewno opiekę miały. Większość niestety rodziców musiała sobie poradzić z opieką samodzielnie.
Czyli musimy być przygotowani na ten najgorszy wariant, organizować już opiekę dzieciakom?
Nie odpowiem na to pytanie. Tego chcę ZNP. "Solidarność" będzie z każdej strony próbowała dojść do porozumienia, żeby dostać to, na co czeka. Strajk jest ostatecznym rozwiązaniem. Jaką podejmiemy formę protestu, na to pytanie nie odpowiem, bo musimy przejść cały proces sporu zbiorowego, który zakończy się mediacjami i pewnie protokołem rozbieżności. Dopiero wtedy będzie referendum strajkowe.
Jak wypadnie? My teraz przecież nie umiemy odpowiedzieć na to pytanie, jak referendum strajkowe prowadzone przez ZNP się skończy. Społeczeństwo nie chce. Sami nauczyciele nie wiemy, zobaczymy. To będzie jakaś próba.