Radio Białystok | Gość | dr Konrad Szamryk - językoznawca
"To nie tylko poloniści, to nie tylko dziennikarze, to nie tylko osoby z wykształceniem filologicznym muszą posługiwać się poprawną polszczyzną."
"Dbajmy o swój najpiękniejszy na świecie język ojczysty" - takie jest przesłanie dla Polaków na przypadający dziś Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. W jaki sposób chronić polszczyznę i co jej dzisiaj zagraża? O tym z językoznawcą dr. Konradem Szamrykiem z Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: To święto, zainicjowane na świecie w latach pięćdziesiątych przez UNESCO, ma dopomóc w ochronie różnorodności językowej, jako dziedzictwa kulturowego. Czy jest zatem coś co zagraża dzisiaj polszczyźnie?
dr Konrad Szamryk: Myślę, że jest tego sporo, ponieważ jest czymś bardzo dynamicznym i ponieważ też cywilizacja bardzo dynamicznie się zmienia, więc w związku z tym zmienia się też język.
Gdybym miał wskazać takie, moim zdaniem, największe zagrożenie, to jednak pewna kolokwializacja, czy potocyzacja języka, to znaczy, że właśnie język traci swoją różnorodność. Dla wielu osób coraz częściej takim podstawowym i właściwie jedynym językiem jest polszczyzna potoczna.
I nie wiedzą ludzie co to znaczy nawet ta wzorcowa, ten potoczny język słychać w mediach, słychać też w publicznych debatach, zatarła się ta granica.
Tak, granica między oficjalnością a potocznością się zaciera, ponieważ doszło do pewnych przemian też grzecznościowych, ale też jest taka moda - moda na młodość, moda na luz, moda na potoczność. Zwłaszcza młodzi użytkownicy, ale przyznam szczerze wcale też nie tacy młodzi, zaczynają używać słów, które do tej pory były zarezerwowane dla sytuacji takich nieoficjalnych. Powszechnym jest powiedzmy mówienie "facet" zamiast mężczyzna.
Gość...
Gość na przykład, właściwie mam wrażenie, że chyba już nikogo nie rażą takie słowa, jak "ściema", jak "rzygać". Coraz częściej używają tych słów osoby występujące w telewizji i w ogóle nie czują, że te słowa nie pasują do tej sytuacji.
Są niestosowne.
Są tak niestosowne, że właściwie w sytuacjach oficjalnych nie powinny się absolutnie pojawić.
Musimy pamiętać o tym, że mamy różne odmiany polszczyzny i tą naszą najczęściej używaną na co dzień jest ta warstwa wspólna słownictwa, a ona jest nienacechowana. Do tego często używamy też tego, co badacze niektórzy nazywają polszczyzną potoczną, czyli polszczyzną obsługującą takie codzienne kontakty, swobodne rozmowy właśnie nieoficjalne. I do tego mamy jeszcze polszczyznę oficjalną, która jest zarezerwowana dla wszelkiego rodzaju właśnie wystąpień publicznych, dla wystąpień oficjalnych, ale też dla takich sytuacji, kiedy rozmawiają dwie osoby i te osoby są nierównorzędne, to znaczy ktoś jest na przykład wyższy rangą. I do tej pory większość użytkowników jednak całkiem sprawnie rozróżnia te rejestry polszczyzny, czy te warstwy polszczyzny, to znaczy nie wypadało jednak powiedzieć do szanownej pani profesor, że widziało się kiepski film czy kiepską książkę, bo jednak ten wyraz "kiepski" był nacechowany potocznie, a przypomnę, że jeszcze kiedyś był to wulgaryzm i to taki dosyć mocny wulgaryzm.
A teraz, niestety, użytkownicy coraz mniej zdają sobie sprawę z tego, że pewnych wyrazów nie powinno się używać. Co mnie, jako obserwatora polszczyzny przeraża, to właśnie ta potocyzacja, ale też wulgaryzacja polszczyzny, to znaczy, że użytkownicy posługują się takimi słowami, które są wulgarne. I taką zawrotną, straszną karierę robi przymiotnik albo przysłówek, który zaczyna się od "za..." i kończy na "...ście".
Albo "za..." i kończy na "...sty".
Tak, słowo którego ja nie wypowiem na antenie, ponieważ jest to dla mnie wulgaryzm.
Używany powszechnie w takich programach chociażby jak talent show.
Absolutnie używane bardzo często w telewizji, nawet znana restauratorka, która przeprowadza różnego rodzaju rewolucje używa tego słowa nagminnie.
Znana piosenkarka...
Znana piosenkarka, a w ogóle słowo spopularyzował taki piosenkarz z czerwonymi włosami - to między innymi jemu zawdzięczamy karierę tego słowa. Natomiast użytkownicy nie zdają sobie sprawy z tego, że jest to wyraz wulgarny.
Ta wulgaryzacja, potocyzacja języka, co jeszcze pana, jako świadomego użytkownika języka i językoznawcę w tej polszczyźnie teraz niepokoi?
Pewnie miałbym powiedzieć o błędach językowych, ale mam wrażenie, że jednak my jako Polacy mówimy dość poprawnie.
Natomiast to, na co chciałbym zwrócić uwagę, to o takie myślenie - nie jestem polonistą, w związku z tym nie muszę posługiwać się poprawnie językiem polskim. Otóż nic bardziej mylnego!
To nie tylko poloniści, to nie tylko dziennikarze, to nie tylko osoby z wykształceniem filologicznym muszą posługiwać się poprawną polszczyzną. Tak naprawdę to od wszystkich użytkowników wykonujących różnego rodzaju prace i zawody powinniśmy oczekiwać tego, aby posługiwali się jak najlepszą polszczyzną.
Możemy powiedzieć, że z polszczyzną jest jak z brakami w uzębieniu - nie widać tego dopóki nie otworzy się gęby. Chyba od wszystkich powinniśmy wymagać jednak pewnej staranności, pewnego też szacunku do języka, ponieważ uproszczenie języka prowadzi do uproszczenia myślenia i odwrotnie - im bardziej nasz język jest rozwinięty, rozbudowany, im większy mamy zasób słownictwa, tym w lepszy sposób oddaje to nasze myślenie, ponieważ możemy precyzyjniej wyrazić treści, więc możemy coś powiedzieć precyzyjnie, ale coś też możemy lepiej zrozumieć. Mamy na przykład w języku 130 określeń oznaczających emocje, a czasami niektórzy zawierają je w jednym "fajne", albo "super", albo właśnie w tym wyrazie, którego nie użyję.
Warto też zwracać uwagę na to jak mówimy. W tej chwili czymś co mnie bardzo też tak mierzi, jest wszechobecność wyrażeń retardacyjnych, czyli opóźniających wypowiedź: wiesz, no, naprawdę, mmm...
"Jakby" jeszcze, bardzo irytujące.
Tak, to są te wszystkie wyrażenia, które opóźniają naszą wypowiedź, w związku z tym mamy więcej czasu na pomyślenie. Jeśli jest ich kilka i są one zróżnicowane, to wcale nie psują naszej wypowiedzi jakoś mocno. Natomiast najbardziej nas drażni to kiedy tych "wiesz" i "naprawdę", albo "prawda" jest za dużo, kiedy ta wypowiedź właściwie składa się z takich samych wypełniaczy, wyrażeń retardacyjnych.
To zaburza komunikację zwyczajnie, to są śmieci takie językowe.
One pełnią swoją funkcję - pozwalają nam znaleźć czas na to, żeby się zastanowić i zbudować wypowiedź, pod warunkiem, że nie w co drugim wyrazie.
Natomiast jeśli ktoś ma całkiem niezłe kompetencje językowe, to potrafi mówić jednocześnie i myśleć, czyli mówi jakieś zdanie, ale już gdzieś tam z tyłu głowy idzie mi następne i następne, i następne. Natomiast jeśli nie ćwiczymy tego, jeśli nie rozmawiamy, jeśli nie dbamy o nasz język, o to w jaki sposób mówimy, to jest nam po prostu bardzo trudno powiedzieć i pomyśleć, w związku z tym użytkownik wrzuca takie wyrażenia opóźniające, czy retardacyjne, czy te wypełniacze jakkolwiek to nazwać, po to żeby mieć więcej czasu na zastanowienie się, na pomyślenie.
Ale czasami ta wypowiedź niestety z samych wypełniaczy się tylko składa i to jest problem, bo nie ma treści.
I to nas najbardziej drażni.